Jak ładnie wyjść za mąż… i nie zwariować?
"I wtedy wchodzę ja, cała na biało." Ale zanim wyruszysz w podróż przed ołtarz, musisz znaleźć idealną sukienkę, przetestować makijaż i fryzurę. A to potrafi być wykańczające. Specjalnie dla was nasza Panna Młoda podpowiada, jak przetrwać ślubne przygotowania i nie uciec sprzed ołtarza.
31.05.2016 | aktual.: 31.05.2016 14:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
On przystojny uśmiecha się z daleka, w tle słychać skrzypki a uroczy chłopczyk z dziewczynką idą za rączkę niosąc wasze obrączki. Są też łabędzie splecione, a ich szyje tworzą kształt serca. Uśmiechnięci goście, piękna wielka suknia i… zważony podkład, krzywe brwi i jeden wielki tapir na głowie! Tak właśnie zaczynały się moje wszystkie koszmary przedślubne, jakie budziły mnie w środku nocy od kilku miesięcy. I gdy w końcu stanęłam przed lustrem zobaczyłam, że faktycznie do ideału mi jeszcze sporo brakuje. Skąd się wzięły te przesuszenia w okolicach kości policzkowych? A cienie pod oczami? I to uczulenie pod okiem? Aby nie zwariować postanowiłam prześwietlić swoją cerę, skórę i włosy oraz sprawdzić próbną fryzurę i makijaż, by spać nieco spokojniej. Oto moja podróż przez szaleństwo zwane przygotowaniami ślubnymi!
Wszystko zaczęłam od włosów - nigdy nie miałam ich zbyt wiele na głowie, zwyczajnie taka się urodziłam. Słabe cebulki, krótkie blond włoski, wiecznie obcięte na chłopca, czyli zmora mojego dzieciństwa w kilku słowach. 20 lat później moje włosy są owszem dłuższe i nieco grubsze niż za tamtych lat, jednak nadal nie ma rewelacji. W związku z tym postanowiłam poszukać prostego przepisu na delikatne włosy, które pozwolą mi wyglądać ładnie i jednocześnie nie będą przeszkadzać w zabawie. Przyjaciółka poleciła mi spróbowanie różnych opcji, twierdząc, że nie ma nic gorszego dla samopoczucia niż okropna fryzura. Jako średnio obyta w sprawach fryzjerów osoba, poprosiłam o pomoc mamę - zapisała mnie do 3 salonów fryzur. Pierwsza wizyta niestety była strzałem w stopę. I to na wylot, czyli dużo lakieru, kręconych włosów postawionych do góry, które wyglądały na mojej głowie co najmniej tak jakbym cofnęła się do 2000 roku. Druga, prosty kok zawinięty na czubku głowy był owszem, lepszy, ale jakoś nie spełniał moich oczekiwań, mimo zachwytu osób postronnych. Dopiero za trzecim razem udało mi się trafić na fryzjerkę, która w 15 minut sprawiła, że moje drobne kosmyki zwinęły się w piękny wałeczek z tyłu głowy. Od razu wiedziałam, że moje poszukiwania dobiegły końca. Mamy to!
Urocza pani przeglądając skórę mojej głowy poleciła mi zaprzestania używania suszarki na co dzień i odłożenie na półkę suchego szamponu. Za to zaproponowała mi masaż skóry głowy na miesiąc przed i zarekomendowała olejki do włosów, które miały nieco wesprzeć zmęczone cebulki i zregenerować suchą skórę głowy. Zamieniłam też swój stary szampon na produkt dla dzieci, o różanym zapachu i bez dodatku szkodliwego SLS. Efekt? Bardziej lśniące i zdrowe włosy!
Kolejnym krokiem była cera. Stwierdziłam, że bez odpowiedniej pielęgnacji (i organizacji) przed tak wielką i ważną dla mnie uroczystością się nie obejdzie. Po porady zwróciłam się do przyjaciółki, która rok wcześniej wyszła za mąż i do bratowej. Obydwie wysłały mnie do kosmetyczki 2 miesiące przed ślubem na przegląd cery i maseczki. Po trzech godzinach wyszłam zrelaksowana, uspokojona i uśmiechnięta. Trzy dni później jednak okazało się, że moja twarz nie zareagowała tak dobrze, jak myślałam. Pojawiły się wypryski i uczulenie, a cienie pod oczami jeszcze bardziej się uwydatniły. Postanowiłam nieco przeszukać internetową głębię wiedzy i spróbować pielęgnacji cery na własną rękę. Zaczęłam od peelingu ciała i twarzy raz w tygodniu, który miał za zadanie złuszczać naskórek, kremu nawilżającego i toniku. Po 5-ciu dniach picia wapna na uczulenie i stosowania powyższych produktów zobaczyłam różnicę. Zaprzestałam też używania ciężkich kosmetyków, bazy pod makijaż i na powieki, które mocno zapychały mi pory. 2 tygodnie przed weselem moja cera była świeża i promienna - o taki efekt walczyłam!
W związku z tym, że makijaż próbny odbył się na ponad pół roku przed ślubem, za poradą znajomej tego dnia postanowiłam sprawdzić zachowanie użytych kosmetyków i przetestowałam zachowanie podkładu, fixera i cieni w ekstremalnych sytuacjach. Ilość całusów w policzki, otrzymywana od gości tego dnia może skutecznie obniżyć ich efekt, a nawet potrafi zważyć podkład czy zatrzeć efekty konturowania. Po trzydziestu obcałowanych gościach przejrzałam się w lustrze w łazience - podkład trzymał się dobrze dzięki fixerowi, jednak nie było śladu różu na policzkach, ani rozświetlacza. Szminka też trzymała się co najmniej średnio, pomimo wysokiej jakości i utrwalenia. Zawiedziona stwierdziłam, że chyba zdecyduję się na zwykłą pomadkę.
Moje rady przedślubne? Na kilka miesięcy przed ślubem spróbuj przynajmniej 2-3 fryzur - wydane pieniądze zwrócą się, gdy z radością i spokojem przyznasz, że to faktycznie ta jest twoją wymarzoną. Zadbaj również o to, by każda próba na twoich włosach miała odpowiednią ochronę. Jeśli chodzi o twarz i makijaż, poszukiwania powinnaś zacząć dużo wcześniej, szczególnie gdy masz problemy z cerą. Dobra makijażystka poradzi sobie z każdym problemem. Pamiętaj też, że peeling ciała to podstawa oraz jego dobre nawilżenie. Możesz za to spokojnie odpuścić sobie solarium - brązowe ramiona już dawno wyszły z mody. I najważniejsze: uśmiechaj się! Te miesiące przygotowań przełożą się z pewnością na piękny, udany dzień. Powodzenia!