GwiazdyGołda Tencer: teatr kochałam od zawsze

Gołda Tencer: teatr kochałam od zawsze

Gołda Tencer: teatr kochałam od zawsze
20.10.2014 14:58, aktualizacja: 20.10.2014 15:21

O historii, miłości do teatru i nie tylko opowiada Gołda Tencer, polska aktorka, reżyser i piosenkarka żydowskiego pochodzenia, od 1969 związana z Teatrem Żydowskim im. Ester Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie.

O historii, miłości do teatru i nie tylko opowiada Gołda Tencer, polska aktorka, reżyser i piosenkarka żydowskiego pochodzenia, od 1969 związana z Teatrem Żydowskim im. Ester Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie. Jest także działaczką kulturalną, popularyzatorką języka jidysz, założycielką i prezesem Fundacji Shalom, organizatorką Festiwalu Kultury Żydowskiej Warszawa Singera. Rozmawia Sylwia Laskowska.

Skąd wzięła się u Pani miłość do teatru? Czy była jakaś konkretna chwila, która uświadomiła Pani, że teatr to właśnie Pani przeznaczenie?

Gołda Tencer: To trochę banalne, lecz zawsze mówię, że od najmłodszych lat chciałam być aktorką. Zaczęłam występować na wszelkich akademiach jeszcze w szkole im. Pereca w Łodzi, do której chodziłam. Działał w niej dziecięcy teatrzyk i ja była zawsze królewną. Graliśmy zarówno w języku polskim, jak i jidysz, bo w szkole żydowskiej, do której chodziłam, mieliśmy zajęcia z tego języka. Myślę, że kochałam teatr od zawsze – tak, jak od zawsze wiedziałam, że chcę być w Teatrze Żydowskim.

Wydaje się, że wybór pracy w Teatrze Żydowskim w Warszawie był dla Pani czymś naturalnym. W końcu od dziesięcioleci stara się Pani krzewić kulturę żydowską. Co jest specyficznego w tym teatrze? Dlaczego warto się do niego wybrać?

Kiedy teatr przyjeżdżał do Łodzi, my – dzieci ze szkoły – wszyscy biegliśmy, by oglądać jego przedstawienia. Sama widziałam „Sen o Goldfadenie” może z 10 razy! Byłam w nim zakochana, ale pierwsze, które zobaczyłam, był to „Arszyn Małałam”. Pamiętam jego kolory i wstążki oraz zaśpiew – ten teatr miał swoją magię, duszę. Uwielbiałam teatr żydowski, ale i teatr w ogóle: chodziłam również z rodzicami do Teatru Powszechnego. Do tej pory żałuję, że w teatrach nie ma orkiestry w kanałach, bo te dźwięki, które słyszałam właśnie w Powszechnym, do dziś dźwięczą mi w uszach.

Zawsze też występowaliśmy z bratem, który – choć jest dziś profesorem medycyny, nie aktorem – jest osobą śpiewającą i piszącą teksty. Taka była nasza droga: również moi rodzice wiedzieli, że marzyłam o Teatrze Żydowskim, podziwiałam Idę Kamińską. Tym większa była to więc przyjemność, gdy na 50-lecie Teatru przyjechał on do Łodzi, a ja mogłam wręczyć jej kwiaty. Było to dla mnie ogromne przeżycie.

Czy teatr może przyczynić się do lepszego zrozumienia kultury żydowskiej? Czy człowiek, który na co dzień się nią nie interesuje, jest w stanie sobie w nim coś znaleźć?

Jest. W naszym Teatrze wchodzi się w zupełnie inny świat. Warszawa posiada ponad 20 innych teatrów, ale my jesteśmy trochę odmiennym od reszty – na pograniczu dwóch kultur, polskiej i żydowskiej. Mamy niezwykle szeroki repertuar, od klasyki, poprzez formy muzyczne, aż do współczesnych: każdy może znaleźć coś dla siebie. A jest to bardzo ważne. Nie wspomnę nawet o Centrum Kultury Jidysz, gdzie każdy również może wybrać sobie zajęcia. Kiedy wchodzi się do Teatru Żydowskiego, wchodzi się tym samym w jego wyjątkową atmosferę.

Jak przyjmowane są sztuki w języku jidysz? Czy cieszą się dużym zainteresowaniem?

Sztuki te przyjmowane są bardzo dobrze. To dzisiaj unikat. Dla ludzi, szczególnie młodych, którzy po raz pierwszy słyszą ten język – język, którym przed wojną 1/3 Warszawy mówiła w jidysz – to niesamowity dźwięk, mamelusz, język mamy, przepiękny język kołysanek żydowskich.

Powiedziała Pani kiedyś, że w każdej rodzinie jest osoba, która dba o to, żeby kultywować pamięć przodków. Uważa się Pani właśnie za kogoś takiego.

Przeczytałam gdzieś o tym, żałuję, że nie pamiętam autora tego zdania. Niezmiernie ważna jest dla mnie rola osoby zajmującej się spuścizną. Całe swoje życie poszukuję opowieści, chcę opowiedzieć historię tych, którzy nie przeżyli, historię nienarodzonych dzieci. Czuję taki obowiązek, ale również – chcę to robić. Wszystko, co osiągnęłam, każde swoje działanie było komuś zadedykowane. Czuję, że mam dług do spłacenia, że na garstce osób, która została wobec 6 milionów zabitych Żydów ciąży pewien testament, który trzeba wypełnić. Nie sposób mówić o kulturze żydowskiej, pomijając tragedię Holocaustu.

Wspominała Pani, że zginęła wtedy cała rodzina Pani ojca. Jednak nigdy nie opowiadał o tym, co się działo. Czy te wydarzenia miały wpływ na kształtowanie się Pani osobowości i postawy wobec świata?

Było tak w większości rodzin. Moje pokolenie – pokolenie powojenne – nie pytało, bo byliśmy młodzi, a rodzice nie opowiadali nam o wojnie. Kilka lat temu zrozumiałam, że skoro mój tata miał przed wojną żonę i córeczkę, które zginęły, to tak naprawdę była to moja siostra. Wcześniej zawsze mówiłam, że to były „żona i córeczka taty”, dopiero niedawno uświadamiając sobie obecność dybuków, o których pisała Hanna Krall.

By do tego dojść, potrzeba jednak lat. Nie jestem jedyną taką osobą, dotyczy to całego drugiego pokolenia Holocaustu, a teraz jest także już trzecie, dorosłe pokolenie. Nie wyjdziemy z tej historii, musimy być raczej jej strażnikami. Marzę na przykład o tym, by upamiętnić Matkę Żydowską. Nie chcę jednak pomnika, myślę o ogromnej, płaczącej wierzbie, która będzie obrazować Matkę Żydowską oddającą swoje dzieci na przechowanie, by przeżyły, lub tę, przy której zabijano jej dzieci. Tę, której nie było dane wychować swoich dzieci.

Mimo jednak, że w większości domów nie mówiło się o Holocauście, czuło się to wszystko. Pamiętam tatę, opartego o piec kaflowy, który patrzył niewiadomo gdzie. Zawsze myślami był gdzie indziej. Ten wpływ Holocaustu był ogromny i istnieje do dziś, z tego się nie wychodzi. To również nasza historia: podczas świąt żydowskich siadała w końcu okrojona rodzina: bez babć, ciotek, wujków.

Jak wyglądało życie polskich Żydów przed wojną, a jak teraz?

Oczywiście, przed wojną życie polskich Żydów było niezwykle bogate, co możemy przeczytać w ówczesnej literaturze, na przykład u Bashevisa Singera. To jednak nieprawda, że po II wojnie światowej w Polsce kultura żydowska zamarła. Moi rodzice na przykład byli powojennym małżeństwem i próbowali zbudować oraz odrodzić tę kulturę w małej skali, w naszej rodzinie – obchodziliśmy przecież wszelkie święta. Zresztą do dziś jedne z piękniejszych wspomnień z dzieciństwa dotyczą mojego domu rodzinnego. Po wojnie jednak wychodziła również gazeta żydowska, grał żydowski teatr, istniały obozy i kolonie… Kluby TSKŻ-u, w których spotykała się młodzież. Zniknęło to w roku 1968. Potem trzeba było wielu, wielu lat. Dużo osób weszło wtedy do szafy.

Czy ciężko żyje się Żydom w dzisiejszej Polsce? Tolerancja rośnie, a może wciąż spotyka się Pani z przypadkami dyskryminacji?

Dziś w Polsce wzrasta trzecie pokolenie po Holocauście, które często dowiaduje się, że ich babcia była Żydówką. Zadają sobie więc pytanie: kim ja jestem? Żyjemy już w innych czasach, gdzie młodzi ludzie coraz bardziej interesuje się swoją historią i przeszłością. To bardzo odczuwalne w dzisiejszej Polsce.

A jak sytuacja wygląda za granicą?

Moim zdaniem tak samo. Sądzę, że naprawdę jesteśmy obywatelami świata i nie ma między nami wyraźnych różnic.

Czy Żydzi polscy stanowią zwartą grupę?

Ani mniej, ani bardziej, niż inne grupy.

Prowadzi Pani prężnie działającą fundację Shalom. Jak Pani myśli, skąd bierze się tak duże zainteresowanie kulturą żydowską?

Nawiązując do swojej poprzedniej wypowiedzi – sądzę, że wynika to z faktu, że dorosło właśnie nowe, młode pokolenie, zainteresowane tym, co w tragiczny sposób zniknęło z map Warszawy czy Polski poprzez tragedię II wojny światowej. A kultura żydowska stanowiła jeden z najważniejszych – i nieodłącznych – składników tamtego społeczeństwa, kultury i historii.

Jakie są Pani plany na przyszłość? Czego możemy spodziewać się w najbliższym czasie?

Przyszły rok będzie dla Teatru Żydowskiego rokiem wyjątkowym: obchodzić będziemy jubileusz 65-lecia powstania Teatru. To, co chciałabym kontynuować – o ile będzie mi to, oczywiście, dane – to linia Idy Kamińskiej oraz Szymona Szurmieja, ale pragnę również dodać coś od siebie. Bardzo się cieszę, że będzie nam dane współpracować w przyszłym roku z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim, Wojtkiem Klemmem i innymi, równie ciekawymi reżyserami oraz twórcami. Chcemy również kontynuować edukację dzieci – w tym celu otworzymy Akademię Kultury Żydowskiej z Sylwią Chutnik na czele. A dodam, że nie zdradzam wszystkich planów teatru! W najbliższym czasie Teatr wyjeżdża na duże tournee po Meksyku i Stanach Zjednoczonych. Dzieje się więc dużo, a będzie się działo tylko więcej.

(sr)/(kg), kobieta.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także