"Jestem kierownikiem wodopoju". Barmani opowiadają o pracy na weselach
Jedni uważają ich za klaunów rzucających butelkami, inni nie wyobrażają sobie bez nich dobrej zabawy. Barman na weselu nie jest jeszcze koniecznością, ale potrafi zamienić zwykłą pijatykę w zabawę w dobrym towarzystwie wykwintnych alkoholi i kultury picia.
04.08.2019 | aktual.: 04.08.2019 18:20
Asia i Piotrek wspólnie uradzili, że mają dość wiejskiego stołu, poidełka z bimbrem, a nawet – o grozo – fotobudki. – Nasze wesele miało być oryginalne i ciekawe, ale nie na siłę – opowiada dziewczyna, która zajmowała się w największym stopniu organizacją przyjęcia. Lista gości była długa na sto dwadzieścia pozycji. – Rozważaliśmy różne pomysły, ale w końcu padło na barmanów. I to był strzał w dziesiątkę – cieszy się.
Zawód barmana przeżywa w Polsce prawdziwy renesans. Jakieś dziesięć lat temu barmani "przypomnieli sobie", że ich powołaniem nie jest tylko nalewać koncernowe piwo tak, by nie było na nim grama piany i rozlewać wódkę na shoty. W ruch poszły szkolenia, na których akcentowano, że to zawód związany z gościnnością i promowaniem kultury picia. A rozszerzająca się oferta alkoholi importowanych z całego świata pozwoliła wywołać duchy nierzadko przedwojennych czy XIX-wiecznych koktajli. Choć zaczęło się od barów, wkrótce oferta trafiła pod strzechy, a konkretnie obok strzech wiejskich stołów – głównej weselnej uciechy Polaków, rozmiłowanych w wędzonym mięsiwie i samogonie.
– Mamy dwa warianty usługi: nasz mobilny bar, który rozstawiamy na weselu, może być zaopatrzony przez nas albo przez klienta – tłumaczy szczegóły usługi Mateusz Środa, właściciel radomskiej agencji barmańskiej BarMania. Sam woli oczywiście ten pierwszy przypadek – kosztami wychodzi podobnie, ale wszystko – nawet świeże owoce czy syropy – wybierają zgodnie ze swoimi potrzebami. A goście piją do woli, w cenie 20-30 złotych za osobę dorosłą.
Oszczędzają na wódce
Pola, dwudziestotrzylatka z Warszawy, była na dwóch weselach, gdzie usługa barmańska była atrakcją dla gości. – Zupełnie tego nie rozumiem – mówi. – Jakiś facet żongluje butelkami, później nalewa wódkę z sokiem i ja mam być tym zachwycona?
Jak mówi, jedyna "korzyść", którą zauważyła na weselach z tą atrakcją, to fakt, że młodzi ludzie mieli lepszy dostęp do alkoholu. – Przy stole nie pozwalali im pić rodzice, a barman na prywatnej imprezie, wiadomo, nie będzie pytał ludzi o dowód. Młodzież piła więc koktajle zamiast wódki.
Jednak zdaniem organizatorów koktajlowych atrakcji to właśnie obecność barmana na imprezie gwarantuje podwyższenie kultury picia. – Kiedy jesteśmy na weselu i wódka stoi na stole, schodzi jej zdecydowanie mniej, niż kiedy nas nie ma. A piwo i wino przeważnie w całości zostają na poprawiny i zawsze zalecamy, żeby przygotować ich mniej, niż się pierwotnie planowało. Kto wybierze piwo, kiedy do dyspozycji będzie miał fajny w smaku i lekki napój mieszany? – wyjaśnia Mateusz Środa.
Zobacz także
Jak podkreśla, to właśnie jego nastawienie sprawia, że na weselach z barmanem pije się lepiej.
– Czy goście oblegają bar, żeby pić na umór? – pytam.
– Wprost przeciwnie! Przecież kultura picia alkoholu to właśnie coś przeciwnego. Czasem, kiedy sam widzę, że gość ledwo trzyma się na nogach, zamiast mocnego koktajlu proponuję mu coś orzeźwiającego, dobrego na trawienie, na przykład na Jagermeisterze. Oczywiście kiedy wybija pierwsza, a my kończymy pracę przed trzecią, serwujemy też shoty "na dobicie".
Środa podkreśla, że elementem kultury picia koktajli są też barmańskie "sztuczki", określane slangowo jako flair. To różnego rodzaju widowiskowe techniki polewania, kojarzone najczęściej z żonglerką butelkami. One też dodają atrakcyjności całej imprezie.
Barman kontra klaun
Pola: – Zupełnie nie wiem, po co na weselu taki barman. Wolałabym chyba iść na imprezę z prawdziwym klaunem.
Jednak Michał Bielecki, barman na co dzień pracujący w barze w Białej Podlaskiej, nie spotyka się z takimi reakcjami. – Goście zawsze są pozytywnie nastawieni. Dzieci czasem częściej nas odwiedzają niż dorośli. Ci, kiedy przychodzą pojedynczo, często zagadują – opowiada. Jak mówi, jednym z jego celów jest, by "jak najwięcej wizytówek zniknęło z blatu". Dlatego daje z siebie wszystko.
Pytam, jaką historię zapamiętał najlepiej z wesela. – Rozmawiałem raz z gościem i, jak to na weselu, zeszliśmy na temat tańca. Wygadałem się, że od ósmego roku życia uprawiam breakdance. Kilka utworów później młodzi ogłosili to wszystkim i poprosili mnie przez mikrofon (stawiając mnie w nieco niezręcznej sytuacji), żebym coś zatańczył. Zatańczyłem minutowy pokaz, za co młodzi na koniec podziękowali mi bardzo zadowalającym napiwkiem.
Nie zgadza się również Mateusz Środa. Kiedy pytam, czy jego mobilny bar pełen kolorowych trunków to jedna z weselnych atrakcji, na równi z fotobudką czy czekoladowe fondue, odpowiada: – Uważam się raczej za kierownika wodopoju. Robimy proste, ale widowiskowe rzeczy – suchy lód i nalewanie do shakerów z dwóch rąk na raz. Kobiety i dzieci są w nas wpatrzone jak w obrazek. Zabawiamy historią alkoholu i anegdotkami barmańskimi. A kiedy gość chce po prostu zamówić rum z colą, zawsze dostanie coś więcej niż to, czego oczekiwał. I o to chodzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl