Gdzie ją buty poniosą

Gdzie ją buty poniosą

Gdzie ją buty poniosą
10.03.2009 16:18

Nic tak nie poprawia humoru Jadźce jak obcowanie z własnymi butami. Nie wiedzieć czemu lubi je mieć na nogach w każdej chwili. Najlepiej chodziłaby nago, ale w butach.

Nic tak nie poprawia humoru Jadźce jak obcowanie z własnymi butami. Nie wiedzieć czemu lubi je mieć na nogach w każdej chwili. Najlepiej chodziłaby nago, ale w butach. A popołudniowa drzemka nie może odbyć się bez założonych na nogi lanserskich Guciów. Taka fanaberia.

Pierwotne ludy nie nosiły obuwia. Członkowie plemion mieli twarde podbicie, a po ziemi biegali pewnie i z impetem. Dzisiaj nikt nie wyobraża sobie wyjścia z domu na bosaka, bo zimno, brudno, na każdym rogu czyha jakaś pobita butelka, a większość przerażałaby myśl, że ludzie patrzą na nas jak na kloszardów. Buty zresztą nie spełniają tylko funkcji praktycznych, są też wyznacznikiem społecznego statusu oraz wytworem naszej zaawansowanej cywilizacji. Jakie buty, taki człowiek, można by powiedzieć.

Nasza córka zdaje się wszystko to intuicyjnie doskonale pojmować. Jest niczym bohaterka serialu, której jedną z największych ambicji jest posiadanie odpowiednich i odpowiednio atrakcyjnych butów. To dziecko ucieszy się z każdej nowej pary kozaków czy kaloszy. Jak z najlepszej zabawki. I godzinami próbuje założyć chociaż jedną sztukę na swoją małą stopę. Póki co bez sukcesu, ale kiedyś przełamie ten kryzys. Szczególnie utrudnia sprawę fakt, że zakłada jednego buta na drugiego. Widocznie wyznaje zasadę, że od przepychu głowa nie boli…

Głowę Rodziny i mnie bardzo dziwi Jadźki przyjaźń z bądź co bądź, bezdusznym kawałkiem skóry. My z Tatką nie należymy do tych, którzy nie potrafią zliczyć pudełek z butami we własnej garderobie. Mnie osobiście zakupy dla stóp przerażają. Rzadko kiedy wychodzę ze sklepu z butami, które są idealne. Zazwyczaj nabywam te za małe, za duże, za niewygodne lub po prostu zupełnie niepraktyczne. W obuwniczym bowiem wpadam w jakąś dziwną histerię, spowodowaną moimi wcześniejszymi fatalnymi zakupami.

Nie potrafię ocenić, czy duży palec jest już przy czubku czy jeszcze wiele mu brakuje. W konsekwencji zdaję się na Męża, który zniecierpliwiony stwierdza, że jeśli nie cisną, to są dobre i że w związku z tym on natychmiast żąda opuszczenia tegoż sklepu, bo inaczej odejdzie od zmysłów. Tak więc wracam zazwyczaj do domu z butami, które dopiero potem okazują się dobre lub nie. A i tak kończy się na tym, że na wszelkie rauty mam jedną, ukochaną parę butów, a na co dzień drugą. Jadźka pewnie puka się w głowę i mówi do siebie: „Mama chyba nie wie, co dobre!”.

Dobre według Igi jest na przykład wspomniane już spanie w butach. Kiedy próbujemy przed zaśnięciem zsunąć je z nóg, za karę dostajemy od córki w prezencie niepohamowany atak histerii. Ponieważ uśpienie jej w takim stanie zdecydowanie trwa dłużej, buty zasypiają wraz z nią, a dopiero po jakimś czasie „cudem” rodzicielskim wyparowują z łóżeczka i powracają na swoje miejsce na podłodze. Rano, kiedy Jadźka wstaje, wychodzi z łóżeczka i przybiega do nas, w jej rękach zawsze już znajdują się kapcie. Kiedy tylko jeden zsunie się lekko z pięty, możemy mieć gwarancję, że natychmiast się o tym dowiemy. Nie znam nikogo równie sfiksowanego na punkcie pantofli.

No, może moja siostra miała kiedyś podobne zdziwaczałe pomysły. Pewnego dnia, będąc jeszcze nastolatką, przyniosła do domu właśnie zakupione czerwone buciki na wysokim obcasie. Ponieważ jest moją siostrą i mamy ze sobą wiele wspólnego, a może ponieważ „nie rzucili” do obuwniczego jej rozmiaru, buty były o prawie dwa numery za małe. Niezrażona tym faktem Barbara wyczytała gdzieś, że trzeba w butach przespać kilka nocy, to skóra sama dopasuje się do wielkości stopy. I tak też zrobiła. Spod kołdry w nocy wystawały dwa czerwone obcasy, a nad ranem słychać było jęki. To odezwały się odciski. Wytrzymała tak kilka nocy i podarowała buty młodszej koleżance.

Znając naszą córkę, wymóg spania w butach minie tak szybko, jak się pojawił. Na razie czekamy na rozwój sytuacji. Mamy już trochę dość nocnych podchodów w celu okradzenia własnej Jadźki z butów. Trochę to jednak dziecinne. Nie sądzisz, Jadwigo?