GwiazdyEwa Kasprzyk: jeśli nie ma przyjaciela w matce, to w kim można go mieć?

Ewa Kasprzyk: jeśli nie ma przyjaciela w matce, to w kim można go mieć?

Matka to dla każdego dziecka najważniejsza osoba na świecie. Choć różni je charakter, podejście do wychowania i rozumienie miłości, to wszystkie chcą tego samego – dobra swoich pociech. Na co dzień troskliwe, opiekuńcze i wzorowe matki pokazują „pazur”, kiedy ktoś wchodzi im w drogę. Wówczas ujawniają nieznane dotąd oblicze, są wyrachowane i… zdolne do wszystkiego. Jaka jest relacja matki z dzieckiem? Czy związek mamy z córką należy do najtrudniejszych? Jak dziecko zmienia kobietę i jej życie? O swoich doświadczeniach opowiada nam wybitna aktorka Ewa Kasprzyk, która przy okazji najnowszego programu pt. „Mamuśki z piekła rodem”, mogła obserwować zachowania różnych mam i porównać je ze swoją praktyką.

Ewa Kasprzyk: jeśli nie ma przyjaciela w matce, to w kim można go mieć?
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Paulina Ermel

16.05.2016 | aktual.: 17.05.2016 12:14

Paulina Żaglewska: Podobno relacja matki z córką należy do najtrudniejszych.

Ewa Kasprzyk: Jest w tym dużo racji. Wynika to między innymi z tego, że obie są kobietami. Z jednej strony matki bardzo często chcą się przeglądać w swoich dzieciach – przez niezrealizowanie własnych marzeń czy ambicji. Z drugiej strony, trudno jest wpoić dziecku, aby myślało tak, jak chce mama - żeby się nie buntowało, nie szukało swoich dróg i nie aspirowało do czegoś. Trzeba uszanować ambicje dziecka i jego wybory. Sądzę, że najpiękniejszy wiek dziecka to taki, kiedy jest jeszcze ono uległe – kiedy się urodzi i jeszcze nie mówi. Do trzech lat jest słodkie, później zaczyna się kształtować, wchodzi w okres dojrzewania i wszystko staje się w tej relacji trudne. Ciężko jest znaleźć receptę na to, jak uniknąć błędów, jak bezboleśnie przejść przez ten etap. Porozumienie osiąga się metodą prób i błędów – sprawdza się, czy dziecko lepiej się zachowuje, kiedy mu się czegoś zakaże, czy odwrotnie. Wydaje mi się, że jest to bardzo delikatna materia.

PŻ: Pani jest aktorką, osobą publiczną. Gosia, nie dość, że jest rozpoznawalna przez to, że jest pani córką, odnalazła się w branży muzycznej, śpiewa. Chciała pani, żeby poszła w stronę showbiznesu?

EK: W ogóle nie wiedziałam, że Gosia śpiewa. Chodziła na zajęcia muzyczne, grała na instrumencie, ale nigdy nie wyrażała chęci występowania solo w tym charakterze. Dlatego było to dla mnie duże zaskoczenie – wybrała też studia w zupełnie innym kierunku – anglistykę na wyższej szkole psychologii. Wydawało mi się, że ewentualne odradzanie wejścia do showbiznesu mam z głowy i nie będę musiała się martwić o córkę, przez to, że to tak ciężki kawałek chleba. Tak się niestety nie stało, ale obrót sytuacji przyjęłam z dużą radością – w końcu Gosia ma duży talent i jesteśmy sobie tak naprawdę jeszcze bliższe, pokrewne. Córka często nie rozumiała moich decyzji czy też tego, że wracałam z pracy zmęczona, bo dwie godziny stałam na scenie, odgrywając ciężką rolę. Teraz wie, co to znaczy przeżywać stres czy mieć tremę związaną z występowaniem, przygotowaniem, przebiciem się i utrzymaniem z tego. Rozumie też, jak ciężko być córką Ewy Kasprzyk.

PŻ: A czy bazuje na pani nazwisku?

EK: Ma przede wszystkim inne nazwisko - zawsze chciała się odciąć. Uniemożliwiają jej to dziennikarze - bardzo rzadko mówią o niej Małgosia Bernatowicz – najczęściej jest córką Ewy Kasprzyk. To na pewno nie pomaga, a w jakiś sposób blokuje młodego człowieka. Mam wrażenie, że dzieciom znanych rodziców zawsze jest trudniej. Ciężko jest się odciąć od tego, co wypracowali rodzice przez trzydzieści lat pracy. Gwiazdą z prawdziwego zdarzenia nie zostaje się z dnia na dzień. Tak się zostaje tylko gwiazdą sezonową. Wiadomo natomiast, że każda matka zrobi dla swojego dziecka wszystko – oczywiście zdarzają się matki wyrodne, ale tutaj o nich nie mówimy. Są mamy nadmiernie opiekuńcze, przesadne. Nie potrafimy pogodzić się z tym, że dzieci odchodzą. A one muszą w którymś momencie pójść własną drogą i tak było w przypadku Małgosi. Córka do mnie wraca – nasza więź jest bardzo silna, wręcz niezwykła. Do dzisiaj nie mogę się pogodzić z tym, że moja mama odeszła. Bardzo bym chciała zamienić z nią jeszcze parę słów.

Obraz
© mwmedia

PŻ: Przyjaźnicie się z córką czy jest to bardziej relacja oparta na schemacie nauczyciel-uczeń?

*EK: * Jeśli nie ma się przyjaciela w matce, to w kim można go mieć? Jeżeli w matce nie ma oparcia, to gdzie go szukać? Myślę, że matki wypierają świadomość tego, że dziecko może zrobić coś złego. Nie wierzą w jego złe czyny, nawet jeśli siedzi w więzieniu. Matki wyznają zasadę, że ich dziecko jest najlepsze i na pewno nie dopuściłoby do pewnych zachowań. Matka jest po to, żeby być przyjacielem, żeby chronić. A nie żeby je dodatkowo stresować. Oczywiście powinna wyegzekwować od podopiecznego dyscyplinę – jeśli dziecko się do czegoś zobowiąże, powinno to zrobić. Najzdrowsze jest, kiedy dziecko w którymś momencie zaczyna odciążać matkę i przejmuje jej obowiązki.

PŻ: Dziecko przejmuje rolę rodzica.

EK: Taka pomoc się przydaje, kiedy człowiek jest stary i niedołężny. Tak naprawdę między rodzicami a dziećmi istnieją najróżniejsze związki – ile ludzi, tyle relacji. Zdarzają się patologie, które działają w obie strony – łatwo przegapić moment, kiedy opiekuńczość wymyka się spod kontroli lub wręcz odwrotnie - kiedy w ogóle tej opieki nie ma. Ta pierwsza sytuacja to wyraz miłości. Matki, które będziemy mieli okazję obserwować w programie „Mamuśki z piekła rodem”, też robią różne rzeczy ze względu na miłość do swoich dzieci.

PŻ: Podchodzą do nich głównie emocjonalnie.

*EK: * W rodzinach wielodzietnych nie odczuwa się tego w ten sposób. Jeżeli ma się dziecko, którego się bardzo pragnęło, to później człowiek sobie z tym nie radzi. Wszystko chce dać dziecku - w szczególności to, czego się samemu nie miało. Przywozi się mu niedostępne tutaj ubrania, stara się dać do jedzenia coś wyjątkowego, najlepszego. Coś o tym wiem, bo sama mam jeszcze jedno dziecko w domu - psa Shakirę – którą niestety rozpieszczam… niepotrzebnie. Na planie "Mamusiek" dawałam jej wyszukane smakołyki i od tamtej pory nie chce jeść swojej karmy (śmiech). Nie unikniemy takich zachowań, nie jesteśmy nieomylni.

Obraz
© Materiały prasowe

PŻ: A jak to jest z kobietami, które nie chcą mieć dzieci? Nigdy o tym nie myślały.

EK: To wybór kobiety. Nie każda musi mieć dziecko i czuć instynkt macierzyński. W końcu, kiedy dziecko się rodzi, jesteśmy za nie odpowiedzialne, od początku do końca. Funkcjonujemy tak naprawdę za dwoje. Nie myślimy tylko o sobie. Sama łapię się na tym, że częściej myślę o tym, co robi moje dziecko, jak się czuje, niż o tym, jak sama się czuję.

PŻ: Zupełnie jak moja mama. Potrafi dzwonić i pytać o to, jak się mam mimo tego, że powinna zadbać o siebie.

EK: Myślimy o tym, co się dzieje u naszych dzieci, czy dziecko zjadło, czy czegoś nie potrzebuje, czy może trzeba w czymś pomóc. Moja mama też taka była – właściwie wszystko oddałaby dzieciom. Często zapominała o sobie. U mnie tak do końca nie jest, ponieważ mój zawód jest egoistyczny i bardzo pochłaniający. Wiem, że były momenty, kiedy nie mogłam dać dziecku tego wszystkiego. Wiele razy zastanawiałam się, czy nie lepiej byłoby, gdybym była taką matką domową - czekałabym z tym przysłowiowym rosołem. Może moje dziecko właśnie tego by chciało.

PŻ: Czy to, że Gosia jest artystką, pomaga w jakiś sposób waszej relacji?

EK: Czuję, że moje dziecko jest ze mnie dumne. To, że Gosia jest artystką, też mi w pewnych momentach pomogło. Gram różne role – wcielam się w postaci złe, w role kobiet demonicznych, silnych, często używam mocnych słów. Największym komplementem było dla mnie, kiedy moja córka przyszła na próbę generalną Wirginii Woolf i powiedziała: „Wiesz co, mamo, pierwszy raz zapomniałam, że jesteś moją matką. Zobaczyłam tę rolę i cię nie poznałam”. To było bardzo miłe i mocno podniosło mnie na duchu. Mam w niej ogromne wsparcie.

Obraz
© Materiały prasowe

PŻ: Jesteście do siebie podobne? A może pani ma w sobie coś z własnej mamy?

EK: Jest ciągłość pokoleniowa (śmiech). Czasami wydaje mi się, że moja córka ma więcej z mojej matki niż ja. Gosia jest kopią mnie z lat młodzieńczych – jeśli chodzi o wizerunek, o rodzaj buntu, który ma w sobie. Ja może i w jakiś sposób jestem podobna do swojej mamy, ale często tego nie widzę. Dopiero siostra mi to uzmysławia, mówiąc: „Wiesz, widziałam cię w tym filmie – cała Stasia!”. Charakterologicznie mam na pewno bardzo dużo cech ojca. W każdym razie nie da się tych ogniw – między mną, córką, a moją mamą – rozłączyć. Gdzieś w kodzie genetycznym zostały te podobieństwa zapisanie.

PŻ: Na koniec, skąd pomysł na to, aby wziąć udział w tym „piekielnym” programie?

EK: Myślę, że nie zrobiłam nic złego, decydując się na to (śmiech). Skusił mnie format i tematyka, bo jest ona bliska wszystkich matkom. Byłam też ciekawa pracy przy takim programie – tym bardziej, że ekipa była fantastyczna.

Program "Mamuśki z piekła rodem" będzie nadawany w telewizji ID od środy 18 maja o godzinie 21:00.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)