Grypa żołądkowa w samolocie. Polki wspominają swoje najgorsze loty
Problemy zdrowotne, kłótnie, pijaństwo, płacz dzieci czy turbulencje nawet krótki lot potrafią przemienić w koszmar. Stewardessa Natalia Wierzbicka twierdzi, że pasażerowie są też bardzo wyczuleni na wszelkie opóźnienia. – Zdarzają się kłótnie, awantury, czasem nawet wyzwiska pod adresem obsługi pokładowej – przyznaje.
05.08.2022 | aktual.: 06.08.2022 09:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Piotr Gąsowski naraził się internautom, gdy za pośrednictwem social mediów zaczął narzekać na swój lot. "Samolot jest totalnie pełny. A pan, który usiadł obok mnie… Dobra, nie będę owijał w bawełnę: Strasznie śmierdzi. Okropnie! To jest jakaś tortura, ja nie wiem, czy ja dojadę w ogóle do cholernego raju do Hiszpanii".
Po czym, kontynuując swoją narrację, dodał: "Dwie i pół godziny już stoimy, nic się nie zmienia i śmierdzi, jak śmierdziało" (pisownia oryginalna. - przyp. red.). Gąsowski, wypowiadając te słowa, pokazał na nagraniu… współpasażera, którego skrytykował. Internauci nie zostawili na aktorze suchej nitki.
Nie da się jednak ukryć, że podczas lotu nikt nie wie, z kim będzie podróżował. – Wszystko zależy, na kogo się trafi. Ludzie potrafią być różni – mówi Maja. – Ja samolotami latam często, i zawodowo, i podróżniczo. Robię po kilkadziesiąt tysięcy kilometrów miesięcznie. Zazwyczaj jest spoko. Mój najdłuższy lot trwał dziesięć godzin i minął błyskawicznie. Czasem jednak nie da się wytrzymać dwóch godzin – gdy dzieci płaczą, dorośli się kłócą, ktoś się wymądrza na całe gardło. Kiedyś przez prawie sześć godzin leciałam z grupką pijanej młodzieży.
Kiedy dolecimy?
32-letnia Ola z Radomia nie ma dzieci ani ich nie planuje. Taką decyzję podjęła z narzeczonym. – Jestem osobą wysoko wrażliwą i obecność dzieci, szczególnie małych i głośnych, nie wpływa na mnie korzystnie. Powiedziałabym, że wręcz wpływa bardzo niekorzystnie, dlatego staram się wybierać miejsca dedykowane dorosłym, jak hotele czy restauracje – tłumaczy.
– Był jeden lot, którego nie zapomnę nigdy. 2019 rok, Warszawa - Londyn. Niby krótka podróż, ale rezerwowaliśmy bilety na ostatnią chwilę. Nie do końca siedzieliśmy z narzeczonym obok siebie, bo między nami było przejście. A w moim rzędzie matka z niemowlakiem na kolanach i w środku kilkulatek – opowiada Ola. – Ten mały płakał przez cały lot. Dosłownie darł się. Matka włączała mu jakieś bajki, ale uspokajał się góra na parę minut i od nowa rozpacz. Młody leciał pierwszy raz samolotem i moim zdaniem był na to stanowczo za mały, ale z tego, co się zorientowałam, rodzina leciała do pracującego w Anglii ojca, więc widocznie nie było innego wyjścia. Ten starszy chłopiec nie był wcale lepszy, ciągle narzekał, że się nudzi, że go nogi bolą i oczy; co chwila pytał: "Kiedy dolecimy?".
Ola dodaje, że w pewnym momencie zamieniła się z partnerem na miejsca, ale na niewiele się to zdało. – Stopery w uszach, słuchawki, nawet alkohol zamówiony na pokładzie średnio pomagały. Generalnie gorszego lotu nie miałam. Zdarzył mi się też kiedyś lot, dobrze, że krótki, kiedy siedzący za mną chłopiec bez przerwy kopał w tył mojego fotela. Rodzice mu zwracali uwagę, ja też – i nic.
Szlachetne zdrowie…
Natalia Wierzbicka jest stewardessą od 2018 roku. – Każda praca ma blaski i cienie i nie inaczej jest w przypadku naszego zawodu. Zdarzają się cudowne, bardzo miłe momenty, jak i również ciężkie chwile oraz problemy. Niekiedy jest to praca dość stresująca; pracujemy stale pod presją czasu. Ponadto jest to, jak wiadomo, praca z ludźmi. Dlatego bardzo ważne są elastyczność, empatia oraz opanowanie – tłumaczy.
Według Natalii Wierzbickiej najczęstszą przyczyną niezadowolenia ze strony pasażerów są opóźnienia. – Obecnie, kiedy jesteśmy w połowie sezonu letniego i widzimy wyraźne ożywienie w lotnictwie po pandemii koronawirusa, borykamy się niedoborem obsługi naziemnej oraz tzw. slotami.
Slotem nazywamy przedział czasowy, w którym samolot może wystartować, wylądować lub przelecieć nad daną przestrzenią powietrzną. Kiedy przestrzeń jest w danej chwili pełna i nie ma miejsca na kolejny samolot, trzeba czekać, aż się nieco zwolni i dopiero wtedy można otrzymać zgodę na wylot. Wszystko to powoduje opóźnienie, co z kolei skutkuje niezadowoleniem ze strony pasażerów. Zdarzają się kłótnie, awantury, czasem nawet wyzwiska pod adresem obsługi pokładowej – wyznaje stewardessa.
Gdy Renata z woj. podkarpackiego leciała przed kilkoma laty w podróż poślubną na Sycylię, jeden z pasażerów dostał ataku serca. – To było jak z filmu, choć bardziej jak z horroru – mówi. – Pan w starszym wieku stracił przytomność, trzeba było go reanimować. Na całe szczęście na pokładzie był lekarz, który uratował temu człowiekowi życie. Nie trzeba było też lądować awaryjnie. Dla mnie to były wielkie emocje, bo byłam bardzo blisko całego zajścia i mocno to przeżyłam.
Natalii Wierzbickiej zdarzyło się w pracy doświadczyć kilku poważniejszych przypadków medycznych, w których konieczne było nagłe lądowanie na najbliższym lotnisku. Z kolei Agnieszka z Puław, gdy leciała kiedyś z Lublina do Burgas na wakacje, miała grypę żołądkową. – Czułam się fatalnie. Myślałam, że zejdę. Dwie godziny horroru. To zaczęło się nagle i wmówiłam sobie, że dam radę. No dałam, ale wspomnienia mam takie, że na samą myśl o tym wszystkim dostaję dreszczy – wspomina kobieta, dodając, że obsługa lotu stanęła na wysokości zadania, podobnie jak pasażerowie, którzy wykazali się wyrozumiałością. – Nie słyszałam żadnych przykrych komentarzy pod swoim adresem, a stewardessy bardzo się starały mi pomóc.
Tyle szczęścia nie miała modelka plus size Ewa Zakrzewska, która poskarżyła się ostatnio na jedną ze stewardess. "Zrobiła bardzo głośną scenę. Ludzie zaczęli się odwracać z kilku rzędów, ja byłam w dość sporym szoku. Powiedziała: Ja teraz muszę przesadzić ludzi, pani się nie mieści w pas. (…) Wszyscy się na mnie patrzyli, czułam ogromne zażenowanie, ponieważ zrobiła to tak ostentacyjnie i naprawdę się musiała postarać, żeby to wyszło tak teatralnie i uwłaczająco dla mnie".
Pewniej czuję się na lądzie
Co jeszcze zapadło w pamięć Natalii Wierzbickiej? – Pamiętam kłótnię między pasażerami, w trakcie której o mało co nie doszło do rękoczynów. Rola rozjemcy nie należała do najłatwiejszych – przyznaje stewardessa. – Z perspektywy czasu myślę jednak, że ten zawód wiele mnie nauczył; przede wszystkim pokory, empatii, umiejętności radzenie sobie w trudnych sytuacjach i pewności siebie. Dlatego polecam spróbować swoich sił w rekrutacji do linii lotniczych wszystkich tym, którzy zastanawiają się nad wykonywaniem tej profesji.
Odmienne doświadczenia jako pasażerka – bo niezwiązane z innymi ludźmi – ma Agata Gniewoszczuk, lat 35. – Pamiętam wywiad z Colinem Farellem, w którym opowiadał, że podczas któregoś lotu samolot wpadł w turbulencje i jako ojciec okropnie się wystraszył. Nikt, kto tego nie przeżyje, nie jest w stanie tego zrozumieć. Trzy lata temu lecieliśmy z mężem na wakacje na Zakynthos, wtedy jeszcze nie mieliśmy dzieci. W pewnym momencie pojawiły się turbulencje i to takie naprawdę poważne – wspomina Agata. – Trzęsło nami, ludzie zmilkli, mój mąż ze stresu zrobił się blady jak ściana. Jakaś babka zaczęła panikować, a stewardessa próbowała ją uspokoić, zapewniając, że to tylko turbulencje i nie ma się czego obawiać. Trwało to jakiś czas i wspominam to naprawdę źle. Bardzo się wtedy przestraszyłam. Całe życie przeleciało mi przed oczami.
Po tamtym zdarzeniu Agata samolotem leciała już tylko dwukrotnie. – Mam uraz. Jeśli mogę, to samolotów unikam. Pewniej czuję się na lądzie – zaznacza.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.