Irena Jarocka zmarła na raka mózgu. Niedługo mija 9 lat od jej śmierci
Niebawem mija 9 lat od śmierci Ireny Jarockiej. O artystce wciąż jednak pamięta mnóstwo osób, a las na warszawskim Tarchominie od niedawna nosi jej imię. Dla męża gwiazdy to wiele znaczy.
Śmierć Ireny Jarockiej była wielkim ciosem Polaków. Piosenkarkę po prostu uwielbiano. Informacja o tym, że artystka przegrała walkę z rakiem mózgu, była druzgocąca. Jarocka pozostawiła męża i córkę. Najbliżsi piosenkarki są wdzięczni za piękny gest ze strony władz miasta, który na zawsze upamiętni ich ukochaną żonę i matkę.
Jak podaje "Rewia", las na Tarchominie, który tak uwielbiała Jarocka, od teraz jest parkiem jej imienia. – Mieszkaliśmy niedaleko. Irena tam spacerowała, widywała się z sąsiadami. To był jej azyl, miejsce, w którym porządkowała myśli i gdzie żegnaliśmy się przed jej odejściem – opowiadał jej mąż, Michał Sobolewski.
Irena Jarocka – las
Kiedy małżeństwo wróciło z USA, Tarchomin stał się nowym domem. Małżonkowie byli bardzo szczęśliwi. W Stanach Zjednoczonych Jarocka nie zajmowała się śpiewaniem, lecz wychowywaniem córki.
– Michał poświęcał dla mnie karierę, godząc pracę zawodową z prowadzeniem domu. Kiedy więc dostał propozycję pracy nad sztuczną inteligencją, zdecydowałam się zostawić śpiewanie, przyjaciół, być z nim i dzieckiem. Bo w małżeństwie musi być układ partnerski oparty na wzajemnej wyrozumiałości – mówiła piosenkarka.
Tęsknota za Polską dawała jednak znać. Po powrocie do kraju artystka szczególnie ukochała sobie tarchomiński las. Z tego powodu jej mąż jest szczególnie wzruszony gestem ze strony władz miasta.
– Jest z tego powodu szczęśliwy. Wciąż bardzo kocha żonę i czuje się odpowiedzialny za to, aby pamięć o niej była wciąż żywa – cytuje znajomą rodziny "Rewia".
Przeciwniczką "lasu dla Jarockiej" była Krystyna Prońko. – Przed wyjazdem Ireny na emigrację odwiedziłam ją w jej domu, ale to było w dzielnicy Groty. Nie wiem, gdzie mieszkała po powrocie, ale najdłużej mieszkała w Sopocie – przekonywała w 2017 r. jako radna PO.