Dziewczyny na krawędzi. ADHD - problem, który może dotyczyć i twojej córki
"To, czego najbardziej boimy się u dziewcząt z nierozpoznanym ADHD, to powikłania. Do nas do gabinetu przychodzą nastolatki, które mają już stany depresyjne, stany lękowe, kompletny brak motywacji, a niektóre nawet się okaleczają. A impulsywność typowa dla ADHD plus objawy depresyjne to bardzo krótka droga do podjęcia próby samobójczej" - alarmuje dr Marta Niedźwiedzka, psychiatrka.
Anna Śmigulec: ADHD kojarzy się z rozrabiającymi i ruchliwymi chłopakami. Dziewczyny też je mają?
Dr Marta Niedźwiedzka, psychiatrka, założycielka ośrodka Relacje: Zdecydowanie tak. To zaburzenie nie jest zarezerwowane dla jednej płci. U wielu dziewcząt czy nawet kobiet – bo ADHD jest rozpoznawane też u dorosłych osób – pozostawało niezauważone w dzieciństwie.
Bo ono nie rzuca się w oczy tak bardzo, jak u chłopców. Nie przejawia w chłopięcym rozbieganiu, szaleństwie, skakaniu po meblach, tylko w czymś, o czym możemy się dowiedzieć, dopiero rozmawiając z dziewczynką, zbierając wywiad od rodziców i śledząc jej historię edukacyjną. Przejawia się wewnętrznym niepokojem i ciągłym stanem napięcia.
Ta różnica sprawia, że ADHD u dziewcząt trudniej zdiagnozować, że powoduje trochę inne powikłania i zwykle później jest rozpoznawane.
Z chłopcem rodzice przychodzą do gabinetu zazwyczaj, kiedy jest w wieku przedszkolnym. Bo przedszkolanki powiedziały, że "trzeba coś z nim zrobić", bo szaleje i rozwala całą grupę.
Dziewczynki przychodzą często dopiero pod koniec podstawówki albo w liceum, kiedy przestają sobie dawać radę z nauką.
Czym się przejawia ADHD u dziewczyn w codziennym życiu?
Żeby je rozpoznać, musimy wykonać wręcz detektywistyczną pracę. Sięgnąć do wczesnego dzieciństwa, żeby znaleźć pierwsze objawy z trzech różnych sfer: nadmiernej do wieku impulsywności, zaburzeń koncentracji uwagi oraz nadruchliwości czy nadpobudliwości.
Ale u dziewcząt typowym i najsilniej wyrażonym objawem są właśnie problemy z koncentracją uwagi. Ujawniają się, kiedy wymagania społeczne i edukacyjne przerastają ich możliwości radzenia sobie. Oczywiście im bystrzejsza dziewczynka, tym później pojawią się kłopoty z nauką.
Bo inteligentne dziewczęta są w stanie do końca podstawówki po prostu się prześlizgiwać. Bo coś usłyszą na lekcji, szybko skojarzą, coś przeczytają. Nie muszą wkładać specjalnego wysiłku w naukę.
Ale potem przychodzi moment – bardzo często jest to koniec szkoły podstawowej – kiedy w siódmej klasie wchodzi fizyka i chemia, a w ósmej dużo nauki, bo nie dość, że trzeba się uczyć na bieżąco, to jeszcze do egzaminu ósmoklasisty. Nie mówiąc już o liceum, kiedy poprzeczka edukacyjna bardzo wzrasta i dziewczynki już nie ratuje sam dobry intelekt.
Wyobraźmy sobie, że dziecko ma wadę wzroku, a nie ma okularów. Gdy siedzi w pierwszej ławce, widzi z tablicy, rozumie, przepisuje do zeszytu i wszystko jest dobrze. Przesadzone do ostatniej ławki przestaje sobie radzić.
Dokładnie tak samo jest z zaburzeniami koncentracji uwagi. Początkowo dziecko jest w stanie poradzić sobie z wyzwaniami w szkole, ale przychodzi moment, że już nie wystarczy coś jednym uchem usłyszeć na lekcji, przykombinować i ściągnąć. Przychodzi czas, w którym, żeby się wyrobić z nauką, trzeba czegoś więcej.
I wtedy dziewczynki z ADHD przestają sobie radzić.
Ten brak koncentracji przejawia się tym, że dziewczynka siedzi na lekcji, zobaczy coś za oknem i tam przekieruje całą uwagę?
Tak. Dopóki nauczyciel żywo prowadzi lekcję, a temat jest interesujący, to ona jest w stanie się skupić i z tej lekcji dużo wynieść. Ale jeżeli to przedmiot nieciekawy dla niej, a nauczyciel wygłasza monotonny wykład, to prędzej czy później pojawi się bodziec, który spowoduje, że ona straci uwagę.
Wystarczy, że ktoś rzuci długopis, chrząknie, albo za oknem spadnie liść. Wtedy dziewczynka myśli: "O, spadają liście. Już jesień. Jesienią rosną grzyby w lesie. Może w weekend pojedziemy do lasu...".
I cały tok myślenia przenosi się zupełnie gdzie indziej.
Ale może się rozpraszać także przez bodźce płynące od wewnątrz: uczucie albo wspomnienie, które się nagle pojawia i nie pozwala dłużej śledzić lekcji. Potem ona na chwilę otrzeźwieje, bo nauczyciel powie coś głośniej albo przywoła uwagę.
Ale już jest za późno, trudno jej wbić się z powrotem w tok lekcji, skoro nie wie, co nauczyciel mówił wcześniej. Potem on zadaje pracę domową, a ona nawet tego nie słyszy, więc tej pracy nie odrabia. Następnego dnia dostaje jedynkę. I tak to się wszystko nakręca.
Zresztą niektóre dziewczynki, te, które są mniej błyskotliwe, mają przeciętny intelekt, o wiele wcześniej zaczynają mieć problemy. Tu dużo zależy od uważności dorosłego.
Albo zaszufladkuje dziewczynkę: "Ona nie jest specjalnie bystra. I tak nic z niej nie będzie. Niewiele rozumie, z matematyki jej nie idzie, no nie jest to umysł ścisły" - albo wyłapie jej trudności i zacznie się zastanawiać: "Ale dlaczego jej nie idzie?". Niestety, jeśli dziecko nie ma szczęścia do uważnego nauczyciela czy rodzica, trudności będą narastać.
Zobacz także
Jak dziewczyny z ADHD postrzegają siebie, skoro widzą: "Nie idzie mi dobrze. Innym wszystko przychodzi łatwiej"?
Czują się inne. Otoczenie dopiero w pewnym momencie dostrzega, że coś jest nie tak. Przychodzi ósma klasa i one nie dają rady się przygotować na te wszystkie sprawdziany i oceny spadają na łeb na szyję.
Ale one od dawna czują, że coś jest nie tak. Jak rozmawiam w gabinecie z nastolatkami i pytam: "jak było wcześniej?", to szybko zauważają, że nie do końca sobie radziły. Że kombinowały, ściągały, że się nie uczyły, ale fartem im się udawało.
I narasta w nich przekonanie, że zaraz ktoś je zdemaskuje: "Ja tylko udaję, że jestem dobrą uczennicą. Bo tak naprawdę to niewiele robię. Bo nie mogę się skupić na czytaniu książki, bo mnie to nudzi, bo to jest nieprzyjemne".
Dzieci z ADHD, nawet te bardzo inteligentne, mają uczucie, że wysiłek poznawczy jest wręcz fizycznie męczący. Więc dosyć szybko zaczynają myśleć o sobie: "Coś jest ze mną nie tak. Nie jestem wystarczająca. Inni mają takie dobre oceny, a spędzają na nauce mniej czasu". Narasta w nich poczucie gorszości: "Inni naokoło mogą, a ja nie. W dodatku ja to już wiem, a za chwilę wszyscy inni się dowiedzą. Że ja zbyt mądra to nie jestem".
I druga rzecz: jest coraz trudniej, a dziewczynka ma problemy z koncentracją, więc nie jest w stanie skupić się nad tą ilością materiału. Przeczytać go, a co dopiero powtórzyć. Błędne koło.
Poza tym ADHD to nie tylko problemy z koncentracją tu i teraz. To są też problemy z planowaniem i jego realizowaniem. Dzieci z ADHD kompletnie nie przewidują konsekwencji. Jak mają sprawdzian z całego działu w środę, to do nauki siadają we wtorek o godz. 20:00, przekonane, że zdążą.
I w pewnym momencie dzieje się to, czego tak strasznie się boją: zaczynają dostawać złe oceny. Do nas trafiają już w poczuciu: "Nie daję rady. Nauczyciele i rodzice oczekują ode mnie dobrych wyników, a ja się nie wyrabiam i nie wiem, dlaczego".
Ale to, czego my się najbardziej boimy u dziewcząt z ADHD, to nie samych objawów, tylko powikłań niezauważonego ADHD.
Przychodzą do nas, gdy mają już stany depresyjne, lękowe, kompletny brak motywacji. Sięgają po alkohol, marihuanę czy wagarują.
Albo się okaleczają?
Samookaleczenia to osobny temat, a powodów, dla których młodzież się samookalecza, jest kilka.
Ale u dzieci z ADHD samouszkodzenia związane są z impulsywnością charakterystyczną dla tego zaburzenia. Dziecko nie jest w stanie wytrzymać jakiegoś stanu emocjonalnego, kompletnie nie wie, jak sobie z nim poradzić, więc rozładowuje napięcie w sposób, który natychmiast przynosi ulgę.
Pamiętajmy też, że osoby z ADHD czują potrzebę dodatkowej stymulacji. Np. dorośli często uprawiają ekstremalne sporty: na granicy życia i śmierci. Ta ekscytacja daje im przyjemność, ale też paradoksalnie rodzaj spokoju. U nastolatków jest tak samo. Samookaleczenia nie tylko "upuszczają napięcie", ale też dają im pewien rodzaj przyjemności.
Czy ta impulsywność typowa dla ADHD może być dla nastolatki niebezpieczna?
Nawet mocno niebezpieczna. Bo jeśli się połączy z objawami depresyjnymi, to to jest bardzo krótka droga do podjęcia próby samobójczej.
Pamiętajmy, że okres nastoletni to w ogóle okres zwiększonej impulsywności, więc mało jest nastolatków, które się zachowują stabilnie. Jeśli dołożymy do tego impulsywność wynikającą z ADHD, to mamy mieszankę wybuchową.
Dzieci z ADHD częściej sięgają po substancje psychoaktywne: alkohol, narkotyki czy dopalacze, nawet w kontekście towarzyskim. To zostało zbadane i udowodnione. U nich to jest wpisane w zaburzenie, bo mają dalej postawione granice. Zwykły nastolatek się zastanowi: "Dobra, ale czy łyknięcie narkotyku od nieznanej osoby jest bezpieczne? Może lepiej tego nie robić?". A ten z ADHD nie będzie się zastanawiać. Od razu przechodzi do działania.
W książce podajecie przykład dziewczynki z ADHD, która bawi się i podskakuje z innymi dziećmi. Zabawa się rozkręca, przychodzi ciocia, a ona skacze po sofie. W pewnej chwili wszyscy czują: "dość", ale ta dziewczynka nie potrafi się zatrzymać. Ciocia mówi: "wystarczy", mama: "uspokój się", a ona nie czuje, że czas zabawy się skończył. Dzieci przestają się z nią bawić, dorośli patrzą z dezaprobatą. Robi się nieprzyjemnie. Dziewczynka czuje, że inni z nią nie wytrzymują, że nie potrafi wyhamować, mimo że bardzo się stara. I tak samo będzie w przyszłości: nie wyhamuje z imprezowaniem, z próbowaniem używek, z ryzykownym seksem.
Dzieci z ADHD mają bardzo małą umiejętność samokontroli czy samouspokajania się. Nakręcają się własnym zachowaniem. Dziewczynka z ADHD wraca ze szkoły do domu i czuje potrzebę opowiedzenia od razu wszystkiego, co się wydarzyło. Nie patrzy, czy mama jest zajęta drugim dzieckiem, rozmową z kimś, czy robi coś, co nie pozwala jej skupić uwagi na córce.
Albo dziecko dzwoni do rodzica, bo czegoś potrzebuje i zupełnie nie słyszy komunikatu: "Kochanie, poczekaj, zaraz skończę ten raport i do ciebie oddzwonię. I zajmę się twoją sprawą."
Dziewczynka z ADHD, dopóki nie wyrzuci z siebie wszystkiego, co ma w głowie, sama się nie zatrzyma. A najczęściej w głowie ma o wiele więcej niż zwykła neurotypowa dziewczynka. Więc to się nie dzieje tylko na płaszczyźnie fizycznej: rozładowania ruchowego, ale też myślenia.
Czyli nie robi tego umyślnie ani bezmyślnie?
Tu chodzi o działanie mózgu. ADHD to zaburzenie neurorozwojowe. To, że dziecko z ADHD funkcjonuje w ten sposób, to nie jest kwestia wychowania ani środowiska. Mózg człowieka z ADHD już w brzuchu matki kształtuje się inaczej i rodzi się inaczej zbudowany.
W uproszczeniu: produkuje za mało dwóch bardzo ważnych neuroprzekaźników: dopaminy i noradrenaliny. Brakuje ich głównie w korze przedczołowej, która jest odpowiedzialna za hamowanie impulsów. Dzięki niej człowiek nie reaguje natychmiast, tylko może się zastanowić: co się w danej chwili dzieje i jak się zachować.
U dziecka z ADHD kora przedczołowa nie ma tej funkcji hamującej, więc wszystkie impulsy ze świata zewnętrznego bombardują jego mózg: bodźce dźwiękowe, wzrokowe, węchowe. Normalny mózg jest w stanie zatrzymać sygnały, które są niepotrzebne i zaśmiecają przekaz najważniejszy w danej chwili.
Mózg dziecka z ADHD tego nie potrafi, dlatego ono jest takie pobudzone. I w ciągłym niepokoju, który musi rozładować.
Wracając do pani pytania - nie, dziecko robi tego naumyślnie. Co więcej, nie jest w stanie samo tego opanować. Tylko że u chłopców to pobudzenie idzie na zewnątrz: chodzą po klasie, gadają, uderzą kolegę.
A u większości dziewczynek wszystko rozgrywa się w środku: jest pogrążona w swoich fantazjach i myślach. Odczuwa stan napięcia i niepokoju, więc będzie próbowała rozładować je np. poprzez rysowanie w zeszycie. I mądry nauczyciel pozwoli jej to robić. Bo wie, że wtedy jest większa szansa, że będzie słuchała tego, co on mówi. A nauczyciel, który nie rozumie problemu, albo nie wie, że ta dziewczynka ma ADHD, nie pozwoli jej rysować, bo będzie przekonany, że wtedy ona nie skupia się na lekcji.
Tylko że dzieci z ADHD mogą się skupić wtedy, kiedy są w ruchu. Rodzice naszych pacjentów opowiadają, że ich dziecko uczy się, skacząc na piłce, stojąc na głowie albo jeżdżąc po domu na deskorolce. I świadomy rodzic, który wie, że ma dziecko z ADHD, po prostu mu na to pozwala. Natomiast rodzic, który nawet nie podejrzewa, że jego dziecko może mieć ADHD, denerwuje się, frustruje, próbuje je usadzić przy biurku. A wtedy nie ma szans, żeby ono się czegokolwiek nauczyło.
Piszecie, że w takiej sytuacji dziecko z ADHD całą energię wkłada w to, żeby grzecznie siedzieć.
Dokładnie tak. Cały wysiłek przekierowuje na to, żeby wytrzymać w bezruchu. Nie ma tam już przestrzeni na to, żeby się czegoś nauczyć, coś przeczytać czy zapamiętać.
A jak ten brak hamulców przejawia się u starszych nastolatek? W książce zelektryzowało mnie, że nastolatka z ADHD bez namysłu idzie do mieszkania, w którym nikogo nie zna. Przecież tam może być w niebezpieczeństwie, wystarczy, że ktoś jej dorzuci do picia tabletkę gwałtu...
To znów się wiąże z impulsywnością, ale też z tym, że dzieci z ADHD nie przewidują konsekwencji. Może trudno to sobie nawet wyobrazić: że dziewczynka jest inteligentna, ale nie potrafi przewidzieć, że niektóre sytuacje mogą być dla niej niebezpieczne.
Mam pacjentkę, która mając 13 czy 14 lat poszła do mieszkania nieznajomego mężczyzny, do którego kontakt dostała od koleżanki. Nie bliskiej, tylko poznanej w przypadkowym miejscu, "na schodkach". Bo chciała sobie przekłuć wargę, a ten facet podobno to robił.
I tu mamy tę impulsywność: "Chcę mieć przekłutą wargę! Rodzice się nie zgadzają, ale ja muszę mieć ten kolczyk i to natychmiast! A teraz nadarza się okazja, więc idę". I druga rzecz: nieprzewidywanie konsekwencji. Ostatecznie nic jej się nie stało, ale potem z nią rozmawiałam: "Czekaj, ale to mogło być niebezpieczne. Rozumiesz: nieznane mieszkanie, obcy facet i ty – młoda dziewczyna...". A ona mówi: "No tak. Ale wtedy w ogóle o tym nie pomyślałam".
Albo późne powroty do domu: "Co prawda rodzice kazali wrócić o godz. 22:)), ale przecież ja się teraz świetnie bawię".
Mam też 13-letniego pacjenta z ADHD, który niedawno całą noc jeździł rowerem po okolicy. Wybiegł z domu, bo się pokłócił z rodzicami, wsiadł na ten rower i wrócił dopiero o szóstej rano.
To są gwałtowne sytuacje z dużym ryzykiem w tle, że dziecku stanie się krzywda. Ale nastolatki z ADHD nieświadomie szukają takich doświadczeń i ładują się w niebezpieczne sytuacje przez brak noradrenaliny. Nieświadomie dążą do tego, żeby jej sobie dostarczać. W ten sposób paradoksalnie się regulują.
Jak diagnozuje się ADHD u dziewczyn? Wyobrażam sobie, że nawet rodzice się dziwią: "Jak to? Nasza córka zawsze taka spokojna i ma ADHD?"
Zależy, z czym przychodzą. Jeśli dziewczyna ma już problemy z zachowaniem: pije, wagaruje, przejawia ten bardziej chłopięcy styl, to szybciej nasuwa się nam podejrzenie, że u podłoża może leżeć ADHD. W takim przypadku rodzicom łatwiej zrozumieć: "Proszę zobaczyć, jak to się rozwijało: z nauką od dawna jej nie szło, w końcu przestała się w ogóle uczyć i wpadła w "złe towarzystwo".
Inaczej jest, kiedy przychodzą rodzice z dziewczynką, która ma objawy depresyjne albo lękowe. Wtedy najpierw zajmujemy się depresją czy lękiem, bo one są na pierwszym planie i przykrywają wszystko inne. Dopiero kiedy zaczynają ustępować, badamy, jak było wcześniej. Czy ona się uczyła w podstawówce? Czy dużo wysiłku wkładała w to, żeby osiągnąć dobre wyniki? Jak bardzo pomagali jej rodzice? Czy w liceum przestali pomagać? I powoli zaczyna nam świtać, że ta depresja nie wzięła się znikąd. Nie widzimy żadnych innych powodów, np. nic szczególnego nie dzieje się w rodzinie.
Na przykład rodzice się nie rozwodzą?
Nie ma kłótni w domu, dziecko ma całkiem dobre relacje z rodzicami, nikt nie umarł, nie widzimy żadnego czynnika - poza szkołą - który mógłby wywołać te stany depresyjne.
W ogóle jak przychodzi dziecko z rodzicami do psychiatry, to zaczynamy od dokładnego wywiadu z rodzicami. Więc już wtedy pojawiają się elementy, które zaczynają nas naprowadzać. Że ona była grzeczna, ale na matematyce robiła błędy z nieuwagi: niby rozumiała, ale często zamiast plus pisała minus, jak przepisywała do drugiej linijki, to myliła cyfry.
Albo charakterystyczne: świetnie się uczyła. Ale potem się okazuje, że do końca szkoły podstawowej rodzice brali czynny udział w tej nauce. Bardzo pilnowali, czy jest praca domowa, zawsze ją odrabiali z dzieckiem, uczyli się z nim i je odpytywali, a niektórzy wręcz uczyli dziecko: historii, biologii, fizyki. I to było źródło sukcesu. A potem dziecko idzie do liceum i już trochę...
...obciach się z nim uczyć?
...no, trochę już nie wypada – myślą rodzice. Już powinno samo się ogarnąć. A ono się wtedy rozpada. Bo nie potrafi samo się zabrać do tych wszystkich rzeczy, które wcześniej robiło z rodzicami.
Te puzzle zaczynają nam się układać i przychodzi myśl: "Może ma ADHD", a depresja jest po prostu powikłaniem. I wtedy wysyłamy dziewczynkę na badanie psychologiczne. Psycholog diagnosta robi szereg testów, które pokazują, jak dziecko myśli, jakie ma możliwości intelektualne, czy ma objawy zaburzeń koncentracji uwagi, impulsywności i nadruchliwości i czy miało je wcześniej. Kwestionariusze wypełniają dzieci i rodzice.
W skrócie: diagnozę stawia się na podstawie wywiadu z rodzicami, badania psychiatrycznego i badania psychologicznego dziecka.
Są też dzieci, które mają objawy depresyjne, ale na leku przeciwdepresyjnym właściwie nic się nie zmienia – to też daje nam do myślenia.
A są leki na ADHD?
Jest kilka rodzajów leków, które pomagają lepiej funkcjonować. W Polsce mamy leki, które działają niemal od razu: po 30-45 minutach. Utrzymują się do 4, 8 lub 12 godzin. W tym czasie mózg pacjenta bardziej przypomina mózg osoby bez ADHD: może się skupić, jest mniej impulsywny, łatwiej panuje nad swoimi myślami i emocjami.
Te leki można brać doraźnie przed ważnym egzaminem, czy bierze się je codziennie?
Zależy, jaki efekt chcemy uzyskać. Jeżeli dziecko ma przede wszystkim problem z koncentracją, a wszystko inne jest do opanowania, to owszem, nastolatki z ADHD biorą leki w okresach wytężonej nauki.
Ale najpierw stosujemy metody pozafarmakologiczne. Najważniejsza: wyedukować rodziców. Żeby oni wiedzieli, jak pracować z dzieckiem z ADHD. I żeby przekazali te informacje szkole. Ale jeśli to wszystko zostało wdrożone, a oszałamiających efektów wciąż nie widać, to zaczynamy włączać leki.
Młodsze dzieci biorą je regularnie. Robimy przerwy, np. na soboty i niedziele i wtedy nie wymagamy od dziecka, żeby się uczyło. A od poniedziałku łyka tabletki, żeby móc się skupić na lekcji, więcej z nich wynosić i odrobić lekcje po południu. Z biegiem czasu, im dziecko starsze, tym lepiej uczy się radzić sobie ze swoimi objawami, one zresztą trochę ustępują. I kiedy staje się nastolatkiem, zaczyna żonglować tymi lekami, bo już wie, kiedy ich bardziej potrzebuje, a kiedy mniej.
Bo te leki mają też skutki uboczne, np. zmniejszają apetyt i sprawiają, że nie ma się przyjemności z jedzenia, więc wiele nastolatków za nimi nie przepada. Biorą je tylko, żeby się nauczyć do ważnego sprawdzianu, egzaminu czy matury. I oczywiście te leki nie leczą ADHD, nie zmienią konstrukcji ośrodkowego układu nerwowego.
Tak jak okulary nie leczą wzroku?
Dokładnie. Jak je zakładam, to widzę. A jak zdejmę, to nie widzę z tablicy, mam gorsze oceny, ale też nie dogaduję się z kolegami, bo nie czytam niektórych komunikatów pozawerbalnych. Tak samo jest u dzieci z ADHD. Jak mam zaburzenia koncentracji uwagi i jestem impulsywna, to wpływa nie tylko na życie szkolne, ale i na społeczne. Bo impulsywna dziewczynka powie coś, czego nie powinna mówić, albo zachowa się nieadekwatnie do sytuacji.
Więc te dzieciaki z ADHD bywają też poturbowane społecznie. Często są spychane na bok przez grupę.
Odchodząc już od tematu ADHD - kiedy rodzic powinien iść z dzieckiem do psychiatry lub psychologa?
Kiedy widzi wyraźną, niepokojącą zmianę w zachowaniu dziecka w sferze edukacyjnej, emocjonalnej lub społecznej. A sam rodzic tego nie rozumie, nie wie, co się z jego dzieckiem dzieje. Podejmuje różne działania, które jego zdaniem wspierają dziecko, ale one nie działają. I sytuacja albo się nie zmienia, albo wręcz pogarsza.
Ważne: rodzic może przyjść w każdym momencie, jeśli się niepokoi. I to sam, bez dziecka. Po prostu, żeby opowiedzieć i się poradzić: czy dziecko wymaga konsultacji, co można zrobić w danej sytuacji, czy to już jest poważny problem, czy tylko przywilej nastoletniego wieku i to przejdzie.
Jak wygląda leczenie nastolatki?
To zależy od wieku. Im dziecko młodsze, tym zaangażowanie i udział rodziców w jego terapii i leczeniu jest większy. U tych młodszych rekomendujemy, żeby w terapii byli rodzice albo cała rodzina.
Im dziecko starsze, tym więcej możemy zaoferować jemu samemu, jeżeli chodzi o psychoterapię. Ale i tak, dopóki jest nastolatkiem i mieszka w domu, to ogromny wpływ na jego funkcjonowanie ma rodzina. Nawet jeżeli rodzina nie jest źródłem problemu, to musi być zaangażowana w proces terapeutyczny.
Czasami wystarczają spotkania z rodzicami raz na jakiś czas. Żeby omówić, co aktualnie dziecko przeżywa i jak rodzice mogą je wesprzeć. W innych przypadkach przychodzi cała rodzina i rozmawia z psychoterapeutą. Albo zalecenie pracy terapeutycznej dostają sami rodzice. Bo bez ich zmiany myślenia, przeżywania, radzenia sobie ze światem i życiem nie uda się pomóc dziecku.
Nie da się wyjąć jednego elementu, uzdrowić go, włożyć z powrotem do chorego układu i oczekiwać, żeby zdrowo działał?
Nie da się. U niektórych starszych nastolatek, tych u progu pełnoletniości, terapia polega na tym, żeby przeprowadzić je przez proces usamodzielniania się i separowania się od rodziców, żeby mogły zostawić ten rodzinny kocioł, który już się nie zmieni - i iść dalej.
Książka "Nastolatki na krawędzi" opowiada głównie o dziewczynach. Dlaczego?
Po pierwsze: zdecydowanie więcej mamy w gabinecie dziewcząt niż chłopców. Przeważają nastolatki z depresją czy zaburzeniami lękowymi, pod którymi często kryje się coś zupełnie innego. Czyli objawy są wierzchołkiem góry lodowej, a pod spodem odkrywamy masę innych problemów.
Po drugie, dziewczynkom jest trudniej we współczesnym świecie. Mamy w stosunku do nich sprzeczne wymagania. Z jednej strony mają sobie radzić tak samo, jak chłopcy i osiągać to samo, co chłopcy. A z drugiej strony jest coś, co często słyszę od rodziców i aż mnie ściska: że chłopców wychowuje się dla świata, a dziewczynki dla siebie. Czyli że mają pełnić funkcje opiekuńcze.
Dziewczynkom jest też trudniej z powodu charakterystyki rozwoju: w ich ciele zachodzi więcej zmian i są narażone na więcej niebezpieczeństw płynących ze świata. Do tego na Instagramie czy TikToku atakowane są nierealistycznymi wymaganiami dotyczącymi wyglądu czy prowadzenia ekscytującego życia. I te sprzeczne oczekiwania przerastają dziewczynki. Bo one biorą je bardzo dosłownie i próbują im sprostać.
Prawie trzy razy częściej niż ich rówieśnicy próbują sobie odebrać życie.
Ale najważniejsze: ta książka powstała dla rodziców. Oni są tak samo zagubieni, jak ich dzieci, a czasem nawet bardziej. Więc najistotniejsze i najczęściej spotykane problemy, z którymi nasi pacjenci przychodzą do gabinetu, opisałyśmy w dwunastu rozdziałach: o depresji, próbach samobójczych, autyzmie, pułapkach korzystania z internetu i technologii, o używkach, problemach z identyfikacją płci, o zaburzeniach odżywiania takich jak anoreksja i bulimia, o seksualizacji nastolatek. Teraz wypuszczamy tę wiedzę i książkę w świat, żeby więcej rodziców mogło po nią sięgnąć.
I jakoś się w niej przejrzeć: czy to przypadkiem nie dotyczy też ich dzieci?
Taka była intencja: żeby rodzice byli czujni, zauważyli pewne rzeczy i mogli wspierać dziecko. Ale żeby też mogli doznać ulgi: że to, co się dzieje z ich dzieckiem, to nie ich wina. Że pójście do psychiatry czy psychologa to nie jest porażka. To nie znaczy, że rodzic zrobił coś złego, po prostu z dzieckiem mogą dziać się różne niezależne rzeczy, jak np. to ADHD.
I dorośli mogą pomóc dziecku zmniejszyć objawy problemu lub zaburzenia. Ale czasami niestety je pogłębiają lub gmatwają. Nieświadomie, z niewiedzy, z braku umiejętności czy wskutek własnych problemów. Więc jak się zgłoszą do specjalisty, który ma wiedzę, doświadczenie, ale też patrzy z boku, obiektywniej, to pomoże im się z tego wyplątać.
Anna Śmigulec jest dziennikarką Wirtualnej Polski