Blisko ludzi"Dziękujemy za koszmary senne naszych dzieci". Plakaty antyaborcyjne zmorą społeczeństwa

"Dziękujemy za koszmary senne naszych dzieci". Plakaty antyaborcyjne zmorą społeczeństwa

Edyta jechała z synkiem samochodem, kiedy przed nimi pojawił się ogromny bilboard antyaborcyjny. Przedstawiał rozszarpane szczątki malutkiego dziecka. Synek Edyty zapytał jej: "Mamo, a co to takiego?". No właśnie, co to takiego? Plakaty antyaborcyjne od kilkunastu miesięcy zdają się być najpopularniejszą bronią organizacji pro-life w walce ze złagodzeniem ustawy antyaborcyjnej. Tylko czy naprawdę musimy uciekać się do tak drastycznego przekazu, żeby udowodnić swoje racje?

"Dziękujemy za koszmary senne naszych dzieci". Plakaty antyaborcyjne zmorą społeczeństwa
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Paulina Brzozowska

"Nie okłamuję swojego dziecka

Edyta, która na grupie "Dziewuchy dziewuchom" opisała sytuację zetknięcia się z bilboardem, mówi: - Nie okłamuję swojego dziecka. Kiedyś to sobie postanowiłam i do tej pory udało mi się dotrzymać słowa. Tak było i w tym przypadku, choć korciło mnie, by zlekceważyć lub rozmyć temat. W końcu jednak podjęłam decyzje, by odpowiedzieć szczerze i zrozumiale dla 10-latka. Powiedziałam, że w taki straszny sposób niektórzy ludzie wymuszają na innych swoje poglądy. Krzyś zna temat, bo jako jedyne dziecko w klasie nie chodzi na religie i nie raz staczałam regularne boje z katechetką. Mój synek wie, że ludzie mogą kochać Boga w rożny sposób i że należy to akceptować, a jednocześnie zdaje sobie sprawę, że ta zasada nie działa w drugą stronę. Nie raz był ofiarą szkolnych przepychanek na tle religijnym. Wracając do billboardu, był oburzony i lekko wystraszony. Widok faktycznie jest porażający. Najpierw wytłumaczyłam mu pojęcie aborcji. Nie owijałam tego w ładne słówka, powiedziałam, że jest to przerwanie ciąży i zakończenie życia dziecka na bardzo wczesnym etapie.

Obraz
© Facebook.com

Powiedziałam mu, że zdarzają się straszne nieszczęścia w życiu kobiety i czasami trzeba wybrać pomiędzy mniejszym i większym złem. Podałam mu przykład. "Gdybym zaszła teraz w ciążę i ta ciąża zagrażałaby mojemu życiu, to podjęłabym trudną decyzję o aborcji, bo gdybym umarła wydając na świat nowe dziecko, to byłbyś, synku, strasznie nieszczęśliwy. A moim obowiązkiem jako mamy jest przede wszystkim chronić ciebie, Krzysiu” . Zrozumiał bez najmniejszego problemu. Zapytałam, czy chce coś jeszcze wiedzieć, ale odparł, że wie już wszystko i myśli tylko sobie, że takie zdjęcie przy drodze to nie jest w porządku ani dla przejeżdżających ludzi, ani dla rodziców tego dziecka. Mądry jest mój synek – wyjaśnia.

Kiedy zapytałam, co ona sądzi o takim prezentowaniu swoich poglądów dodała: - Myślę, że jest to okrutna manipulacja ludzi bez serca i sumienia, którzy dla idei czystych rąk są w stanie innych unurzać we krwi. Po trupach do celu. A jeśli nawet skrzywdzą kogoś przypadkiem, to trudno, pójdą do kościoła, wyspowiadają się i będzie rozgrzeszenie – mówi.

Za życiem, ale przeciwko prawu

Manipulacja to najczęściej padające określenie w przypadku plakatów przeciwko aborcji. Informacji na ten temat udzieliła nam również Marta Lempart, odpowiedzialna za organizację Czarnych Protestów. - Po pierwsze jest to złamanie art. 51 Kodeksu Wykroczeń, czyli zgorszenie publiczne. Te obrazy nie są dostosowane do wieku, są krwawe i wyjątkowo drastyczne. Ponadto są zmanipulowane. Najczęściej przedstawiają noworodki tuż po narodzinach, pomniejszone i zmodyfikowane w Photoshopie. Często pokazują również płody po poronieniu. To, co na plakacie ma być 7 tygodniowym płodem, najczęściej jest 20 tygodniowym martwym noworodkiem. Takie przypadki trzeba przede wszystkim zgłaszać. To jest łamanie prawa i trzeba z tym walczyć - mówi Marta.

- Wykorzystywanie takich obrazów pokazuje też, że stronie pro-life brakuje argumentów, skoro muszą uciekać się do pokazywania zmanipulowanych zdjęć martwych płodów, żeby kogoś przekonać do swojej racji. Jednocześnie widać, jak tzw. pro-life liczy się z uczuciami kobiet zmuszonych do patrzenia na te obrazy - po poronieniach, czy będących w trudnych ciążach. W ogóle ich to nie obchodzi - bardzo po chrześcijańsku! – dodaje działaczka.

Obraz
© Facebook.com

Każdego dnia jeżdżąc na uczelnię mijam szpital na warszawskim Solcu. Przynajmniej kilka razy w miesiącu widzę tam ludzi z plakatami i banerami. Na każdym z nich krwawe obrazy postaborcyje. W szpitalu oddział ginekologiczny, na którym codziennie kobiety walczą o życie swoje i swoich dzieci. Niemal każdego dnia którąś z nich spotyka tragedia i jej dziecko umiera. Kobieta wychodzi ze szpitala i pierwsze co widzi, to zakrwawiony martwy płód. To ma być w porządku? To ma być pro-life?

Nie utrudniajmy i tak trudnej sytuacji

Głos w tej sprawie zabrała również działaczka partii Razem, która wypowiedziała walkę drastycznym banerom w swojej akcji "Szantaż z dala od szpitala". Daria Gosek-Popiołek sama jest matką. Wie, jak takie obrazy mogą wpłynąć na psychikę. - W szpitalu, w którym trzy miesiące temu urodziłam córkę, na oddziale ginekologiczno-położniczym z onkologią ciężarne kobiety walczą o zdrowie i życie. Ten sam szpital jedna z organizacji fundamentalistycznych przekształciła w pole bitwy o zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. Jak opisać doświadczenie kobiety w ciąży, która mija galerię zmanipulowanych zdjęć zakrwawionych płodów? Jak bardzo pozbawionym empatii trzeba być, by zmuszać ciężarne kobiety do oglądania tych kłamliwych i drastycznych banerów? Nie dajmy się terroryzować fundamentalistom! – mówiła działaczka przy okazji głośnego protestu przeciw umieszczaniu w przestrzeni publicznej zdjęć szczątek dzieci.

Popiera ją również zaangażowana w sprawę Dorota Kawęcka, członkini partii Razem. - To jest najwyższy stopień szantażu emocjonalnego. W ten sposób organizacje pro-life chcą zastraszyć kobiety, które znalazły się w bardzo trudnej sytuacji, które być może muszą podjąć decyzję o usunięciu ciąży ze względów zdrowotnych. To forma zastraszenia także ich rodzin i lekarzy, którzy takich zabiegów się podejmują. Uważamy, że o aborcji należy rozmawiać przede wszystkim merytorycznie, a nie przy pomocy zmanipulowanych obrazów. Nie każdy chce, żeby jego dziecko oglądało tego typu plakaty. W takiej sytuacji należy zgłaszać to do odpowiednich organów. Wierzymy, że z tym da się walczyć. Na wokandzie sądu znalazła się chociażby sprawa plakatu antyaborcyjnego przy Monte Cassino. Wyrok w tej sprawie ma zapaść w grudniu. Nie dajmy się zastraszyć – mówi w rozmowie z WP Kobieta.

Nikt nie chce zabijać małych dzieci

Podobne zdanie ma także Krystyna Romanowska, dziennikarka i współautorka książki "9 rozmów o aborcji". - Wizerunki zakrwawionych ciał płodów to najobrzydliwszy emocjonalny szantaż, jakiego można się dopuścić. Wyklucza bowiem jakąkolwiek dyskusję na temat dopuszczalności aborcji. Co można bowiem powiedzieć, widząc taki obraz? Można powiedzieć tylko: takie rzeczy nie powinny się dziać. Nie znamy jednak kontekstu, nie wiemy, czy to co przedstawia obraz, było poronieniem naturalnym, czy dziecko urodziło się martwe, czy też jest to faktycznie ofiara aborcji. Ale przekaz jest mocny, to prawda - najmocniejszy z możliwych i gra na największej wrażliwości - nikt nie chce zabijać małych dzieci - mówi.

- Lekarze twierdzą, że wizerunki płodów pochodzą z lat 50. z amerykańskich klinik i są de facto zdjęciami mocno uszkodzonych płodów, które urodziły się martwe. Ustawianie takich wizerunków przed szpitalami wytwarza atmosferę, w której ma się wrażenie, że szpitalne zaplecza są pełne zakrwawionych płodów, a lekarze to mordercy. Ba, wszyscy jesteśmy mordercami, oprócz działaczy pro-life. Dorośli jakoś sobie z tym poradzą. Chodząc na wywiady do szpitala Orłowskiego w Warszawie, wielokrotnie natykałam się na stojący przed wejściem samochód dostawczy oplakatowany krwawymi obrazami - komentuje.

- Odwracałam się, żeby nie patrzeć, ale zachodziłam w głowę, jak mocno zaburzony umysł mógł wpaść na pomysł, żeby narażać właściwie wszystkich pacjentów szpitala (ludzi często starszych, cierpiących) na tego typu obrazy? Jak wytłumaczyć ten plakat dziecku? Jak reagować, kiedy będzie się w nocy budziło z płaczem, bo mu się to przyśni. Dziękujemy działaczom pro-life za koszmary senne naszych dzieci – wyjaśnia w rozmowie z nami.

Głosy protestu

W sieci nie brakuje głosów oburzenia przeciwko bilboardom. "Obrzydliwa manipulacja", "Zgłosić to na policję", "Kto na pozwala? Skandal", "Co ja mam powiedzieć 3-letniej córce, która na to patrzy?" – takich komentarzy pod zdjęciami antyaborcyjnych plakatów jest najwięcej.

Co ciekawe, środowisko pro-life unika komentarzy w tej sprawie. Znana działaczka Kaja Godek po prostu odłożyła słuchawkę. Również psychologowie dziecięcy starają się za wszelką cenę unikać komentowania tego zjawiska. Jak widać zastraszanie społeczeństwa przez obrońców życia zaczyna mieć oczekiwany przez nich wydźwięk.

Nie usuwamy dzieci dla sportu

Niestety organizacje pro-life ciągle się rozkręcają. Pikiety i niewielkie plakaty zastąpiły bilboardy ze zdjęciami martwych płodów, które wiszą już chociażby w podwarszawskich Markach, na ul. Płowieckiej w Warszawie, w Krakowie, czy pod Zakopanem. Wszystkie mają ten sam wydźwięk. "Aborcja zabija". A my musimy na to patrzeć. W moim bliskim otoczeniu są kobiety, które straciły dziecko. Widok ich twarzy, kiedy widzą taki plakat zostanie ze mną do końca życia. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie mi dane doświadczyć takiego bólu.

Aborcja to nie jest łatwy wybór. Kobiety, które się jej podejmują, nie chełpią się tym, nie robią tego dla rozrywki. One po prostu muszą podjąć bardzo trudną decyzję i wybrać między tym, co dobre dla nich i dla dziecka, a tym, co zdaniem społeczeństwa jest moralne. Nie usuwają dzieci dla sportu. Nie piszą na Facebooku: Usunęłam dzisiaj dziecko! One cierpią i przeżywają tragedię. A szczucie ich takimi obrazami jest po prostu nieetyczne.

Fakt, że muszą patrzeć na nie małe dzieci, które jeszcze nie rozumieją, jak funkcjonuje świat i jak trudnych sytuacji doświadczają czasami dorośli, to absolutny skandal. Dziecko nie jest gotowe na to, żeby oglądać zakrwawione zwłoki. My też nie.

Źródło artykułu:WP Kobieta
aborcjapro-lifepartia razem

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (96)