Gdy wybuchła wojna, natychmiast podjęła decyzję. "Wracam do Ukrainy"
Gala Sydor od lat mieszkała z rodziną w Polsce. Mimo to, drugiego dnia po wybuchu wojny w Ukrainie, wróciła do swego ojczystego kraju. - Dzieci nie wiedzą do końca, co myślę i czuję. Nie mogę im przecież wszystkiego zdradzać. Mówię tylko ogólnie, że wszystko w porządku, że się nie boję. Ale nie wiedzą, że jestem gotowa do walki - tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta.
25.04.2022 | aktual.: 25.04.2022 18:20
Karina Ochnik, dziennikarka Wirtualnej Polski: Zaraz po wybuchu wojny wróciła pani do ojczyzny. Skąd ta decyzja? Przecież od ponad 10 lat ma pani w Warszawie dobre życie, pracę, a co najważniejsze - rodzinę.
Gala Sydor: Tak, w Polsce jestem już od wielu lat i bardzo mi tutaj dobrze. Mam wielu polskich przyjaciół, dobrych ludzi wokół siebie, ale też bardzo kocham swój kraj. Moi przodkowie byli patriotami i za Ukrainę oddali swe życia. Pomyślałam, że z jednej strony chcę walczyć za ojczyznę, a z drugiej - nie chcę umierać. I tak oto jestem tutaj, 80 km od Lwowa.
Przyjechała pani na pomoc Ukrainie.
W dniu przyjazdu zadzwoniłam od razu do miejscowego urzędu, powiedziałam, że chcę pomagać. Wtedy też związałam się z wojskową częścią armii ochotniczej i zaczęłam gotować żołnierzom na froncie. Poprosiłam w mediach społecznościowych o pomoc w dostarczaniu żywności i leków. Otaczają mnie ludzie dobrej woli. Sama nie zrobiłabym nic.
Jak wygląda pani dzień w tej wojennej rzeczywistości?
Rano wstaję, idę do kuchni i od razu biorę się do pracy. Za pieniądze, które otrzymałam od przyjaciół kupiłam jedną świnię, ale wróciłam z dwiema - drugą dał nam taki dobry człowiek! Było z nich mnóstwo słoniny. Robiłyśmy do jedzenia wszystko, co tylko się dało. Przygotowałyśmy nawet batoniki energetyczne.
Kupiłyśmy też mnóstwo mąki i pieczemy z niej chleby, bułeczki, wszystko, co tylko się da. Cały tydzień staramy się, żeby mieć jak najwięcej żywności. Później przyjeżdżają "chłopcy" z armii i to wszystko od nas odbierają. Pracujemy od świtu do nocy, często nawet do rana. Wszystko dla naszych chłopców.
Ma pani w sobie dużo siły i optymizmu, ale na pewno też i sporo strachu, będąc 60 km od miejsca działań wojennych.
Na terenie Ukrainy jest sporo dywersantów z Kijowa, Charkowa i Irpinia. Pracują dla Rosjan. Bywa, że zapisują się do ukraińskiej obrony terytorialnej, a później strzelają nam w plecy. To bardzo trudna sytuacja. Trzeba uważać na czyny i słowa, by nie narazić siebie i swoich bliskich na niebezpieczeństwo. Boję się i nie chcę już o tym mówić.
W nocy lęk jest większy?
W nocy jest tak smutno i ciemno. Wszystkie światła, nawet na ulicy, muszą być wyłączone. Nie chcemy być przecież łatwym kąskiem dla wroga. "Nie boję się" - tak sobie mówię. Mam przygotowany nawet plecak, całe obanderowanie. Mogę iść walczyć, kiedy ktoś mnie powoła. Jak Bóg zechce, tak się stanie.
Czy chce pani powiedzieć, że jest gotowa na śmierć?
Tak. Boję się śmierci, ale jestem na nią gotowa.
A co na to bliscy? Ma pani przecież dzieci i wnuki.
Nie wiedzą do końca, co myślę i czuję. Nie mogę im przecież wszystkiego zdradzać. Mówię tylko ogólnie, że wszystko w porządku, że się nie boję. Ale nie wiedzą, że jestem gotowa do walki. Nie chcę ich paniki.
Zobacz także
Wszystkie posiłki przygotowuje pani z innymi kobietami, przy nich są dzieci. Dlaczego te kobiety zdecydowały się zostać w Ukrainie? Przecież mogły uciec w bezpieczniejsze miejsce.
To prawda, ale nie każdy może żyć daleko od swojego domu. Niektórzy wolą być tutaj i żyją z myślą, że co ma być, to będzie. Siostra mojej bratowej, która nam tutaj pomaga, pojechała do Niemiec i nie bardzo jej się tam ułożyło. Chciałaby już wrócić, a teraz nie może. Nie zna języka, a jej dziecko ma cztery lata, więc nie ma mowy o pracy. Mieszkają u znajomych znajomych, a ona tęskni za bliskimi i pracą. Pracowity człowiek musi coś robić, bo jak nie może pracować, to traci poczucie sprawczości. Nie każdy chce pomocy finansowej, a Ukraińcy są przecież wyjątkowo pracowici. Chcą funkcjonować w społeczeństwie, być niezależni.
Byłam na granicy w Medyce. Spotkałam mnóstwo kobiet. Większość z nich mówiła, że najtrudniejsze jest to, że nie ma przy nich mężów. "Zostali na froncie i nie wiadomo, co będzie" - płakały.
Niestety. Zdarza się też, że kobiety nie opuszczają Ukrainy, bo mają tam synów i nie chcą ich zostawić. Kobietę przez granicę celnicy puszczą, a chłopaka nie, bo musi walczyć. Wtedy matka zostaje, bo "co zrobić, jak syn tutaj".
Pojawiają się w pani wątpliwości, złość, poczucie bezradności? Jest pani przecież w centrum strasznych wydarzeń.
Ja tylko myślę, jak tu mogę jeszcze pomóc. Jak długo będą sponsorzy, tak długo będę mogła gotować dla naszych dzielnych żołnierzy. Więc szukam ich cały czas po to, bym bez przerwy mogła gotować. Mam jedną patelnię, jeden mały piekarnik, to wszystko sporo zajmuje, ale dajemy radę. Na tydzień wykorzystuję 150 kg mąki, ale gdybym miała jeszcze jeden piekarnik, mogłabym piec więcej.
Jednocześnie w tej strasznej wojnie widzę tyle gestów dobra. Jeden drugiego wspiera. Ja nigdy nie widziałam, żeby ludzie tak pięknie się do siebie odnosili. Dostrzegam jedność ludzi. Jest więcej modlitwy, mniej krzyków. Wszyscy się mobilizują, wszyscy trzymają się razem. Jak powiedziałam, że gotuję na front, ktoś dał worek mąki. To dużo mówi o człowieku. Sama oddałam odzież, a teraz nie mam w co się ubrać. Dzielimy się wszystkim, co mamy.
Jak się dzielić, kiedy nie ma czym? Podobno już na wielu terenach Ukrainy brakuje żywności.
Zimowe zapasy się nam już kończą, a o żołnierzy trzeba przecież zadbać. Ważne jest też dobre słowo, które naszych bohaterów wspiera na duchu. A jak oni się cieszą, kiedy dziecko narysuje im rysunek!
Te piękne prace plastyczne, które obecne z panią dzieci cały czas tworzą, są dla żołnierzy?
Tak, pakujemy każdy rysunek w pudełeczko. Piszemy na nim nazwiska, adres, by ten rysunek z żołnierzem do nas kiedyś wrócił. Abyśmy po wojnie mogli naszych bohaterów ugościć. Wręczając ten podarunek, chcemy dać im motywację i siłę do walki, by nie czuli się osamotnieni. Jeden drugiego musi wspierać, by była nowa Ukraina. By była nowa świetna Ukraina.
Karina Ochnik, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl