Coraz mniej uczniów na lekcjach religii w dużych miastach. "Miejsce katechezy jest przy parafiach"
Zainteresowanie lekcjami religii w większych miastach w Polsce znacznie spada. Pokazuje to przykład Warszawy, gdzie nastąpiło prawdziwe tąpnięcie. - Coraz liczniejszą grupę stanowią osoby, które nie zgadzają się z nauczaniem Kościoła z jego działaniami i z tym że jego przedstawiciele nie żyją tym, co głoszą - tłumaczy katechetka.
24.11.2023 | aktual.: 24.11.2023 08:03
Stołeczny ratusz przeprowadził ankietę dotyczącą liczby uczniów uczęszczających na lekcje religii i etyki w placówkach nadzorowanych przez miasto. Z danych można wywnioskować, że ogólne zainteresowanie religią spada. Zmienia się ono wśród uczniów wraz z awansem do kolejnych klas.
Na lekcje religii zapisanych jest 73 proc. dzieci z klas pierwszych, z klas czwartych już 68 proc., natomiast z klas ósmych 43 proc. Natomiast w pierwszych klasach liceów na te lekcje uczęszcza 39 proc. uczniów, w klasach maturalnych zaledwie 15 proc. W technikach na początku uczestniczy w religii 31 proc. młodzieży, a w ostatniej klasie tylko 9 proc.
Ankiety przeprowadzane corocznie przez stołeczny ratusz to efekt inicjatywy warszawskiej radnej Agaty Diduszko-Zyglewskiej. - Wcześniej pokutowało myślenie, że każde dziecko chodzi na lekcje religii i nie ma sensu liczyć tej frekwencji. Od kilku lat, dzięki ankiecie, wiemy nie tylko, jaki procent uczniów uczęszcza na katechezę, ale też, ile zajęcia kosztują system oświaty - komentuje radna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podobnie sytuacja przedstawia się w innych dużych miastach. Jak wynika z danych za rok szkolny 2023/2024 przekazanych Katolickiej Agencji Informacyjnej przez samorządy, w Warszawie, Poznaniu i Wrocławiu uczęszcza na religię 60-70 proc. uczniów podstawówek i jedynie 15-30 proc. uczniów liceów.
Rodzice nie kryją zdenerwowania
Katarzyna, mieszkanka Warszawy, wypisała córkę z katechezy, gdy ta miała siedem lat. - Jak zajrzałam do podręcznika, to mi się włos na głowie zjeżył. Jako dobre uczynki autorzy wymienili wpłacanie darowizn na Caritas albo oddawanie równowartości tygodniówki na kościelną tacę - wspomina.
Córka Katarzyny jest obecnie w czwartej klasie szkoły podstawowej. Kobieta przyznaje, że plan lekcji jest dla dzieci w tym wieku przytłaczający. Przeszkadza jej traktowanie religii jak przedmiotu obowiązkowego.
- Przy tej liczbie lekcji i pracy, jaką muszą wykonać uczniowie, uważam, że religia powinna funkcjonować jak inne dodatkowe zajęcia czy koła zainteresowań. Wolałabym też, żeby szkoła opłaciła matematyka, a nie katechetkę - komentuje.
Katarzyna wytłumaczyła córce, dlaczego nie chodzi na religię. Wychowuje ją zgodnie z własnymi wartościami. Zaznacza też, że gdyby dziewczynka chciała wrócić na katechezę, nie miała by nic przeciwko.
- Szanujemy jej prawo do podejmowania decyzji w tym zakresie. Córka jest dociekliwa, a ja staram się jej wszystko wyjaśniać. Gdy trwał Strajk Kobiet usłyszała od koleżanki, która chodzi na religię, że katechetka tłumaczyła motywację pochodów chęcią zabijania nienarodzonych dzieci. Wytłumaczyłam jej, o co naprawdę walczą kobiety, tak aby dobrze to przyjęła jak na swój wiek - dodaje Katarzyna.
Beata jest praktykującą katoliczką i wychowuje 17-letniego syna w wierze. Nie jest jednak zwolenniczką organizowania lekcji religii w szkole. - Igor rozpoczął właśnie drugą klasę w jednym z warszawskich liceów. Plan lekcji syna pęka w szwach. Rok temu religię miał raz w tygodniu, w środę przed lekcjami. Mógł zrezygnować i nie dokładać sobie obowiązków. Teraz katecheza wypada po trzeciej lekcji, przez co siedzi bezczynnie na korytarzu, zamiast skończyć szybciej dzień nauki - mówi.
Rozmowy Beaty i innych rodziców, których dzieci nie uczęszczają na religię, z dyrektorem szkoły nie pomogły. - Wymawia się brakami kadrowymi i twierdzi, że nic nie może z tym obecnie zrobić. Nie kryłam zirytowania. Mój syn ledwo żyje po całym dniu lekcji, a religia w szkole zabiera tylko resztki jego skupienia i energii. To się musi skończyć. Miejsce katechezy jest parafiach i tylko dla chętnych, bez sztucznego zmuszania dzieci do uczestnictwa - wyznaje.
Zobacz także
54 miliony zł rocznie na lekcje religii
Z reguły katecheza powinna być zaplanowana na początku lub końcu lekcji. Ku zdziwieniu części rodziców w tegorocznych planach zajęć dzieci religia widniała w środku dnia. Uczniowie, którzy nie byli na nią zapisani, mieli okienka. Trudno więc dziwić się wynikiem sondażu IBRiS dla "Rzeczpospolitej" i RMF FM. Z przeprowadzonego we wrześniu badania wynika, że 48,4 proc. ankietowanych wolałoby, żeby lekcje religii odbywały się w parafiach.
Agata Diduszko-Zyglewska nie ma wątpliwości, że lekcje religii należy wyprowadzić ze szkoły. Stanowisko argumentuje dwoma powodami. - Pierwszy z nich jest czysto ekonomiczny. Warszawę katechezy kosztują 54 miliony zł rocznie. Kościół otrzymuje natomiast darmową promocję religii, a do tego zajmuje za darmo ogromną liczbę sal lekcyjnych. Szacuje się, że w większej szkole odpowiada ona nawet 100 godzinom lekcji tygodniowo. Podczas gdy za wynajem sal na inne zajęcia dodatkowe szkoła otrzymuje zapłatę, jedna organizacja wykorzystuje okazję i nie dokłada się do budżetu oświaty - dodaje.
Jako drugi powód radna podaje sprzeczność nauki Kościoła z komunikacją szkoły i zasadami działania państwa. - Szkoła jest powszechnym miejscem oświaty, które powinno służyć tak samo wszystkim dzieciom, a nie wyróżniać jedną religię. Do tego tzw. nauka Kościoła stoi w sprzeczności z nauką i nierzadko z prawami człowieka - komentuje.
Diduszko-Zyglewska zauważa także, że lekcje religii są niesłusznie organizowane w środku planu lekcji, co znacznie go wydłuża. - Uczniowie, zamiast wykorzystywać najlepsze pory dnia do nauki matematyki, fizyki czy biologii, spędzają czas na korytarzach lub katechezie - dodaje radna. Powołując się na 53 artykuł Konstytucji, Diduszko-Zyglewska podkreśla, że takie ustawienie lekcji jest łamaniem zasady wolności sumienia i wyznania.
- Każdy z nas ma prawo do nieujawniania światopoglądu i wyznania. Jeśli katecheza jest w środku, rodziny nie mogą ukryć tego, w co i czy wierzą. Jest to więc niszczenie szkolnej wspólnoty podziałem religijnym - komentuje.
"Niektórzy rodzice są sceptyczni"
Z perspektywy Olgi, katechetki pracującej w szkole podstawowej, sytuacja związana z nastawieniem do lekcji religii jest złożona. - Jedną sprawą jest to, co robi Kościół, zwłaszcza w Polsce, jako instytucja, co przekłada się na społeczną niechęć wobec niego i ludzi, którzy do niego należą - mówi.
Drugą kwestią, wymienianą przez katechetkę, jest system, który sprawia, że uczniowie są przemęczeni. - Widzę uczniów 7 i 8 klas, którzy siedzą w szkole od 8:00 do 15:30, w szkołach średnich często kończą lekcje po 17:00 lub nawet jeszcze później. Nie mają czasu na swoje życie, spotkania ze znajomymi, czas dla siebie, hobby, cokolwiek. Jeśli religia jest pierwszą lub ostatnią lekcją, a uczeń ma możliwość pospać pół godziny dłużej lub wrócić wcześniej do domu, skorzysta z tego. Religia w szkole jest przecież dodatkowym przedmiotem - komentuje.
Olga wie z doświadczenia, że o uczęszczaniu lub nieuczęszczaniu dziecka decydują głównie rodzice. Zauważa kilka przyczyn, przez które wypisują pociechy z katechezy. W pierwszej kolejności wskazuje na osoby, które są niewierzące lub innego wyznania i nie widzą sensu, by ich dziecko chodziło na religię.
- Coraz liczniejszą grupę stanowią osoby, które nie zgadzają się z nauczaniem Kościoła Rzymskokatolickiego, z jego działaniami i z tym, że jego przedstawiciele nie żyją tym, co głoszą. Są rodzice, którzy po prostu są przeciwni, czy wręcz wrodzy, Kościołowi i nie chcą, żeby ktokolwiek z ich rodziny miał z tym cokolwiek wspólnego - wylicza.
Katechetka wymienia, poza kwestiami światopoglądowymi, kwestię czysto materialną. - Do religii trzeba kupić podręczniki, które są drogie. Ich cena absolutnie nie jest adekwatna do ich zawartości. Przez to rodzice często decydują się na wypisanie dziecka z religii lub nie zapisanie go na ten przedmiot - dodaje.
- Niechęć wobec katechezy jest i nie da się temu zaprzeczyć - mówi Olga, dodając, że nie zauważa jej jednak wśród swoich uczniów. - Być może trafiłam na placówkę, w której rodzice są dość tolerancyjni, gdyż raczej nie widać niechęci wobec katechezy czy katechetów. Owszem, niektórzy rodzice są sceptyczni - podkreśla.
W tym roku szkolnym po raz pierwszy katechetka została przez rodzica zapytana o kwalifikacje do nauczania religii. Ten sam rodzic sprawdzał, czy faktycznie ukończyła studia teologiczne. - Dopiero potem zapisał dziecko na religię - komentuje.
Sara Przepióra dla Wirtualnej Polski