Dziś Dzień Ojca. W moim życiu nigdy go nie było
Czasem zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym miała ojca. Podobno dla dziewczynki jego obecność ma kolosalne znaczenie. Raz do roku, 23 czerwca, przez chwilę myślę, jak brak najważniejszego mężczyzny wpłynął na to, kim dzisiaj jestem. I godzę się z tym, że pewne pytania pozostaną bez odpowiedzi.
IDEALNY TATA?
Wysoki, trochę przy kości, z burzą ciemnych włosów i zawadiackim uśmiechem. Takiego ojca pamiętam z dzieciństwa, miałam wtedy może 8 lat. Przyjechał z drugiego końca miasta i zabrał na wycieczkę. Nie mogę sobie przypomnieć, co mówił, ale w pamięci utkwiło mi to, że ciągle sięgał po miętówki i chwalił się, że jada śniadania w McDonald'sie. Ja też próbowałam zrobić na nim dobre wrażenie – kiedy spytał, czy tak jak jego pasierbica lubię metal i ciężkiego rocka, mówiłam: "Wolę Chopina". Oczywiście to było wierutne kłamstwo. Wiele razy go okłamałam, chciałam być idealną córką - idealnych dzieci się nie porzuca, idealnymi dziećmi się interesuje.
Nigdy nie powiedziałam do niego: "tato". Nieważne, jak bardzo się starał, zawsze, gdy spędzałam z nim czas, czułam się jakbym robiła coś złego, jakby te nasze spotkania były zakazane. Może dlatego, że kiedy byłam niemowlęciem porwał mnie i dopiero po interwencji policji wróciłam do domu? Nie wiem, czy tak u małego dziecka tworzą się wspomnienia? Chętnie to kiedyś sprawdzę. Próbuję wymazać z głowy historie, które wymyślałam w podstawówce. Potrafiłam choćby opowiadać, że tata mieszka na Hawajach albo że jest wielkim podróżnikiem, dlatego trudno mu odebrać mnie ze szkoły.
PUSTKA
Co czuję myśląc o swoim ojcu? Nic. Znaczy dla mnie tyle, co ludzie, których mijam na ulicy. Jako kilkulatka strasznie dziwiłam się, kiedy koleżanki mówiły: "Mój tata jest taki, robi to czy tamto". Większą konsternację budził widok tatusiów przed szkolnym budynkiem, łapiących córki za ręce, uśmiechniętych, gdy pojawiały się w drzwiach. Nie wydawało mi się to oczywiste, normalne. Normalnym i oczywistym było dla mnie natomiast tego nie doświadczać.
DZIEŃ OJCA
Dzień Ojca jest dla mnie dniem, w którym wracają rzeczy, o jakich wolę nie myśleć. Na przykład pierwszy rok studiów, telefon od niego, obietnica pomocy, rozmowy przez kilka miesięcy. Wszystko skończyło się jednym krótkim SMS-em o treści: "Czuję się wykorzystywany. Radź sobie sama".
Mija kilka lat, dostaję wiadomość na Facebooku, że "może spróbujemy jeszcze raz". "Nie, dziękuję" – piszę, a potem czytam, że "dobrze, bo i tak nie wiem, czy jestem twoim ojcem".
Wiosna, rok temu. Połączenie przychodzące ze Szwecji. "Cześć córeczko. Tu twój tata" – słyszę prawie zapomniany głos. "Pomyślałem, że rodzina musi trzymać się razem". Rozłączam się, ale on próbuje dalej. "Wszystko przez twoją matkę. Zabraniała mi kontaktów z tobą. Ją wiń, nie mnie" – czytam potem w długim mailu od "taty". Chcę wiedzieć jedno, dlaczego nie walczył. I znów zapada milczenie...
2017
Słyszę koleżankę. Rozmawia ze swoim tatą, życzy mu wszystkiego najlepszego, wcześniej pewnie powiedziała mu, że go kocha. Ja nie kocham mojego ojca. Jest obcym człowiekiem i myślę, że na zawsze nim pozostanie. Nic o mnie nie wie, ja też wypieram to, czego dowiedziałam się na jego temat. Jeśli wróci, z miejsca pójdzie do więzienia za niepłacenie alimentów. Rolę ojca przejął dziadek, starał się zastąpić swojego syna, dobrze szło też drugiemu partnerowi mamy. Właściwie to Jej powinnam złożyć dzisiaj życzenia. Chwytam za telefon…