Blisko ludzi"Jeśli Anglia dostanie lanie, ja też je dostanę". Dlatego Angielki kibicowały reprezentacji

"Jeśli Anglia dostanie lanie, ja też je dostanę". Dlatego Angielki kibicowały reprezentacji

"Jeśli Anglia dostanie lanie, ja też je dostanę". Dlatego Angielki kibicowały reprezentacji
Źródło zdjęć: © East News | UKSportsPicsLtd
Małgorzata Gołota
11.07.2018 14:31, aktualizacja: 12.07.2018 18:57

Półfinał mundialu z udziałem Anglików był gorący nie tylko w Rosji. I nie tylko dla brytyjskiej reprezentacji i jej kibiców. Przede wszystkim dla angielskich kobiet.

Brytyjskie służby były w gotowości. Półfinał mundialu miał być gorący, bez względu na to, czy wyspiarska reprezentacja wygra, czy przegra. Brytyjskie kobiety dostają solidne lanie przy okazji każdego meczu narodowej drużyny. Częściej – z rozpaczy – gdy Anglia przegrywa. Rzadziej – z radości – gdy Anglia wygrywa, lub chociaż remisuje. Są na to dowody.

Wielka Brytania już kilka lat temu zorientowała się, że piłka nożna i przemoc wobec kobiet idą ze sobą w parze. I zaczęła się sprawie przyglądać.

Konkretniej mówiąc, zrobili to naukowcy z Lancaster University, którzy przeanalizowali zależność pomiędzy liczbą zgłoszonych przypadków przemocy domowej a występami Wyspiarzy na Mistrzostwach Świata w 2002, 2006 i 2010 roku. Rezultat ich badań potwierdził hipotezę – w dniach, w których Anglia przegrywała mecz, liczba zgłoszeń była o 38 proc. wyższa w stosunku do dni, podczas których nie grano żadnego meczu. Gdy Anglicy mecz wygrywali lub remisowali, wskaźnik zgłoszeń rósł o 26 proc. Liczba ta przewyższała średnią także w kolejnym dniu po rozgrywkach – o 11 proc.

Obraz
© NCDV

"To wszystko z emocji"

– Dzieje się tak m.in. z powodu emocji, jakie towarzyszą rozgrywkom, ale niemałą rolę gra tu także alkohol w znacznych ilościach spożywany przez kibiców – wyjaśnia Anne-Marie Salwey, specjalistka do spraw przestępczości na łamach "The Independent". I ma rację, choć to nie wszystko. Przemoc jest uwarunkowana kulturowo, jest osadzona w licznych stereotypach dotyczących pojęcia męskości i kobiecości, nierozerwalnie związana z przekonaniem o podmiotowości mężczyzn i przedmiotowości kobiet, wynika z niemożności radzenia sobie z emocjami, niskiego poczucia własnej wartości, powielania negatywnych wzorców, którymi przesiąknęliśmy na wskroś, często jeszcze w dzieciństwie – bo tata bił mamę, albo bito nas samych, nie tylko "za karę".

Kibice – nie tylko brytyjscy – to tylko jedna z grup społecznych, w których ten problem się pojawia. Niemniej jednak to grupa dość liczna. A kierując przekaz do niej, można dotrzeć nie tylko do sprawców, ale i do świadków przemocy. To bardzo ważne, by masowo i skutecznie na przemoc reagować.

Dlatego w tym roku jedna z ważniejszych organizacji antyprzemocowych w Wielkiej Brytanii postanowiła mundial wykorzystać. Dla własnych celów. National Centre for Domestic Violence (NCDV) wraz z początkiem mistrzostw puściło w obieg sugestywne plakaty opatrzone hasłem "If England get beaten, so will she", co w tłumaczeniu na polski znaczy mniej więcej "Jeśli Anglia dostanie lanie, ona też je dostanie". Jeden sukces już osiągnięto – o akcji i wynikach badań dotyczących przemocy zaczęto mówić. Nie tylko na Wyspach, ale i, jak widać, za granicą.

Obraz
© NCDV

Super Bowl i czerwona szminka

Wzór dali Amerykanie, kilka lat temu, do nagłośnienia problemu przemocy domowej wykorzystując Super Bowl - finałowy mecz o mistrzostwo w futbolu amerykańskiej zawodowej ligi National Football League. W USA to najważniejsze sportowe wydarzenie roku. W rekordowym 2011 r. transmisję z niego oglądało 111 mln widzów. 1 lutego 2015 r., wykorzystując popularność wydarzenia, w przerwie reklamowej rozgrywek, wyemitowano minutowy spot na temat przemocy. Bardzo sugestywny. Za tę emisję autorzy spotu nie płacili.

Włosi – w tym roku - poszli jeszcze dalej i do nagłośnienia problemu przemocy domowej zaangażowali piłkarzy Serie A. Z danych odpowiedzialnej za tę akcję organizacji WeWorld Onlus wynika, że we Włoszech co 30 sekund jakaś kobieta doświadcza przemocy ze strony partnera bądź członka najbliższej rodziny. Piłkarze to we Włoszech świętość, więcej niż celebryci, prawie wyrocznia. Gdy w 34. kolejce Serie A wybiegli na boisko ze śladami czerwonej szminki na policzkach, o akcji „Pokaż czerwoną kartkę agresji wobec kobiet” mówił cały kraj. Zagranica zresztą też. I w Polsce o tym pisano, choć - niestety - raczej w formie klikalnej ciekawostki.

Niemal dokładnie trzy i pół roku temu, przy okazji wspomnianego Super Bowl, pisałam bardzo podobny felieton. Pisałam wtedy, że nie doczekaliśmy się w kraju kampanii społecznej pokazującej skalę tego rodzinnego dramatu. Że to może być przyczyna braku społecznego zainteresowania problemem przemocy domowej. Od tamtego czasu spotów na ten temat powstało co najmniej kilka – "Wybieram pomoc" przygotowany przez MRPiPS, "(Nie)Bądź Miła" Niebieskiej Linii i - dwukrotnie w ciągu minionych 12 miesięcy – "Kocham. Szanuję" Krajowego Centrum Kompetencji.

Mimo usilnych prób organizacji, które stały za ich produkcją, żadnej z ogólnopolskich stacji telewizyjnych nie udało się namówić do bezpłatnej emisji spotu. Nie mówiąc o tym, by wyemitowano go w porze najwyższej oglądalności. U nas przemoc nie jest, jak to się mówi, "sexy", nie klika się, nie ogląda się, no i źle się kojarzy. Lepiej jej nie tykać.

Przemoc nie jest sexy

Włoscy piłkarze włączyli się w akcję osobiście. Amerykanie i Brytyjczycy wykorzystali popularność imprez sportowych, by problem nagłośnić. U nas nie stało się ani jedno, ani drugie. Szkoda, bo ze statystyk przytoczonych na stronie kochamszanuje.pl wynika, że w Polsce średnio co 40 sekund ma miejsce akt przemocy wobec kobiety. W skali roku doświadcza jej około miliona Polek. Ale to niepełne dane, zobowiązane do prowadzenia statystyk w tej sprawie ministerstwo rodziny, pracy i polityki społecznej, temat zaniedbuje. Liczb obrazujących zależność między wydarzeniami sportowymi a ilością zgłoszeń w ogóle nie ma.

Andrzej Saramonowicz na konferencji prasowej inaugurującej II edycję akcji "Kocham. Szanuję", jako jeden z ambasadorów tej kampanii, powiedział: "Walczymy z pewnym fundamentem kulturowym". I ja się z nim zgadzam. Tylko że przecież, by fundament skruszyć, nie wystarczy raz na jakiś czas delikatnie stuknąć w niego małym młoteczkiem. Nie pomoże tu seria nawet najbardziej sugestywnych spotów, bo prawie nikt ich nie ogląda. Tu potrzeba solidarnego, sprawnego i przede wszystkim konsekwentnego kucia. Nikt nie nadaje się do tego lepiej niż sportowcy, którzy przecież również w Polsce są kimś w rodzaju narodowych bohaterów. Są idolami. Nie tylko dorosłych, ale przecież też dzieci. Mają wszelkie predyspozycje do tego, by zmieniać świat na lepsze. Nie tylko promując troskę o czystą i puszystą czuprynę czy gładką skórę po goleniu, ale też właśnie wzajemny szacunek i wyraźne, głośne, stanowcze hasło: Mówię "nie" przemocy wobec kobiet. Panowie, co roku wskutek przemocy domowej może ginąć w Polsce nawet 500 kobiet. Tu naprawdę nie ma już na co czekać.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (178)
Zobacz także