Dzień Nauczyciela. Odwieczna walka o ceny prezentów trwa w najlepsze
Telewizor, sznur pereł albo eleganckie pióro. Prezenty na Dzień Nauczyciela już dawno wyszły poza strefę kwiatów i czekoladek. Rodzice prześcigają się w pomysłach, a pedagodzy mówią "stop". Bo wcale tego przepychu nie potrzebują.
Prezenty dla nauczycieli co roku wywołują burzę komentarzy zarówno wśród rodziców, jak i grona pedagogicznego. Pojawia się odwieczny dylemat, czy kupować symboliczny kwiat i bombonierkę, czy może wybrać coś bardziej wyszukanego. I chociaż między rodzicami trwa zażarta dyskusja, nauczyciele mają na ten temat dość zgodne opinie.
Niezręczne sytuacje
- Nie chcę i nie potrzebuję takiej "szopki" z podarunkami – mówi Dorota Osmólska, nauczycielka fizyki w jednym z wrocławskich liceów. – Zawsze mi jakoś głupio, kiedy dostaję np. bon do sklepu z biżuterią na kilkaset złotych. Strasznie niezręczna sytuacja. Nauczanie to moja praca, dawanie mi luksusowych prezentów może być źle odebrane przez dyrekcję. Wolałabym dostać symboliczne kwiaty i na przykład zdjęcie z moją klasą w ramce. Liczy się gest, a nie cena – tłumaczy pedagożka.
Wystarczy spojrzeć na fora internetowe i grupy na Facebooku, żeby przekonać się, że nie ona jedna ma takie zdanie. Nauczyciele otwarcie mówią, że nie chcą zegarków, wycieczek i sprzętu AGD. W zasadzie najchętniej nie przyjmowaliby żadnych podarunków i zapomnieli o Dniu Nauczyciela.
Nadmiar oczekiwań
- Dla mnie ten dzień jest koszmarny. Zamiast wykonywać swoją pracę, muszę chodzić z apelu na apel, żadnej kartkówki nie zrobię, bo przecież nie wypada, skoro dostałem prezenty. Rodzice ścigają się wymyślaniu coraz to lepszych i droższych podarków, a ja bym chciał tylko spokoju. To, że dostanę drogie pióro i notes w skórzanej oprawie nie sprawi, że będę dane dzieciaki lubił bardziej albo mniej. To jest zupełnie zbyteczne – przyznaje Filip, nauczyciel WF-u i edukacji dla bezpieczeństwa z Warszawy.
- Kiedy klasa wręcza mi upominek za te kilkaset złotych mam wrażenie, że to budzi w nich jakieś oczekiwania względem mojej osoby. Czuję, że liczą na lepsze traktowanie. Że powinnam im dzięki temu trochę "odpuścić". A jeśli tego nie zrobię, będą zawiedzeni i będą mieć żal. Dlatego wolę nie dostawać nic, niż prezent za kupę kasy – dodaje Ania, nauczycielka wczesnoszkolna z Łodzi.
"Z pompą"
Mimo corocznych apeli, rodzice zdają się postulatów nauczycieli w ogóle nie zauważać. Ewa co roku przechodzi przez to samo. Kilkanaście dni przed Dniem Nauczyciela rodzice w szkole jej synów zaczynają szukać idealnego prezentu dla pedagogów. Z roku na rok upominki stają się coraz bardziej wyszukane. Nikt już nie myśli o symbolicznym podarunku. Ma być "z pompą".
- Nikt nawet nie wspomni, że to może za dużo, że przesada. Rodzice prześcigają się w pomysłach na najbardziej oryginalny i wyjątkowy prezent. A może wystarczyłoby coś małego i symbolicznego – mówi.
Rodzicielskiej "sforze" przeciwstawiła się Beata. Stanęła przed decyzją: dorzucić się 80 zł do naszyjnika z pereł dla wychowawczyni syna, czy zachować zdrowy rozsądek. Wygrało to drugie. – Ponieważ nauczycielka mojej córki uwielbia perły, co widać w jej ubiorze, trójka klasowa zdecydowała, że w tym roku na 14 października dostanie od dzieci właśnie sznur pereł. Cena tego cudeńka opiewała na jakieś 2,5 tys. złotych. Kiedy powiedziałam, że się nie dorzucę, usłyszałam, że to wstyd – mówi z przejęciem mama 11-latki.
Mama jednego z dzieci, które chodzą do klasy z córką Beaty, wysłała do niej SMS-a. Postawiła sprawę jasno. Albo kobieta zapłaci składkę na upominek, albo jej córkę czeka niemalże ostracyzm. "No trudno. Wstyd dla twojej córki. Wszystkie dzieci będą wręczać prezent, a ona będzie stać z boku. Wyjdziecie na skąpiradła. Szkoda" – przeczytała. - Teraz już sama nie wiem, czy warto ryzykować i narażać dziecko na nieprzyjemności, czy może jednak odpuścić – dodaje zrezygnowana Beata.
Łapówka w białych rękawiczkach
Chociaż już naszyjnik z pereł za 2,5 tys. złotych brzmi jak ekstrawagancja, tak do prawdziwego absurdu doszło w szkole Kasi. – Kiedyś rodzice mojego kolegi chcieli kupić dla nauczycielki telewizor. Nie żartuję. Telewizor – wspomina dwudziestolatka. – Był na przecenie, więc nie byłby to tak gigantyczny wydatek, ale jednak rzędu kilkuset złotych. Niestety byli to rodzice, którzy uważali, że drogim prezentem poprawią szkolną sytuację swoich dzieci. Łapówka w białych rękawiczkach. Na szczęście ktoś ich w porę upomniał i kupili coś mniejszego. Niesmak jednak pozostał – dodaje.
Coroczna parada najbardziej "wypasionych" prezentów wydaje się narastać i nabierać rozpędu. Chociaż każdy październik mija pod hasłem: "nie potrzebujemy prezentów i nie chcemy zbędnego kłopotu", rodzice zdają się nie słuchać sugestii. Zastanawiające jest tylko to, jakie pomysły pojawią się w przyszłym roku. I czy samochód albo apartament znajdą się poza zasięgiem rodziców.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Zrezygnowała z posiadania dzieci ze względu na ekologię. Aktywistka wyjaśnia powody