Iwona Lewandowska odebrała Telekamerę w imieniu syna. Wszyscy patrzyli tylko na nią
Chwilę po godz. 22 na scenie Teatru Polskiego pojawiła się matka Roberta Lewandowskiego. Piłkarz zdobył Telekamerę 2020 w kategorii - Człowiek Roku, ale nie mógł jej odebrać osobiście. Pani Iwona pokazała wyraźnie, że nie stała i nie stoi w cieniu znanego syna. Zdecydowanie skradła uwagę wszystkich swoją energią i przesłaniem.
04.02.2020 | aktual.: 04.02.2020 12:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lewandowska miała do wykonania misję: reprezentować swojego syna, popularnego piłkarza, który na galę Telekamer nie mógł dotrzeć. I nie kryła radości, gdy stanęła przed salą pełną znanych i cenionych osobistości telewizji. Była rozemocjonowana. Nie mogła ustać w miejscu. Nauczycielka w-fu chciała przekazać wiele przemyśleń w krótkim czasie, a główną myślą osobliwego przemówienia było: "Więcej ruchu".
To właśnie ruch i sport doprowadziły jej syna na szczyt, dlatego oboje z mamą zawsze namawiają wszystkich do takiej aktywności. Lewandowska nie wystąpiła w imieniu syna pierwszy raz, odbierała już m.in. nagrodę "Przeglądu Sportowego".
Iwona Lewandowska – matka Roberta Lewandowskiego
Lewandowska podkreśliła, że wciąż pracuje. Od lat uczy w Lesznie. Nauczycielem wychowania fizycznego był również jej mąż Krzysztof. Zmarł, gdy Robert miał zaledwie 16 lat. - Nie dowiedział się jednak o tym od razu - tak w jednym z wywiadów zdradziła jego mama. – Razem z córką następnego dnia pojechałyśmy na Bielany, czekałyśmy, aż wróci ze szkoły. Tego dnia miał ważny turniej. Wszedł, kazałam mu usiąść. Przyjął to spokojnie: (i powiedział - przyp. red. ) przeczuwałem to – opowiadała Lewandowska "Vivie".
Młoda wdowa nie miała czasu przeżywać żałoby. Przyznała, że działała wtedy jak automat. Wszystko spadło na jej barki, ale miała dzieci – musiała dla nich żyć. Płakała w poduszkę, ale brała się w garść. Robert i Milena musieli mieć pewność, że mama jest i będzie ich skałą. W wywiadzie przyznała, że miała depresję. Wystarczyło, że wróciła do pustego domu, a już rozpadała się na kawałki. – Wtedy zajęłam się studiami podyplomowymi. Roberta prosiłam: "Dzwoń do mnie. Podjadę po ciebie, obojętnie o której, pomogę ci. Przepraszam, że jestem nadgorliwą matką, ale muszę mieć poczucie, że jestem ci potrzebna" – opowiadała.
Lewandowska nigdy nie zapomni tego, co mąż w żartach powiedział jej tuż przed operacją. "Iwonka, poszukaj sobie jakiegoś fajnego faceta, bo życie toczy się dalej, a na stypie niech twoje przyjaciółki podadzą gołąbki i strogonowa". Dwa dni po zabiegu zmarł. – Mąż źle się czuł, byliśmy zmęczeni. Poszliśmy spać przed 22. Krzysiek zawsze pochrapywał. Obudziłam się w środku nocy, w pokoju była absolutna cisza. Zapaliłam światło, a on był już siny. Zaczęłam krzyczeć... Złapałam za telefon, zadzwoniłam na pogotowie, a oni powolutku zadawali kolejne pytania. Nie rozumiałam, co się dzieje. Po prostu wiedzieli, że do martwego nie muszą się spieszyć. Okazało się, że miał wylew – opowiadała "Przeglądowi Sportowemu".
Matka Lewandowskiego dziś
Męża wspomina z rozrzewnieniem. Z jej opowieści wyłania się niezwykle ciepły i dobry człowiek, który potrafił wszystko i był wszystkim dla swoich dzieci. – (…) Był bardzo wymagający wobec siebie i innych, ale też i w niektórych sytuacjach ujawniał duszę komika. W towarzystwie nikt się z nim nie nudził – tak go opisywała w innym wywiadzie. Życie musiało jednak toczyć się dalej – bez niego. W styczniu 2018 r. Lewandowska przyznała, że nie jest już sama.
– Niedawno przez jedną z przyjaciółek kogoś poznałam, ale nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca - wyznaje w rozmowie z tygodnikiem "Na żywo". – I tak jednak to los za nas zadecyduje – dodawała wtedy niepewnie. Syn trzyma za nią kciuki.
Czy ta znajomość przerodziła się w coś stałego? Trudno określić. Pani Iwona pilnuje swojej prywatności, nie każdy może zajrzeć na jej konta w mediach społecznościowych. Wylewna jest tylko wtedy, gdy z dumą opowiada o dzieciach. Jak wiele razy podkreślała, jest szczęśliwą, samodzielną kobietą. – Muszę mieć swój dom, swój azyl, swoje przyjaciółki które znam od trzydziestu lat – zapewniała. A entuzjazmu, którego byliśmy świadkami na Telekamerach, można jej tylko pozazdrościć.
**Zobacz także: Na planie "Archiwisty". Uczta dla miłośników zagadek kryminalnych
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl