GwiazdyHanna Gill-Piątek. Biseksualna posłanka o tolerancji w Sejmie i nastawieniu syna

Hanna Gill-Piątek. Biseksualna posłanka o tolerancji w Sejmie i nastawieniu syna

Hanna Gill-Piątek, posłanka Lewicy, wyznała na antenie TVP Info, że jest osobą biseksualną, za co została skrytykowana. Przyznaje jednak, że prawicowi posłowie w prywatnych rozmowach mówią coś innego.

Hanna Gill-Piątek wspiera osoby LGBT
Hanna Gill-Piątek wspiera osoby LGBT
Źródło zdjęć: © East News
Klaudia Stabach

17.06.2020 15:40

Słowa Hanny Gill-Piątek padły podczas dyskusji o osobach LGBT+, w której poseł Przemysław Czarnek odmówił im równości, a prawa człowieka nazwał "idiotyzmami". Na słowa posłanki ostro zareagował m.in. Adam Borowski – działacz opozycyjny w PRL, który uznał, że posłanka ma "fiksację seksualną".

Klaudia Stabach, WP Kobieta: Spodziewała się pani takiej reakcji?

Hanna Gill-Piątek, posłanka Lewicy: To jest zadziwiające i przykre, że osoby z tak dużym autorytetem, jak pan Borowski, pozwalają sobie na wyrażanie tak ostrych osądów przy jednoczesnej rażącej niewiedzy na dany temat. Adam Borowski ma pomnikową przeszłość opozycyjną, ale to nie oznacza, że może nadużywać zaufania społecznego i pozwalać sobie na wykluczające i raniące słowa.

Po programie pojawiły się w sieci głosy, że pani wyznanie było prowokacją. Co pani na to?

Nic z tych rzeczy. Po pierwsze, w sieci można znaleźć informacje o moim biseksualizmie – przyznałam się publicznie do tego w 2015 roku. Po drugie, uważam, że dyskusja nabiera całkiem innego charakteru, gdy nie mówimy o jakichś "onych" czy "ideologii", tylko rozmówca musi się skonfrontować z żywą osobą.

Jak pozostali posłowie reagują na wiadomość o pani orientacji? Czy ten temat jest podnoszony w kuluarach sejmowych?

Wbrew pozorom bardzo rzadko słyszę jakieś nieprzyjemne uwagi. Nawet osoby ze Zjednoczonej Prawicy, które w mediach rozpowszechniają nienawistny przekaz, w prywatnych rozmowach mówią, że nie mają nic przeciwko związkom partnerskim i chciałyby zakończyć debatę, żeby móc zająć się bardziej merytorycznymi sprawami.

Tylko puszkę pandory otworzył sam prezydent Andrzej Duda.

Myślę, że to była czysto polityczna zagrywka podyktowana chęcią przyciągnięcia do siebie wyborców o konserwatywnych poglądach, zwolenników Konfederacji. Niestety wypowiedź pana prezydenta przebiła pewien poziom absurdu i sprawiła, że duża część społeczeństwa przetarła oczy ze zdumienia.

Czyli paradoksalnie Andrzej Duda zrobił coś dobrego?

Rzeczywiście, dzięki niemu dzisiaj trwa debata nie tylko w mediach, ale i wśród zwykłych Polaków. Ludzie, którzy do tej pory nie interesowali się środowiskiem LGBT, teraz zaczęli okazywać wsparcie, jednoczyć się. Jednak nie zapominajmy, że to dzieje się pewnym kosztem. Osoby LGBT są teraz na świeczniku, a w dyskusji jest sporo hejtu. Są tacy, którzy bronią, ale są też i tacy, którzy jeszcze bardziej piętnują, bo czują na to większe przyzwolenie.

Kto może na tym najbardziej ucierpieć?

Myślę, że najbardziej narażone są dzieciaki z prowincji. W takich momentach przypominam sobie historię 14-letniego Dominika z Bieżunia, który powiesił się, bo był zaszczuty przez rówieśników. Młodzież z wiosek i małych miasteczek nie zawsze ma możliwość znalezienia wsparcia na miejscu, nie mówiąc już o przeprowadzce do większego miasta, gdzie są osoby LGBT mogą liczyć na większą akceptację.

Pod tym względem w dużym mieście obecnie żyje się łatwiej. A jak było dawniej? Pani odkryła swoją biseksualność w młodości. Jak zareagowali znajomi?

Przeważnie spotykałam się z zaciekawieniem, nie krytyką. Biseksualizm kobiet nie jest piętnowany. Od dawna społeczeństwo w tej kwestii daje większe przyzwolenie kobietom niż mężczyznom.

Jak zareagował pani mąż?

Byłam dwukrotnie zamężna i dla żadnego z nich nie stanowiło to problemu.

A syn?

Syn również nie traktuje tego jako czegoś dziwnego, oburzającego. Dziś ma 25 lat i mieszka razem z dziewczyną, ale jednocześnie szanuje osoby LGBT.

Edukowała go pani w tym zakresie?

Nie musiałam przeprowadzać z nim poważnych rozmów, bo widziałam, że dla niego pewne kwestie nie stanowią problemu. Myślę, że to może wynikać z tego, że ja odkąd pamiętam obracam się w środowisku osób LGBT oraz takich, które wiedzą, na czym polega tolerancja. Dzięki temu on również od małego miał okazję przekonać się, że poza orientacją to są takie same osoby jak hetero.

Czyli pierwszym krokiem do tolerancji jest osobiste poznanie osoby LGBT?

Myślę, że nie tylko tolerancji, ale po prostu akceptacji. Wtedy łatwiej jest nam zobaczyć, że to też są ludzie, którzy ciężko pracują, płacą podatki i nie wyrządzają krzywdy. Zresztą wydaje mi się, że Polacy są bardziej gotowi na zmiany niż politycy. Homofobia wypływa głównie z przekazu politycznego. W 2019 roku oko.press przeprowadziło sondaż, z którego wynika, że ok. 60 proc. Polek i Polaków popiera związki partnerskie gejów i lesbijek.

To kiepska wiadomość dla partii rządzącej.

PiS nie wzięło pod uwagę ewentualnych zmian, które zachodzą w społeczeństwach, gdy zaczyna się im lepiej żyć. Nie da się ukryć, że na przestrzeni ostatnich kilku lat ludziom bardziej się powodzi. Programy socjalne, w tym głównie 500+, zmieniły życie wielu osób i sprawiły, że teraz aspirują wyżej. Gdy trochę napełnią się garnki, to wtedy w ludziach rodzą się kolejne, inne potrzeby. Rośnie chęć wolności osobistej, poszanowania podstawowych praw, które w innych krajach już od dawna są normą.

Źródło artykułu:WP Kobieta
hanna gill-piątekprawa lgbtLGBT+
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (596)