Juliusz Machulski - Jestem feministą
"Jestem zdecydowanie po stronie kobiet i nie lubię polskich mężczyzn – generalnie. Pamiętam, że jak pisałem „Seksmisję” wszyscy naokoło namawiali mnie, żebym dołożył kobietom. A ja nie za bardzo wiedziałem za co..."
26.09.2006 | aktual.: 26.09.2006 14:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Julisz Machulski - reżyser, scenarzysta, producent i aktor. Jego filmy "Vabank", "Seksmisja", czy "Kingsajz" to przeboje polskiego kina. Od niedawna mieszkaniec Sopotu, specjalnie dla serwisu "Kobieta wp.pl" opowiada m.in. o feminizmie i antyfeminizmie.
Podoba się panu Trójmiasto?
Bardzo mi się podoba. Odżyłem tutaj i pomysł z kupnem mieszkania w Sopocie rzeczywiście był trafiony, ponieważ tutaj jest trochę inny rytm życia, ludzie są milsi i jakby inteligentniejsi nawet.
Od których, od tych w Warszawie?
Warszawy już nie ma. Warszawa to jest napływowa ludność wiejska, która się tam aklimatyzuje a samych warszawiaków jest 15%. Z tego powodu, że jest to stolica, zrobił się z niej moloch. Jest to miasto, które trzeba kochać, choć nie jest to łatwe. Trójmiasto zdecydowanie łatwiej kochać.
Zawsze chciał być Pan reżyserem?
Jak zadałem sobie kiedyś pytanie, co chciałbym w życiu robić i co najbardziej lubię, okazało się, że najbardziej lubię chodzić do kina. Padło pytanie, co zrobić żeby być po drugiej stronie ekranu? I wtedy doszedłem do tego, że jest ktoś taki, jak reżyser.
To było dosyć wcześnie, miałem 9-10 lat i już wiedziałem, że jest zawód reżysera i wiedziałem też, co należy zrobić, żeby dostać się do szkoły, wówczas jedynej w Polsce, w Łodzi. A może powinienem zostać aktorem, to przyszłoby mi dużo łatwiej...
Chociaż z drugiej strony świadomość, że ludzie znają filmy, które się robi, jest bardzo przyjemna.
Może kilka słów o feminizmie i antyfeminizmie. „Seksmisja”?
Widzę, że wreszcie dogoniliśmy świat w tym sensie, że podobne tematy i pytania zabarwione pretensją i chęcią, żeby coś wyjaśnić, miałem, kiedy w 1984 roku pokazywałem ten film w Mineapolis i odebrano go tylko w kategorii filmu feministycznego. Cały background polityczny tam po prostu zniknął. Dziś coraz częściej widzę, że „Seksmisja” jest tak odbierana i u nas. Została tylko partenogeneza, czyli klonowanie i sprawy antyfeministyczne. A mnie, jako reżysera i scenarzystę, interesowało to najmniej.
To był kamuflaż, żeby zaśmiać się z sytuacji, w której wówczas żyliśmy, świata, który był wówczas nie do opisania. Nie było szans na prawdziwy film o komunizmie, żelaznej kurtynie i braku wolności.
Kiedy mieszkającego wtedy w San Francisco Miłosza zapytałem, jak to możliwe, że ten film przeszedł przez cenzurę, powiedział, że o tym zadecydował „chłopski antyfeminzm władz PRL-u”.
I chyba jest coś na rzeczy, że ten antyfeminizm, można powiedzieć prymitywny macho polski, spowodował, że te dowcipy bawiły. Pewnie zdawano sobie sprawę, że politycznie ten film nie jest poprawny ale „świat kobiet” to był wentyl bezpieczeństwa.
A ja, muszę to podkreślić, jestem w gruncie rzeczy feminstą.
Jest Pan feministą?
Tak, szczególnie w Polsce, ponieważ jest przed nią jeszcze długa droga do cywilizacji. Jestem zdecydowanie po stronie kobiet i nie lubię polskich mężczyzn – generalnie.
W swoim feminizmie nie posunąłem się jeszcze do zmywania naczyń, ale wypakowuję je ze zmywarki a śmieci wyrzucam...
Poważnie, uważam, że kobiety powinny być traktowane po partnersku.
Partnerstwo dla pokoju?
Partnerstwo w dostępie do stanowisk, zarobków oraz do tego, że kobieta może mieć rację częściej niż mężczyzna. Kobieta jest człowiekiem, tylko innej płci. Gdzieś podświadomie zawsze myślałem, że kobiety są w Polsce w pewnym sensie uciskane, np. w porównaniu z USA. Tam już są cienie feminizmu a u nas jeszcze nie ma blasków. Całowanie w rękę i dostawanie kwiatów per saldo kobietom się nie opłaca.
Więcej kobiet w polityce?
Chociażby. Gdyby były w polityce i miały w niej decydujący wpływ, bardzo złagodziłyby obyczaje, tak jak np. w USA. Tam mężczyźni już wiedzą, że nie można być antyfeministą. Są „do przodu” cywilizacyjnie. U nas cały czas słoma z butów wychodzi. Widać to w telewizji, dosłownie nawet. To będzie jeszcze długa droga do cywilizacji a feminizm i antyfeminizm to jeden z jej etapów.
A mówi się, że panie są konfliktowe...
Owszem są konfliktowe ale w skali mikro. Ale kobiety dają życie więc mają do niego większy szacunek i przede wszystkim nie są głupie. Gdyby kobiety decydowały nie byłoby wojen. Nie wyobrażam sobie kobiet idących szykiem paradnym, jak maszerują wojskowi. To jest nie do pomyślenia. Mogą robić inne głupie rzeczy ale taką głupotę tylko faceci mogą wymyślić...
Łatwiej śmiać się z kobiet czy mężczyzn?
O wiele trudniej śmiać się z kobiet. Bo kobiety są poważniejsze od mężczyzn, szczególnie tych w Polsce. Chociaż muszę przyznać, że śmianie się z nadmiernej samodzielności pań jest wpisane w męski gatunek. Pamiętam, że jak pisałem „Seksmisję” wszyscy naokoło namawiali mnie, żebym dołożył kobietom za nasze męskie „te”. A ja nie za bardzo wiedziałem za co, tym bardziej, że sam mam dobre doświadczenia z kobietami. Myślę, że wszystkie żarty o kobietach biorą się z męskich kompleksów.
Ale panie sobie z tym radzą bo są silniejsze psychicznie, nawet z racji tego, że muszą więcej wytrzymać. Choćby z powodów biologicznych, np. ciąża i poród. Nie wytrzymałby tego żaden mężczyzna bo mężczyźni są za bardzo niecierpliwi.