Blisko ludziEdukatorki o projekcie "Stop pedofilii". Nie boją się więzienia. Boją się skutków braku wiedzy

Edukatorki o projekcie "Stop pedofilii". Nie boją się więzienia. Boją się skutków braku wiedzy

Edukatorki o projekcie "Stop pedofilii". Nie boją się więzienia. Boją się skutków braku wiedzy
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Agnieszka Cytacka
Dominika Czerniszewska
17.10.2019 14:06, aktualizacja: 17.10.2019 16:15

Projekt obywatelski "Stop pedofilii" uderza bezpośrednio w edukatorów seksualnych. Edukatorka z Fundacji SPUNK, psycholożka szkolna oraz nauczycielka szkoły podstawowej walczą o prowadzenie edukacji seksualnej. "Grozić mi mogą 3 lub 5 lat więzienia za wykonywanie pracy" – mówi jedna z nich.

16 października miały miejsce dwa ważne wydarzenia w Polsce. Po pierwsze - Sejm głosował za odrzuceniem lub kontynuacji pracy nad projektem obywatelskim "Stop pedofilii", a po drugie - w 20 miastach odbywały się manifestacje "Jesień Średniowiecza". Tysiące Polek i Polaków wyszło na ulicę, żeby zaprotestować przeciwko tzw. "zakazowi edukacji seksualnej".

Zgodnie z projektem karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat trzech będzie podlegał ten, "kto publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez dzieci obcowania płciowego". Proponowane zmiany obejmują kary również za prowadzenie edukacji seksualnej w szkołach, jeśli do edukacji seksualnej dojdzie bez zgody rodziców małoletnich uczniów. Poza nauczycielami projekt uderzyć może m.in. w lekarzy czy edukatorów seksualnych.

W tej sytuacji znalazła się psycholożka, używająca na Instagramie nicku "psycholog.seksulog" oraz nauczycielka szkoły podstawowej, które poprosiły o anonimowość oraz Anna Jurek z Fundacji SPUNK. Kobiety na co dzień prowadzą zajęcia z edukacji seksualnej i postanowiły zabrać głos w tej sprawie.

"Grozić mi mogą 3 lub 5 lat więzienia"

"Psycholog.seksuolog" podzieliła się swoją historią na InstaStory na Instagramie. W rozmowie ze mną powiedziała, że nie chce podawać imienia ani nazwiska, ponieważ boi się, że straci pracę, a to jej jedyne źródło dochodu.

Z relacji dowiadujemy się, że do tej pory starała się nie odnosić do kontrowersyjnego projektu obywatelskiego. Jak sama stwierdziła, po wyborach i wczorajszym dniu (16 października, strajk kobiet "Jesień średniowiecza" – przyp. red.), coś w niej pękło. We wrześniu zmieniła miejsce pracy. Po raz kolejny oprócz obowiązków psychologa szkolnego, miała prowadzić zajęcia z wychowania do życia w rodzinie. Wówczas nie wiedziała jeszcze, z czym się zetknie.

"Nie byłam przygotowana na to, co się wydarzyło w pierwszych dwóch tygodniach pracy. Rodzice przynosili deklaracje Ordo Iuris zakazujące rozmów z ich dziećmi m.in. na temat przebiegu ciąży, chorób przenoszonych drogą płciową" – stwierdza. Podkreśla również, że wspomniani rodzice to przede wszystkim ludzie wykształceni – lekarze, prawnicy, psychologowie.

Na zebraniu klasy piątej zapytali psycholożkę, czy nie będzie przynosiła dzieciom wibratorów na godzinę wychowawczą, oraz czy to prawda, że ich pociechy dostaną chusteczki lateksowe przeznaczone do seksu oralnego.

Pytania były skierowane wprost do niej. Rodzice chcieli poznać jej orientację seksualną, wyznanie i poglądy polityczne. Cytowali także fragmenty artykułu naukowego na temat wpływu tabu seksualnego na edukację seksualną, którego jest współautorką. Debatowali nad słowem "tolerancja", którego psycholożka użyła w programie profilaktyczno-wychowawczym szkoły. "Tolerancja miała otwierać drzwi dla szkodliwej, nienaturalnej propagandy i ideologii" – wyjaśnia.

Jednak to dopiero początek. "Po paru dniach dowiedziałam się, że uczniowie i uczennice z klasy szóstej mają zakaz rozmów ze mną, a treści warsztatów czy pogadanek przeze mnie prowadzonych mają być w 'niezmienionej formie' przekazywane rodzicom" – pisze w relacji na Instagramie. Dzieci, które uczęszczają na zajęcia wychowania do życia w rodzinie z psycholożką, wyśmiewane są przez rówieśników i nazywane "zboczonymi", natomiast pedagożka słyszy za sobą sformułowanie "baba od zboków". "To nie są słowa i pomysły 11-letnich dzieci. Musiały to gdzieś usłyszeć i teraz powtarzają w szkole" – twierdzi seksuolożka.

Kobieta po półtora miesiąca pracy czuje wypalenie zawodowe i boi się chodzić na warsztaty do klas, ponieważ bardzo dokładnie musi się zastanawiać nad każdym słowem. "Teraz widzę, że projekt obywatelski, co do którego byłam przekonana, że nikt się nad nim dłużej nie zatrzyma, jest rozpatrywany pod kątem zwiększonej penalizacji mojej pracy. Grozić mi mogą 3 lub 5 lat więzienia za wykonywanie zawodu" – pisze rozżalona, bo pamięta, że ma za sobą 5 lat studiów. Dodatkowo ukończyła także dwuletnie studia podyplomowe i zaczęła kolejne, bo chce się ciągle dokształcać. Zaznacza, że za edukowanie dzieci w ramach zajęć WDŻ zarabia 500 złotych miesięcznie brutto.

Czy poddać się w walce z systemem?

W podobnej sytuacji jest nauczycielka ze szkoły podstawowej, która na godzinie wychowawczej rozmawia z dziećmi, które rozsyłają między sobą strony pornograficzne. Stara się wytłumaczyć im, że seks ma być czymś dobrym, przyjemnym, z odpowiednimi osobami, które są w odpowiednim wieku, a z takich filmów się tego nie nauczą.

Na jednej z lekcji uczeń zadał jej pytanie, dlaczego po Warszawie jeżdżą samochody krzyczące o aborcji. "Nie pytał, co to jest aborcja. Okazało się, że świetnie wie, co to jest. Znowu trudna rozmowa, znowu staram się mówić o tym neutralnie, bez wciągania kościoła, lewicowych poglądów. Siedzimy całą przerwę, bo skoro zapytał o to mnie, to znaczy, że łatwiej ze mną o tym rozmawiać niż z rodzicami" – wyjaśnia.

"Po podpisaniu karty LGBT przez Trzaskowskiego, przyszła do mnie przerażona mama dziewczynki i powiedziała, że bardzo boi się seksualizacji dzieci. Rozmawiałyśmy o dostępie do internetu i o zagrożeniach z tym związanych. Rozmawiałyśmy o zapisach w karcie. Po godzinie stwierdziła, że wspiera moje działania i już jest spokojna" – stwierdza.

Pedagożka pracuje z dziećmi w wieku 7-11 lat. Zadaje sobie pytania – czy lepiej, żeby ignorowała te tematy? Czy lepiej, żeby ignorowała problemy dzieci i by dalej edukowały się poprzez strony pornograficzne i fora internetowe? A może to ostatni sygnał, żeby poddać się w walce z systemem i uciekać ze szkoły państwowej?

W zaistniałej sytuacji boi się, że kiedyś trafi na rodzica, któremu nie spodoba się fakt, że z jej ust padło słowo seks lub feminizm. "Będziecie wtedy słać mi paczki z pasztetami z soczewicy?" – kwituje.

"Projekt ustawy jest kuriozalny"

Anna Jurek pracuje w Fundacji SPUNK, gdzie prowadzi warsztaty z edukacji seksualnej. W rozmowie z WP Kobieta tłumaczy, jak z jej perspektywy wygląda obywatelski projekt ustawy "Stop pedofilii". – Nie boję się więzienia, bo gdyby się okazało, że ten projekt obywatelski przejdzie, to po prostu przestaniemy robić to, co robimy. Nie musimy nadstawiać karków i zajmować się edukacją seksualną za wszelką cenę. Byłoby bardzo szkoda, bo ta praca jest ogromnie potrzebna, a my ją bardzo lubimy. Natomiast z doświadczenia wiemy, że projekty obywatelskie najczęściej nie przechodzą – tłumaczy edukatorka.

– Uważam, że projekt ustawy jest kuriozalny i dezinformuje ludzi. Nasz kolega, który był kiedyś na ślubie, wyszedł z kościoła i spotkał się z osobą, która zbierała podpisy pod projektem "Stop pedofilii". Pomyślał wówczas, że to świetny pomysł. Zwłaszcza że było to pod kościołem, więc w świetle afer dotyczących różnych księży Kościoła katolickiego wydaje się to bardzo świadomym krokiem. Jednocześnie dopytał, czego dotyczy ten projekt. Kobieta odparła, że edukacji seksualnej, edukatorów seksualnych, którzy działają w różnych miastach, w tym w Łodzi – dodaje.

Mężczyzna wytłumaczył kobiecie, na czym polega edukacja seksualna i jakie tematy w jej ramach się omawia. Dodał też, że takie działania są wprowadzeniem opinii publicznej w błąd, wówczas nie wiedziała, co powiedzieć. Anna Jurek mówi wprost, że jeśli ktoś podpisuje petycje, nie czytając, a druga osoba proponuje jej podpisanie, nie mówiąc o tym, czego dotyczy projekt, jest to nie fair. To wprowadzenie społeczeństwa w błąd.

Młodzież, która uczęszcza na zajęcia Fundacji, musi przynieść zgodę od rodziców i sama wyrazić chęć uczestniczenia w zajęciach. - Negatywne opinie rodziców występują wyłącznie wtedy, kiedy ich dziecko nie chodzi na zajęcia i nie zapoznali się z programem. Dla rodziców organizujemy spotkania, na których opowiadamy, jakie zagadnienia są podejmowane oraz jak prowadzimy zajęcia. Wszystkie informacje zawarte są również na naszej stronie internetowej www.spunk.pl. Prowadzimy także kanał na YouTube EDU SEKS Q&A, na którym można zobaczyć, kim jesteśmy i w jaki sposób mówimy o seksualności.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (321)
Zobacz także