Blisko ludziJak nie skrzywdzić osób w kryzysie? Ekspertka mówi, czego nie robić

Jak nie skrzywdzić osób w kryzysie? Ekspertka mówi, czego nie robić

Jak nie skrzywdzić osób w kryzysie?
Jak nie skrzywdzić osób w kryzysie?
Źródło zdjęć: © Getty Images | 2022 dia images
01.04.2022 10:28, aktualizacja: 01.04.2022 11:09

- U niektórych uchodźców może zrodzić się poczucie winy dotyczące tego, że są bezpieczni, a ktoś bliski został na wojnie i jego życie jest zagrożone. Jeszcze silniejsze potrafi być wtedy, gdy osoba ocalała przeżyła wojenną pożogę, a ktoś z jej bliskich zginął – mówi psycholożka i psychoterapeutka Anna Gołębiowska, która o tym, jak rozmawiać z osobami w kryzysie uchodźczym, opowiada Katarzynie Trębackiej.

Katarzyna Trębacka: Przyjmujemy w domu rodzinę, która uciekła z Ukrainy. Jak pomagać osobom, które znalazły się w kryzysie? Jak z nimi rozmawiać, żeby nie wyrządzić im krzywdy?

Anna Gołębiowska: Przede wszystkim musimy wziąć pod uwagę, że te osoby mogły doświadczyć rzeczywiście bardzo trudnych, skrajnych, niecodziennych i ekstremalnych sytuacji. Ważne jest, żebyśmy uszanowali prywatność naszych gości, ich granice, które i tak są zdewastowane przez wojnę. Rozmawiając, nie zmuszajmy ich do zwierzeń, opowiadania o szczegółach zdarzeń, których byli świadkiem. Jednocześnie warto być uważnym i dostępnym, jeśli zaistnieje taka potrzeba i nasi goście będą chcieli rozmawiać. Dobrze, żeby wiedzieli, że jesteśmy obecni i gotowi ich wysłuchać.

Natomiast jeśli te osoby będą chciały opowiadać o swoich doświadczeniach, to ważne, by zachować podstawowe zasady komunikacji, czyli nie przerywać wypowiedzi, starać się nie oceniać, tylko rzeczywiście wysłuchać. Oczywiście można dopytać, jeśli coś jest dla nas niejasne lub podzielić się naszymi odczuciami w związku z tym, co ta osoba mówi. Lepiej jednak nie dzielić się swoimi doświadczeniami, które wydają nam się z jakiegoś powodu podobne.

Dlaczego tego nie robić? Często opowiadamy w takiej sytuacji o swoich przeżyciach, żeby pokazać, że dobrze rozumiemy to, co dzieje się z drugą osobą.

Ale czy rzeczywiście rozumiemy, co przeżywa osoba, która doświadczyła wojny? Raczej nie. Możemy sobie to tylko wyobrażać, a te wyobrażenia też mogą odbiegać od rzeczywistości, z jaką zetknął się nasz gość. Poza tym, gdy opowiadamy o sobie, przekierowujemy uwagę na własną historię. Może to sprawiać wrażenie unieważnienia doświadczenia, o którym właśnie usłyszeliśmy, ale też emocji, które nasz gość ma w sobie. Jeśli ma chęć opowiadać, to znaczy, że chce z siebie wyrzucić własną historię, często bardzo dramatyczną. I trzeba mu w takiej sytuacji na to pozwolić, zwłaszcza, że nasza historia może dla niego stanowić dodatkowe obciążenie, trudność. Warto zachować też w rozmowach i kontaktach z tą osobą spokój, cierpliwość. Pamiętać, że może ona doświadczyć też bardzo różnych stanów emocjonalnych i w związku z tym też bardzo różnie reagować. Czasem w sposób dla nas zaskakujący, niezrozumiały.

Jak na przykład?

Emocje osoby, która doświadczyła wojny lub innego poważnego kryzysu, mogą być bardzo różne. Możliwe, że będą charakteryzować się dużą intensywnością, wtedy taka osoba np. ciągle płacze, podejmuje w naszej ocenie nieracjonalne decyzje, gubi się w codziennych czynnościach, a proste rzeczy sprawiają jej trudność. Z drugiej strony może być całkowicie wycofana i w skrajnych sytuacjach okaże się, że gościmy kogoś, kto w ogóle nie wychodzi ze swojego pokoju, prawie cały czas śpi i widzimy go jedynie w drodze do łazienki, bo musi załatwić konieczne potrzeby fizjologiczne. To, że nie widzimy żadnych emocji, nie oznacza, że ta osoba ich nie przeżywa.

Każdy z nas reaguje na kryzys wywołany znalezieniem się w ekstremalnej sytuacji na swój sposób i każdy z nich jest OK. Myślę, że warto też wziąć pod uwagę, że takie wycofanie może wynikać z dyskomfortu związanego z tym, że nie jest się u siebie, że to w jakiś sposób może być zawstydzające, że trzeba skorzystać w pełni z czyjejś pomocy.

Jakie emocje towarzyszą takiej osobie?

Jest ich cała gama. To, z czym mogą się zmagać osoby w kryzysie, w dużej mierze zależy od ich indywidualnej sytuacji, w jakiej się znalazły, od tego, czego doświadczyły i czego były świadkami. Może pojawić się duże poczucie utraty kontroli, smutek, złość, olbrzymia niepewność, silny lęk o przyszłość, o życie w zmienionych warunkach, o bliskich, którzy zostali w miejscu, w którym toczą się działania wojenne. To także może być poczucie bezradności, zagubienia. W niektórych osobach zrodzi się poczucie winy dotyczące tego, że są bezpieczne, a ktoś bliski został na wojnie w poczuciu zagrożenia. Jeszcze silniejsze potrafi być wtedy, gdy osoba ocalała przeżyła wojenną pożogę, a ktoś z jej bliskich zginął.

To, czego jeszcze możemy się spodziewać, to także pewnego rodzaju poznawczy chaos, czyli różnego rodzaju trudności z koncentracją, trudności w realnej ocenie rzeczywistości, duża dezorganizacja w działaniu. Te osoby, jak już mówiłam, mogą się gubić w prostych codziennych czynnościach. Gdy jesteśmy świadkami takiej sytuacji, to naturalnym odruchem jest proponowanie pomocy. Ale bardzo ważne jest, żeby nie oceniać działań tej osoby, żeby jej dodatkowo nie urazić i też nie narzucać swojej pomocy, jeśli jej nie chce. Jeśli widzimy, że nasz gość cały czas nie radzi sobie z jakąś sprawą, działaniem, możemy wrócić z propozycją pomocy i zapytać, czy jednak jakoś możemy tę osobę wesprzeć. Ale bez wywierania dodatkowej presji.

Jakich zachowań jeszcze unikać? Słyszałam historię osób, które przyjęły pod swój dach młodą Ukrainkę, otoczyły ją opieką i zorganizowały niemal każdą minutę życia: zwiedzanie miasta, imprezy, kino. Okazało się, że ona kompletnie nie miała ochoty na takie atrakcje.

Jak rozumiem, intencje gospodarzy były dobre. Jednak warto pamiętać, żeby uszanować granice drugiej osoby i nie narzucać jej swoich planów oraz wizji. Możemy proponować, ale należy robić to taktownie. Warto być przygotowanym, że ktoś odmówi, bo sytuacja, w której się znalazł, sprawia, że imprezy to ostatnia rzecz, o której myśli. Tym osobom w chwili obecnej potrzebny jest spokój, a nie dodatkowe atrakcje i życie pełne wrażeń. Rozumiem, że gospodarze w ten sposób próbowali pewnie odwrócić uwagę goszczonej osoby od jej doświadczeń, chcieli być może poprawić jej samopoczucie.

A myślę sobie, że to bardzo trudne, ponieważ osoby, które uciekły przed wojną, mogą mieć w sobie natrętne myśli o tym, co się dzieje w ich kraju, mieście, domu i tej uwagi nie da się odwrócić. To, czego jeszcze warto unikać, to mówienia, że wszystko będzie dobrze, bo przecież tego nie wiemy. Nie mówić, że nic się nie stało, nie unieważniać i nie podważać przeżywanych emocji. Jeśli taka osoba płacze, to warto jej na to pozwolić.

No właśnie jak reagować na płacz? Często naszym pierwszym odruchem jest mówienie: "nie płacz".

W takiej sytuacji najlepszą reakcją może być brak reakcji, ale w takim rozumieniu, że nie powstrzymujemy, tylko towarzyszymy. Czyli przede wszystkim istotne jest, żeby nie namawiać do niepłakania, bo jeśli mówimy "nie płacz", to tak jakbyśmy mówili "nie przeżywaj swoich uczuć". Jeśli ktoś płacze, to znaczy, że ma taką potrzebę, nie zatrzymuje już emocji, które są w nim i dobrze mu na to pozwolić. Warto być obecnym, spytać się, czy czegoś w związku z tym nie potrzebuje. Ale przede wszystkim po prostu być obok i pozwolić, żeby ten płacz wypłynął.

Dlaczego płacz jest dobry?

To jest jeden ze sposobów na wyrażenie emocji. Ma moc oczyszczającą. Towarzyszenie osobie, która płacze, czasami może być nieprzyjemnym, trudnym doświadczeniem, możemy czuć się w takiej sytuacji zakłopotani. A ponieważ nie wiemy, jak zareagować, najczęściej rodzi się w nas potrzeba pocieszenia tej osoby i powiedzenie jej "nie płacz, wszystko będzie dobrze".

Tymczasem najlepszą pomocą w tej sytuacji może być właśnie towarzyszenie w płaczu. Nie oznacza to, że należy usiąść i płakać z tą osobą. Chodzi o to, żeby być obecnym i nie zatrzymywać łez, bez mówienia, że nie ma powodu do płaczu, bez zaprzeczania. Można wtedy po prostu wysłuchać tego, co osoba chce powiedzieć albo pobyć z nią w ciszy. Można zapytać, czy jest coś, czego teraz potrzebuje. Jeśli ktoś tego potrzebuje, można go przytulić, przytrzymać za rękę, ale jeśli ktoś się na to nie zgadza, to uszanujmy to. W tej kwestii warto zachować ostrożność i uważność na granice drugiej osoby.

A jak jest z przestrzeganiem naszych granic? Jak postawić je naszym gościom, żeby zrobić to skutecznie? Przypomina mi się historia jednego z dziennikarzy, który opisywał historię młodej kobiety, którą gościł, a która nadużywała alkoholu i najprawdopodobniej narkotyków, a jednocześnie była w bardzo trudnym stanie psychicznym...

Myślę, że warto na początkowym etapie określić i powiedzieć naszym gościom, na co jesteśmy otwarci. Jeśli są jakieś rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zaakceptować, to trzeba o nich powiedzieć wprost. Jeśli w naszym domu nie akceptuje się na przykład używania alkoholu i narkotyków, nie pali się papierosów itp., warto zaznaczyć to od razu, ale ważne, żeby to robić z szacunkiem do drugiej osoby, bez atakowania jej czy straszenia. Jeśli to nie zadziała, trzeba otwarcie przypominać o ustalonych zasadach, informować jasno o ewentualnych konsekwencjach. Biorąc pod uwagę fakt, że może to być efekt silnych przeżyć, może czasem też trzeba sięgnąć po jakąś dodatkową pomoc w postaci konsultacji psychiatrycznej czy psychologicznej.

Warto też opowiedzieć naszym gościom, jak wygląda nasza codzienna rutyna domowa, o której godzinie wychodzimy z domu do pracy, o której zazwyczaj jemy posiłki, kiedy gotujemy, sprzątamy, tak, żeby ta osoba wiedziała, jak na co dzień wygląda nasz dzień. Natomiast przy okazji tych granic pomyślałam sobie o takim też aspekcie, zwłaszcza gdy może nieco stereotypowo spojrzymy na nasza polską gościnność, że warto wyznaczyć też granicę sobie. Chodzi o to, żeby nie wyręczać naszych gości we wszystkim.

Jeśli mają ochotę nam w czymś pomóc, coś zrobić, ugotować obiad, posprzątać, to warto im na to pozwolić. Warto ich do tego zachęcać, dzięki temu być może będą choć trochę mogli poczuć się jak u siebie. Odbieranie im możliwości działania może działać na dwa sposoby: po pierwsze może dodatkowo zawstydzać, osłabiać oraz powiększać i tak już duże poczucie bezradności, ale też w pewien sposób osłabiać nas, bo my wtedy w tym wręczaniu też w którymś momencie możemy się wypalić.

Anna Glębiowska - psycholożka i psychoterapeutka systemowa, pracuje w Centrum Terapii Dialog w Warszawie. W zawodzie pracuje od 2010 roku. Prowadzi terapię indywidualną osób dorosłych oraz terapię par i małżeństw. Pracuje głównie z osobami w kryzysach życiowych, z zaburzeniami osobowości i zaburzeniami nerwicowymi.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także