Wynoszą jedzenie i są głośni. Mówi, którzy turyści są najgorsi
- Obsługa w greckich hotelach chwali zachowanie Polaków. Inaczej jest w przypadku zachowań gości z Rumunii. Sposób, w jaki korzystają ze zorganizowanych wakacji, przekracza czasami granice wyobraźni. Na plażę wybierają się z wypakowanymi do pełna lodówkami podręcznymi. Podczas wycieczek, na których mają zagwarantowany obiad i mogą dokupić napoje w cenach sklepowych, jedzą własne posiłki - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską rezydentka w Grecji Adrianna Bartnicka.
04.08.2022 | aktual.: 05.08.2022 08:10
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski: Rezydujesz w Grecji - to jeden z najpopularniejszych wśród Polaków kierunków wakacyjnych. Wstydziłaś się kiedyś za turystów z Polski?
Adrianna Bartnicka: Na początku pracy zdarzało się, że towarzyszyło mi poczucie wstydu za rodaków, ale szybko minęło. Widzę, że stajemy się bardziej otwarci i wyrozumiali. Jadąc na wakacje, nie przesiadujemy wyłącznie w hotelu. Staramy się wspierać lokalne biznesy, zwiedzamy okolicę i poznajemy mieszkańców. Czasy pakowania do kieszeni kanapek z porannego bufetu to już przeszłość.
Obsługa w greckich hotelach chwali zachowanie Polaków. Inaczej jest w przypadku zachowań gości z Rumunii. Sposób, w jaki korzystają ze zorganizowanych wakacji, przekracza czasami granice wyobraźni. Na plażę wybierają się z wypakowanymi do pełna lodówkami podręcznymi. Podczas wycieczek, na których mają zagwarantowany obiad i mogą dokupić napoje w cenach sklepowych, jedzą własne posiłki. Nie zostawiają lokalnym przedsiębiorcom nawet jednego centa.
Są też bardzo głośni. Jeśli ktoś twierdzi, że Polacy zbyt dobrze się bawią na wakacjach, to nie słyszał Rumunów. Jak wspomniałam, ten obraz zawsze będzie zależał od tego, z kim się porównujemy. Ważne, żebyśmy sami za siebie nie musieli się wstydzić.
Jak Polacy wypadają na tle innych narodowości?
Różnice w zachowaniu zależą od wielu czynników. Między innymi od tego, jaki kraj turyści wybierają na swoje wakacje. W Grecji widać je, zwłaszcza gdy gościmy w tym samym czasie Polaków i Niemców. Zależnie od tego, na którą wyspę trafimy, możemy porównywać się z różnymi narodowościami: jesteśmy na pewno bardziej otwarci i aktywni od Niemców, ale z kolei spokojniejsi od np. Rumunów oraz Serbów. Chętniej korzystamy też z uroków wczasów all inclusive i łączymy je z głośnymi zabawami nad basenem.
Muszę jednak zaznaczyć, że obraz Polaka na zorganizowanych wczasach znacznie się zmienił. W ciągu trzech lat dostałam tylko dwa zgłoszenia od hotelarzy o awanturujących się, upojonych alkoholem rodakach. Wciąż ustawiamy się tłumnie w kolejce do hotelowego baru, ale korzystamy z niego z większą rozwagą. Coraz częściej wybieramy wakacje ze śniadaniami lub maksymalnie dwoma posiłkami, zaspokajając apetyt lokalną kuchnią poza hotelem.
Wróćmy jeszcze do porównania Niemców i Polaków na wakacjach. Jakie różnice zaobserwowałaś?
Zauważyłam je w ubiegłych sezonach, podczas pandemii koronawirusa. Gości było mniej, więc łączyliśmy grupy wycieczkowe z kilku hoteli. Podczas rejsu na Skiathos zaplanowaliśmy wczasowiczom dwa typy rozrywek: plażowanie i zwiedzanie miasta. Polacy zawsze chętnie przesiadywali na plaży. Woleli mniej czasu spędzić w mieście. Niemcy natomiast zdecydowanie preferowali aktywne zwiedzanie. Gdy przychodził czas na odpoczynek nad morzem, wracali dość prędko na statek.
Dlaczego wybrałaś pracę w turystyce?
Zainteresowałam się turystyką jeszcze w szkole. W liceum o profilu lingwistyczno-turystycznym starałam się o licencję pilota wycieczek. Zanim przystąpiłam do egzaminu, zawód uwolniono od licencji. Wiedzę, którą zdobyłam na kursie, wykorzystałam w pracy. Podjęłam ją już na studiach, w biurze podróży.
Przeglądanie ofert wakacyjnych na ekranie komputera to pewnie nie było spełnienie twoich marzeń. Jak zmieniłaś pracę w biurze podróży na rezydenturę?
Dzięki pracy w biurze podróży dowiedziałam się, jak działa branża turystyczna. Wyjeżdżałam na tzw. study tour, aby lepiej poznać konkretny cel podróży i bazy hoteli. Odwiedziłam Turcję, Hiszpanię i Grecję. W ostatnim kraju serce zabiło mi mocniej. Pokochałam grecką kulturę, klimat, jedzenie i ludzi. Pięć lat później trafiłam na Kefalonię.
Podziwiając tamtejsze widoki, zapragnęłam innego życia. Porzuciłam pracę przed komputerem i postanowiłam znaleźć nowe zajęcie, które pozwoli mi zamieszkać na wyspie. Kefalonia broni się przed masową turystyką, więc zatrudniłam się na sąsiednim Zakynthosie. Po dwóch latach pilotowania wycieczek przerzuciłam się na pracę samodzielnej rezydentki, w której się spełniam.
Pracujesz sezonowo czy jesteś w Grecji przez cały rok?
Pracę w rezydenturze łączę z wykładaniem na uczelni, gdzie mogę liczyć na sporą elastyczność. W Grecji jestem w trakcie sezonu, gdy w mojej pracy naukowo-dydaktycznej biorę urlop.
Jak wygląda dzień pracy rezydentki w Grecji?
Każdy dzień jest inny. W poniedziałki zazwyczaj odwożę turystów na lotnisko i witam tych, którzy dopiero przylecieli na wakacje. Później przygotowuję spotkania informacyjne we wszystkich ośmiu hotelach. W środę mam chwilę na uporządkowanie spraw biurowych. Następnego dnia prowadzę wycieczkę, a w piątek teoretycznie odpoczywam. Czasem jednak i ten dzień przeznaczam na pracę, jeśli któryś z hotelowych gości zechce zamówić dodatkowy rejs lub potrzebuje mnie w jakiejkolwiek innej sprawie. W tej pracy nie można pozwolić sobie na pełną swobodę.
Dlaczego?
Jestem jedyną rezydentką swojej firmy na wyspie Thassos. Choć jest niewielka, muszę wykazać się wielozadaniowością. Jednocześnie prowadzę wycieczki i pozostaję do dyspozycji gości, którzy są w hotelach. Staram się, aby jedni i drudzy czuli się równie ważni.
Podczas zbiórki na jednej z ostatnich wycieczek turyści mogli zobaczyć na własne oczy trudy pracy rezydentki. Odbierałam jeden telefon za drugim - szukałam lekarza, ponieważ jedna z osób miała gorączkę. Do tego liczyłam wczasowiczów dołączających do nas i instruowałam telefonicznie, jak zinterpretować rozkład promów. Nagle usłyszałam od jednego z gości: "A ta praca wyglądała mi na taką lekką".
Jaka jest naprawdę?
Zaczynając ją, mówiłam, że nie chcę już pracować przez osiem godzin dziennie, więc teraz jestem dostępna dla turystów przez 24 godziny i siedem dni w tygodniu. Zdarza się, że turyści kontaktują się ze mną w środku nocy. Jakiś czas temu dostałam wiadomość o późnej porze. Turystka pytała o rzecz, która spokojnie mogła poczekać do rana. Rozmowę zakończyła zwrotem "Miłego wieczoru". Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać (śmiech).
Musisz czuć ogromną satysfakcję z pracy, skoro się jej tak poświęcasz.
To prawda, uwielbiam swój zawód. Największą satysfakcję odczuwam, gdy widzę uśmiechy na twarzach wypoczętych turystów. Zdarzyło się, że ludzie na lotnisku płakali, ponieważ musieliśmy się rozstać. Wdzięczność i dobre słowa przy odprawie to największe wynagrodzenie.
Turyści wracają później do miejsca, w którym rezydujesz, żeby znów cię zobaczyć?
Niedawno pożegnałam się z gośćmi, którzy już dopytywali mnie, gdzie będę rezydować za rok. Inni zaś przyznali, że przylecieli na wyspę tylko dlatego, że ja tutaj jestem. Nie tylko mi przytrafiają się takie sytuacje. Coraz częściej słyszę od innych rezydentów, że goście bardzo doceniają ich poświęcenie i profesjonalizm. To miłe.
Praca z ludźmi jest wymagająca. Zdarzyły ci się przykre sytuacje w pracy?
Najczęściej trafiam na niezwykle pozytywnych i radosnych gości. Nie da się jednak uniknąć parszywych sytuacji, choć na szczęście mogę je policzyć na palcach jednej ręki. Zazwyczaj zdarzają się wtedy, gdy ktoś wyjeżdża na wakacje z bagażem nerwów.
Doskonale pamiętam telefon od jednej z turystek. Przez 40 minut krzyczała na mnie, ponieważ nie dostarczono jej do pokoju saszetek z kawą. Banalna rzecz, którą mogłam załatwić od ręki, sprowokowała ją do tego stopnia, że nie zostawiła na mnie suchej nitki. Nie odzywałam się. Na koniec zapytałam tylko, czy mogłabym rozwiązać problem. Poprosiłam o jej imię i numer pokoju. Nie chciała podać mi danych. Bała się, że wystawi się w ten sposób na szykany ze strony obsługi hotelowej. Przykre.
Przy bezpośredniej konfrontacji jesteś pewnie w stanie szybko rozwiązać problem. Co, jeśli goście zwlekają ze zgłoszeniem lub robią to dopiero po powrocie z wakacji?
Zawsze mówię turystom, że brak wiadomości to dobra wiadomość. Wiem wtedy, że wypoczywają. Zaznaczam też, że jeśli coś im nie odpowiada, powinni mówić o tym wprost i natychmiast. Nie zawsze tak się dzieje. Pewnego razu w dniu wylotu otrzymałam grupową reklamację, co jest dość poważną sprawą. Pani, która ją złożyła, w różny sposób zinterpretowała pewne zachowania, które opisała w skardze. Do tego znalazła kilkanaście osób, które to podpisały. Co ciekawe, na liście były także dzieci. Najwidoczniej turystka bardzo chciała coś ugrać.
Sezon wakacyjny trwa w najlepsze. Obserwujesz większe zainteresowanie turystów zorganizowanymi wczasami?
Patrząc na własne podwórko, mogę śmiało stwierdzić, że w tym roku jest znacznie więcej turystów niż przed pandemią. Prawdziwy sezon wakacyjny zaczynał się w sierpniu. Tymczasem w tym roku tłumy turystów zjeżdżały się na wyspę już w lipcu. Zazwyczaj na transfer lotniskowy czekamy 15 minut. Teraz czas ten wydłuża się do godziny lub dwóch. Moje obserwacje podzielają kierowcy autokarów. Mówią, że pierwszy raz widzieli tak wielu turystów w tym regionie w lipcu.
Skąd bierze się tak duże zainteresowanie?
Być może jest to pocovidowy głód odpoczynku bez restrykcji, maseczek i społecznego dystansu. Z drugiej strony ludzie obawiają się o to, że w przyszłym roku ceny wakacji będą jeszcze wyższe. Mówi się, że wzrosną one o kolejne 20-30 proc. Większość przyjezdnych może sobie pozwolić na pierwsze wczasy po pandemii i ostatnie przed większymi podwyżkami. Mimo tak wielu obaw Grecja w dalszym ciągu pozostaje ulubionym wakacyjnym kierunkiem Polaków.
Rozmawiała Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl