Jak go skłonić do wspólnego mieszkania?
Poznajesz świetnego faceta. Zaczynacie się spotykać: jest miło, przyjemne, coraz bardziej się angażujesz. Pierwszy punkt, na którym ci zależy, to jasne określenie: jesteśmy razem. Dopóki nie jesteś tego pewna, boisz się dać z siebie wszystko. Ale to się dzieje! Kiedy do tego dochodzi, jesteś szczęśliwa. Po kilku miesiącach (u niektórych będą to lata a u innych dni) potrzebujesz kolejnego kroku z jego strony. Zwykle chodzi o wspólne zamieszkanie. Co z tym fantem zrobić?
12.04.2013 | aktual.: 12.04.2013 13:30
Poznajesz świetnego faceta. Zaczynacie się spotykać: jest miło, przyjemnie, coraz bardziej się angażujesz. Pierwszy punkt, na którym ci zależy, to jasne określenie: jesteśmy razem. Dopóki nie jesteś tego pewna, boisz się dać z siebie wszystko. Ale to się dzieje! Kiedy do tego dochodzi, jesteś szczęśliwa. Po kilku miesiącach (u niektórych będą to lata, a u innych dni) potrzebujesz kolejnego kroku z jego strony. Zwykle chodzi o wspólne zamieszkanie. Co z tym fantem zrobić?
Z jednej strony boimy się mówić wprost: „Chciałabym z tobą zamieszkać” i wolimy poczekać, aż będzie to wynik inicjatywy partnera. W końcu nie chcemy naciskać, boimy się, że spłoszymy. Marzy nam się, że któregoś dnia sam o tym pomyśli i zaproponuje takie rozwiązanie. Kiedy jednak rozejrzymy się wśród znajomych, podpytamy rodziny, zaczniemy obserwować obcych, zauważymy, że często to jednak kobiety biorą sprawy w swoje ręce. Czy takie rozwiązanie jest dobre? Czy nie wystraszymy mężczyzny? Oto kilka metod sprawdzonych przez kobiety, które szybko dopięły swego.
„Podoba mi się tutaj. Mogę zostać?”
27-letnia Marta poznała Roberta dwa lata temu. Na początku zwyczajnie się kolegowali, nic nie wskazywało na to, że znajomość może nabrać innego charakteru. - Pracowaliśmy razem, on miał dziewczynę, więc nasza relacja od początku szła niewinnym torem – opowiada Marta. Z czasem jednak zaczęli spędzać ze sobą dużo czasu i okazało się, że Roberta łączy z nią dużo więcej niż z własną dziewczyną. To dało mu do myślenia. – Wszystko stało się szybko. Któregoś dnia po imprezie po prostu u niego zostałam. Kłócił się już sporo z Agatą, wiedziałam, że to koniec. Coś zaiskrzyło i ulegliśmy chwili. Spędziłam z nim cały weekend. W poniedziałek rano wstaliśmy, jedliśmy wspólnie śniadanie. Spojrzałam na niego i powiedziałam: „Wiesz co? Chyba nigdy nie było mi tak dobrze. Podoba mi się tutaj. Chciałabym już zostać. Mogę?”. Tego dnia po pracy pojechaliśmy po moje rzeczy i już zostałam na dobre – opowiada Marta. Z Robertem mieszka już od roku, dwa miesiące temu oświadczył się, planują ślub.
– Z tym ślubem to też było tak, że trochę go podpytywałam. Żartowałam sobie na zasadzie: „Ale wiesz, że teraz jak już tak długo mieszkamy razem, to fajnie by było, jakbyś się ze mną ożenił”. Oczywiście wszystko robiłam z wyczuciem, nigdy go do niczego nie zmuszałam. Moim zdaniem trzeba wprost wyrażać to, jakie mamy potrzeby i nie bać się. Przecież, jeśli facetowi zależy, to albo to zrobi, albo uczciwie da znać, że potrzebuje jeszcze odrobinę czasu. Jeśli ucieknie, to nic nie tracisz. Widocznie mu nie zależało wystarczająco i tak czy siak nie był tego wart. A tak przynajmniej szybciej to zweryfikujemy – tłumaczy swoje podejście do sprawy Marta.
„Muszę się wyprowadzić. Pomożesz mi znaleźć mieszkanie?”
30-letnia Natalia też postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Poniekąd zmusiła ją do tego sytuacja życiowa, jednak było w tym sporo jej świadomego udziału.
- Spotykałam się z Tomkiem zaledwie od kilku tygodni. To była krótka, ale bardzo intensywna znajomość. Większość czasu i tak spędzałam u niego, ponieważ ja wynajmowałam mieszkanie wspólnie z koleżanką. On mieszkał sam, więc siłą rzeczy czuliśmy się tam dużo bardziej komfortowo – opowiada. – Pewnego dnia koleżanka powiedziała mi, że chce sprzedać mieszkanie. Planowała wyjazd na stałe. Powiedziała, że to nic pilnego, że mam kilka miesięcy, ale woli mi dać już teraz, że bierze pod uwagę taką opcję. Opowiedziałam o tym Tomkowi i poprosiłam go, by pomógł mi poszukać mieszkania. Wiedziałam, że nie jest łatwo. Kawalerki są drogie, a mieszkanie w pojedynkę tym bardziej. Już to nas zrażało. Pojechał ze mną w trzy miejsca. Teraz, po ślubie, mogę się przyznać, że umyślnie wybrałam takie, na które za żadne skarby bym się nie zdecydowała – śmieje się Natalia. – Obejrzał je ze mną i po trzeciej wizycie zabrał mnie na kawę i zaproponował, żebym z nim zamieszkała, bo tak będzie wygodniej, taniej i po prostu lepiej. Dzięki
temu szybko się poznaliśmy od każdej strony i zobaczyliśmy, że fajnie nam ze sobą na każdej płaszczyźnie. Po roku wspólnego mieszkania poprosił mnie o rękę. Od dwóch lat jesteśmy małżeństwem – dodaje Natalia i uśmiechnięta pokazuje obrączkę. „Znowu mam na Ciebie ochotę”
Agnieszka z kolei wykorzystała inny motyw, nazywając rzeczy po imieniu, postawiła na dobry seks. W końcu który mężczyzna nie chciałby mieć u swego boku namiętnej kochanki, która zawsze ma ochotę na zabawę w sypialni?
- Moja relacja z Michałem od razu była bardzo intensywna. Na początku zadziałały pewnie feromony – opowiada. – Od pierwszego wejrzenia była silna chemia i to się ciągnęło miesiącami. Nie wychodziliśmy z łóżka. Kiedy szłam do pracy, pisałam do niego wiadomość: „Ta noc była genialna. Znowu mam na Ciebie ochotę!”, on reagował bardzo chętnie i znowu umawiał się ze mną do kina, na drinka, na basen, a potem i tak za każdym razem nalegał, żebyśmy spali u niego Od samego początku prawie każdą noc spędzaliśmy razem. Kiedy czasem umyślnie nie przyjechałam, następnego dnia nie mógł się już doczekać wieczora. Wykorzystałam to i wyjechałam na trzy dni do koleżanki, kiedy wróciłam, dał mi kluczę i powiedział, że muszę z nim zamieszkać, bo w przeciwnym razie on oszaleje. I tak mieszkamy razem już od dwóch lat – dodaje.
Przez żołądek do serca
Sposobów na mężczyznę jest wiele. Na każdego działa co innego. Dla jednego najbardziej kusząca będzie opcja upojnych nocy, na drugiego najskuteczniej podziałają smaczne kolacje.
- Mój facet już po kilku tygodniach zaproponował wspólne mieszkanie. Mam wrażenie, że zadziałał tutaj mechanizm: przez żołądek do serca. Jest zajęty, dużo pracuje i najchętniej spędza wieczory w domu – opowiada 26-letnia Iwona. – Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to była kwestia wygody: wspólna kolacja co wieczór, ma mnie pod ręką, więc nie musi chodzić ze mną na randki. Ja jestem bardzo zadowolona z takiego stanu rzeczy. Jestem domatorką, więc dla mnie to idealne rozwiązanie – wyjaśnia. – Przynajmniej nigdy nie miałam takich kłopotów, jak moje koleżanki, którym mężowie wiecznie wychodzą z kolegami na jedno piwo i wracają nad ranem.
Macie swój sekretny sposób, który chcecie dorzucić do tej puli?
(asz/pho), kobieta.wp.pl