Ewa żyła w toksycznym związku. Potem zmagała się z konsekwencjami
Pojawiają się nawet kilkaset razy dziennie, od rana do wieczora, często także w trakcie przebudzenia w środku nocy. Gdy umysł im się podporządkowuje, zaczyna wierzyć w zupełnie zniekształcony obraz rzeczywistości. A to może prowadzić do całkowitego paraliżu życia i poważnych chorób.
18.11.2022 | aktual.: 19.11.2022 16:46
Ewa do psychiatry zgłosiła się dwa i pół roku po rozstaniu z Pawłem. Przez ten czas straciła pracę, zadłużyła mieszkanie na kilkanaście tysięcy złotych z powodu niepłacenia czynszu, zerwała kontakt z większością znajomych i przyjaciół. Najgorsza jednak okazała się dla niej wyprowadzka dzieci, które przeniosły się do swojego ojca i byłego męża Ewy. – Miałam myśli samobójcze – 42-letnia redaktorka ledwo powstrzymuje łzy. – Uratowała mnie jedna jedyna przyjaciółka, która była w stanie ze mną wytrzymać mimo wszystko. Zapisała mnie na wizytę u lekarza, zapłaciła za nią, zmusiła do wyjścia z domu, zawiozła, poczekała i jeszcze na koniec zapytała psychiatrę o zalecenia. Gdyby nie ona, pewnie już by mnie nie było.
Ostatnie dwa lata to był koszmar
Ewa sama nie wie, czy gorszy był trwający blisko osiem lat związek z o dziewięć lat starszym partnerem, dziennikarzem sportowym, czy rozstanie. – Chyba rozstanie, bo trwało pół roku i w tym czasie Paweł niszczył mnie, znęcał się nade mną psychicznie, manipulował, zdradzał, kłamał – kobieta przycisza głos. – Dwa lata poprzedzające rozstanie to też był koszmar. Z dnia na dzień nasilała się przemoc psychiczna: ciągłe strasznie mnie rozstaniem, końcem związku, wyzywanie moich dzieci od debili, mówienie, że bez niego zgniłabym w rynsztoku, że jest moją ostatnią szansą na normalność, bo jak mnie zostawi, to wszystko, na co mogę liczyć, to facet na jedną noc.
- Twierdził, że nikt dłużej ze mną nie wytrzyma. Do tego karanie ciszą, nieodzywanie się przez dwa tygodnie, robienie karczemnych awantur na 12 godzin przed startem samolotu, którym mieliśmy lecieć na wyczekane i opłacone wakacje. Kilka razy nigdzie nie wyjechaliśmy, bo on mówił, że spiskuję z dziećmi przeciwko niemu i w związku z tym sabotuje takie wakacje. Oczywiście te straszne momenty były poprzeplatane okresami względnego spokoju. Ale im bliżej końca, tym trwały one krócej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Załamanie po rozstaniu
Jak wspomina kobieta, jej partner wyprowadził się z jej mieszkania na rok przed rozstaniem. Po kolejnej karczemnej awanturze. Pierwszy raz nie poprosiła go, żeby został. – Duma nie pozwoliła mu przyznać, że o wyprowadzce zdecydował w nerwach, że tak naprawdę chce zostać – mówi kobieta. – Jednak, mimo że się wyniósł, to i tak mieszkał z nami. Tylko musiał dodatkowo wydawać 2,5 tys. zł na mieszkanie, które stało puste. A potem, w swoje urodziny, które spędzaliśmy w jego mieszkaniu, nawyzywał mnie pijany, kazał się wynosić, czułam się zagrożona fizycznie, bałam się, że mnie uderzy. Wyszłam, a on pięć dni później miał nową dziewczynę. Nic o tym nie wiedziałam, bo mnie okłamywał, mówił, że kocha, błagał o powrót, a z nią sypiał, chodził po knajpach, winiarniach. Przyjaciel mojego syna spotkał ich w kinie po tym, jak przez trzy dni błagał mnie o powrót, płakał i mówił, że kocha. Gdy wszystko wyszło na jaw, szantażował mnie, że jeśli nie spełnię jego warunków, to on ją wybierze, że ona ma mnóstwo kasy, że za nim szaleje. Po dramatycznej awanturze powiedziałam dość.
Wtedy wszystko się zaczęło. Ewa nie mogła spać, bo w głowie cały czas krążyły jej natrętne myśli. "Jak to możliwe, że mężczyzna, który słowo miłość odmieniał przez wszystkie przypadki, pięć dni po rozstaniu, miał nową partnerkę. Na dodatek mężatkę z dwójką dzieci?", "Jak to możliwe, że człowiek, który całe życie chodził do kościoła i deklarował się jako głęboko wierzący katolik, mógł zdradzać, kłamać, oszukiwać?", "Jak to możliwe, że nie zauważyłam tego wcześniej?", "Jak to możliwe, że pozwoliła się traktować źle tak długo?", "Czy on mnie w ogóle kochał?", "Czy on wróci? Przecież mieliśmy spędzić razem całe życie, wyprowadzić się do Grecji lub Hiszpanii…"
Ruminacje, czyli natrętne myśli
- Te i tysiące innych myśli związanych z Pawłem, naszym związkiem, rozstaniem, tym, jak mnie potraktował, jak się zachował na koniec, nie opuszczały mnie nawet na sekundę – opowiada Ewa. – Nawet we śnie czułam ich obecność. Wstawałam do toalety i miałam je cały czas w głowie. Nie byłam w stanie o niczym innym rozmawiać, o niczym innym myśleć, na niczym innym się skupić. Czułam się jak osoba opętana, bo obok tych w miarę racjonalnych pojawiały się takie, że jeśli pójdę do niego w nocy i powiem mu, że go kocham, to on zechce ze mną być dalej. Albo jeśli uciekniemy za granicę porzucając dzieci, to będziemy szczęśliwi…
- Obsesyjne myśli, których z jednej strony nie dają się usunąć, bo pojawiają się niespodziewanie i w sposób ciągły, a z drugiej niczym nie da się ich zastąpić, to ruminacje – mówi psycholożka Magdalena Popławska. – Taka gonitwa myśli jest przyczyną smutku, zdenerwowania, znacznego obniżenia nastroju, a jednocześnie wpływa demotywująco. Pojawia się na skutek silnego stresu, może być związana z urazami emocjonalnymi, lękiem, skrzywdzeniem, traumami z dzieciństwa, a także perfekcjonizmem czy nadmiarem obowiązków.
Jak podkreśla Magdalena Popławska, cechą charakterystyczną ruminacji jest ich liczba – pojawiają się dziesiątkami, a nawet setkami. Często brakuje w nich logiki, ocierają się o irracjonalność. – Jedna z moich pacjentek obsesyjnie myślała o tym, że partner ją zostawi, odczuwała na myśl o tym potworny, paraliżujący lęk – opowiada Popławska. – Było to o tyle niedorzeczne, że od pół roku nie byli już razem, ponieważ porzucił ją i związał się z inną kobietą. I ona wiedziała o tym, ale nie była w stanie tych myśli natrętnych zatrzymać.
Ruminacje często pojawiają się przed snem lub po przebudzeniu w środku nocy, co uniemożliwia ponowne zaśnięcie. Zakłócają koncentrację zajmując umysł w trakcie pracy czy innych ważnych czynności. Ewoluują w stronę zupełnie nierealistycznych fantazji, które często są źródłem przerażenia, poczucia wstydu, żalu, niskiej samooceny. Natrętne myśli jednak nie powodują, że analiza i ocena sytuacji pozwala na rozwiąznie problemów; wręcz przeciwnie – są źródłem poczucia winy i wzmagają poczucie bezsilności i bezradności. Generują kolejne lęki i obawy, mimo że potrafią na chwilę zatrzymać czy wyciszyć lęk, który dotyczy obsesji. W skrajnych przypadkach prowadzą do całkowitej izolacji osoby, którą zawładnęły.
Wyjście z traumatycznej więzi
Dla Ewy najgorszy był kompletny brak zrozumienia ze strony bliskich. Nikt nie mógł pojąć, dlaczego tak długo i bardzo intensywnie przeżywa rozstanie z partnerem. – Z mężem rozwiodłam się, gdy nasze bliźniaczki miały sześć lat – wspomina Ewa. – Okazało się, że zdradzał mnie, nawet gdy byłam w ciąży. Nie chciałam żyć z kimś, do kogo nie miałam kompletnie zaufania. On zgodził się na rozwód bez problemu, zaakceptował moją propozycję co do wysokości alimentów, zostawił nam mieszkanie. Przynajmniej tyle dobrze. Czułam się jednak bardzo samotna. Gdy poznałam Pawła, byłam pewna, że to miłość mojego życia. Czułam się przy nim jak w niebie. Dopiero na terapii dowiedziałam się, że wszystko wskazuje, że jest narcyzem i socjopatą.
Jak twierdzi Magdalena Popławska, ruminacje nie mają wyłącznie charakteru negatywnego. A wręcz przeciwnie – dzięki nim można rozwiązywać wiele problemów. – Jednak w sytuacji, gdy zamieniają się w myśli obsesyjne i ten proces trwa długo, to mogą prowadzić do całkowitego paraliżu życia. Stwierdzono również ich wpływ na rozwój depresji – mówi psycholożka. Jak zatem rozpoznać, czy ruminacje mają na nas negatywny wpływ? – Jeśli pod ich wpływem czujemy się źle, mam tu na myśli zarówno samopoczucie psychiczne, jak i fizyczne – pojawiają się bóle głowy, bezsenność, nerwowość, zmiany apetytu, problemy z pamięcią lub koncentracją – tłumaczy Piotrowska.
Leki i terapia
- U mnie nie mogło obyć się bez leków, ponieważ lekarz stwierdził depresję, a nie tylko same ruminacje, które były jednym z jej objawów – opowiada Ewa. – Gdy farmakologia zrobiła swoje i byłam na tyle spokojna, że mogłam zacząć pracę z terapeutką, to zajęłam się leczeniem chorej i zbolałej duszy. Choć trwa to bardzo długo, bo blisko dwa lata, to mam poczucie, że wychodzę na prostą.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.