Dzień Nauczyciela. Odwieczna walka o ceny prezentów trwa w najlepsze
14.10.2019 14:13, aktual.: 14.10.2019 16:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Telewizor, sznur pereł albo eleganckie pióro. Prezenty na Dzień Nauczyciela już dawno wyszły poza strefę kwiatów i czekoladek. Rodzice prześcigają się w pomysłach, a pedagodzy mówią "stop". Bo wcale tego przepychu nie potrzebują.
Prezenty dla nauczycieli co roku wywołują burzę komentarzy zarówno wśród rodziców, jak i grona pedagogicznego. Pojawia się odwieczny dylemat, czy kupować symboliczny kwiat i bombonierkę, czy może wybrać coś bardziej wyszukanego. I chociaż między rodzicami trwa zażarta dyskusja, nauczyciele mają na ten temat dość zgodne opinie.
Niezręczne sytuacje
- Nie chcę i nie potrzebuję takiej "szopki" z podarunkami – mówi Dorota Osmólska, nauczycielka fizyki w jednym z wrocławskich liceów. – Zawsze mi jakoś głupio, kiedy dostaję np. bon do sklepu z biżuterią na kilkaset złotych. Strasznie niezręczna sytuacja. Nauczanie to moja praca, dawanie mi luksusowych prezentów może być źle odebrane przez dyrekcję. Wolałabym dostać symboliczne kwiaty i na przykład zdjęcie z moją klasą w ramce. Liczy się gest, a nie cena – tłumaczy pedagożka.
Wystarczy spojrzeć na fora internetowe i grupy na Facebooku, żeby przekonać się, że nie ona jedna ma takie zdanie. Nauczyciele otwarcie mówią, że nie chcą zegarków, wycieczek i sprzętu AGD. W zasadzie najchętniej nie przyjmowaliby żadnych podarunków i zapomnieli o Dniu Nauczyciela.
Nadmiar oczekiwań
- Dla mnie ten dzień jest koszmarny. Zamiast wykonywać swoją pracę, muszę chodzić z apelu na apel, żadnej kartkówki nie zrobię, bo przecież nie wypada, skoro dostałem prezenty. Rodzice ścigają się wymyślaniu coraz to lepszych i droższych podarków, a ja bym chciał tylko spokoju. To, że dostanę drogie pióro i notes w skórzanej oprawie nie sprawi, że będę dane dzieciaki lubił bardziej albo mniej. To jest zupełnie zbyteczne – przyznaje Filip, nauczyciel WF-u i edukacji dla bezpieczeństwa z Warszawy.
Zobacz także
- Kiedy klasa wręcza mi upominek za te kilkaset złotych mam wrażenie, że to budzi w nich jakieś oczekiwania względem mojej osoby. Czuję, że liczą na lepsze traktowanie. Że powinnam im dzięki temu trochę "odpuścić". A jeśli tego nie zrobię, będą zawiedzeni i będą mieć żal. Dlatego wolę nie dostawać nic, niż prezent za kupę kasy – dodaje Ania, nauczycielka wczesnoszkolna z Łodzi.
"Z pompą"
Mimo corocznych apeli, rodzice zdają się postulatów nauczycieli w ogóle nie zauważać. Ewa co roku przechodzi przez to samo. Kilkanaście dni przed Dniem Nauczyciela rodzice w szkole jej synów zaczynają szukać idealnego prezentu dla pedagogów. Z roku na rok upominki stają się coraz bardziej wyszukane. Nikt już nie myśli o symbolicznym podarunku. Ma być "z pompą".
- Nikt nawet nie wspomni, że to może za dużo, że przesada. Rodzice prześcigają się w pomysłach na najbardziej oryginalny i wyjątkowy prezent. A może wystarczyłoby coś małego i symbolicznego – mówi.
Rodzicielskiej "sforze" przeciwstawiła się Beata. Stanęła przed decyzją: dorzucić się 80 zł do naszyjnika z pereł dla wychowawczyni syna, czy zachować zdrowy rozsądek. Wygrało to drugie. – Ponieważ nauczycielka mojej córki uwielbia perły, co widać w jej ubiorze, trójka klasowa zdecydowała, że w tym roku na 14 października dostanie od dzieci właśnie sznur pereł. Cena tego cudeńka opiewała na jakieś 2,5 tys. złotych. Kiedy powiedziałam, że się nie dorzucę, usłyszałam, że to wstyd – mówi z przejęciem mama 11-latki.
Mama jednego z dzieci, które chodzą do klasy z córką Beaty, wysłała do niej SMS-a. Postawiła sprawę jasno. Albo kobieta zapłaci składkę na upominek, albo jej córkę czeka niemalże ostracyzm. "No trudno. Wstyd dla twojej córki. Wszystkie dzieci będą wręczać prezent, a ona będzie stać z boku. Wyjdziecie na skąpiradła. Szkoda" – przeczytała. - Teraz już sama nie wiem, czy warto ryzykować i narażać dziecko na nieprzyjemności, czy może jednak odpuścić – dodaje zrezygnowana Beata.
Łapówka w białych rękawiczkach
Chociaż już naszyjnik z pereł za 2,5 tys. złotych brzmi jak ekstrawagancja, tak do prawdziwego absurdu doszło w szkole Kasi. – Kiedyś rodzice mojego kolegi chcieli kupić dla nauczycielki telewizor. Nie żartuję. Telewizor – wspomina dwudziestolatka. – Był na przecenie, więc nie byłby to tak gigantyczny wydatek, ale jednak rzędu kilkuset złotych. Niestety byli to rodzice, którzy uważali, że drogim prezentem poprawią szkolną sytuację swoich dzieci. Łapówka w białych rękawiczkach. Na szczęście ktoś ich w porę upomniał i kupili coś mniejszego. Niesmak jednak pozostał – dodaje.
Coroczna parada najbardziej "wypasionych" prezentów wydaje się narastać i nabierać rozpędu. Chociaż każdy październik mija pod hasłem: "nie potrzebujemy prezentów i nie chcemy zbędnego kłopotu", rodzice zdają się nie słuchać sugestii. Zastanawiające jest tylko to, jakie pomysły pojawią się w przyszłym roku. I czy samochód albo apartament znajdą się poza zasięgiem rodziców.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Zrezygnowała z posiadania dzieci ze względu na ekologię. Aktywistka wyjaśnia powody