14‑letni Kacper odebrał sobie życie. "Dajemy sobie wmówić, że jesteśmy gorsi"
"Kacper był wrażliwym chłopcem" - to zdanie wielokrotnie pojawiło się w mediach na temat 14-latka z Gorczyna. Chłopiec odebrał sobie życie. Dlaczego do tego doszło? Czy można było temu zapobiec? Jak bardzo samotny i zaszczuty musiał się czuć? On już nam o tym nie opowie. Takich chłopców jak Kacper są w Polsce tysiące. O komentarz poprosiliśmy Adriana, który był w podobnej sytuacji.
20.09.2017 | aktual.: 20.09.2017 18:43
Skala problemu była na tyle poważna, że Kacper zmienił szkołę. Trzy dni od rozpoczęcia roku szkolnego popełnił samobójstwo. - Jako dojrzewający nastolatek, który odkrywa kolejne karty prawdy o samym sobie, byłem pewnie tam, gdzie był i Kacper, i Dominik z Bieżunia, i każdy inny młody gej - mówi Adrian D. Kowalski z Krakowa.
Przed rokiem uderzyły go wspomnienia Heinza Hegera w książce "Mężczyźni z różowym trójkątem". Czytając ją, nie mógł się powstrzymać przed zestawieniem tej historii z tym, co dzieje się między innymi w polskim internecie. Skala nienawiści była tak zbieżna z tym, co czynili naziści, że aż przeszedł go dreszcz. Książka ta przypomina o wielkim niebezpieczeństwie, jakie kryje się za każdym okrutnym słowem, każdą obelgą, każdą formą odrzucenia. W obozach koncentracyjnych, gdzie homoseksualnych mężczyzn oznaczało się różowym trójkątem, mówiło się: pedał, cwel, zboczeniec, ciota. Podobno świat wyciągnął z tego lekcję.
- Po przeczytaniu książki dowiedziałem się o śmierci Dominika z Bieżunia, a kilka miesięcy później zaczęły dziać się naprawdę niepokojące rzeczy w Czeczenii, uświadomiłem sobie okrutną prawdę. Za każdym wypowiedzianym zdaniem, słowem, gestem o znamionach homofobii, nietolerancji czy po prostu nienawiści wciąż kryje się aktualne, ogromne zagrożenie dla bezpieczeństwa nie tylko osób LGBT, ale nas wszystkich. Boję się, że w pewnym momencie może być za późno, byśmy zdali sobie z tego sprawę. Postępująca emancypacja dała nam na chwilę poczucie bezpieczeństwa, a przynajmniej taką perspektywę, ale przecież nie jesteśmy bezpieczni. Spójrzcie na Czeczenię, spójrzcie na tragedię w Orlando USA, spójrzcie w oczy Dominikowi i Kacprowi - komentuje Adrian.
Miał 17, 18 lat, kiedy powiedział mamie prawdę. Czuł się zagubiony. - Nie miałem żadnych narzędzi, żadnych wskazówek, żadnego zaplecza w postaci pewności siebie, edukacji, jakiś znamion akceptacji. Każdy młody gej wcześniej czy później przeżywa tę chwilę - zostać ze swoją matką czy ojcem sam na sam, powiedzieć im coś najbardziej oczywistego i intymnego zarazem. Tak naprawdę nie bałem się prawdy o byciu gejem, bałem się bardziej tego, że ta prawda ją zaboli i złamie jej serce. Że zniszczę jej marzenia o narzeczonej, wnukach, o pewnym porządku rzeczy, który sobie założyła. To był dla nas wielki sprawdzian i mogę z dumą powiedzieć, że go przeszliśmy. Póki wierzysz w prawdę o sobie i jesteś z niej dumny, przetrwasz.
Adrian opuścił rodzinne miasto na rzecz Krakowa, ale nie uznaje tego za ucieczkę. - Odkrycie własnej tożsamości okazało się katalizatorem, bardzo dobrym pretekstem, żeby wyjechać, żeby zbudować swoje życie. Nie mieściłem się w żadnej roli, do niczego nie pasowałem. Przeprowadzka wydawała się najlepszym możliwym rozwiązaniem, żeby się po prostu nie udusić - opowiada i podkreśla, że postawił wszystko na jedną kartę.
- Skala społecznej hipokryzji, w której walczy się o każdy zarodek i wyciera sobie gęby religią czy miłością do bliźniego, a w której przechodzi się obojętnie wobec tych cichych śmierci, jest dla mnie niewyobrażalna. Ile tej niechęci, nienawiści, oceniania, odrzucania jest w stanie znieść młody człowiek? Badania mówią, że ponad 60 proc. dzieci LGBT zastanawia się nad odebraniem sobie życia. Nikogo to nie rusza – żadnego z "obrońców", polityków, księży, wychowawców, nauczycieli - komentuje Adrian i dodaje: - Wszystkim im mówię: "Jesteście do niczego, zawiedliście".