Kamila, Marta i Aneta doświadczyły nękania na ulicy. Teraz biorą sprawy w swoje ręce
W mediach społecznościowych wybrzmiała sprawa, o której było głośno już ponad dwa lata temu. Grupa dziewczyn ze stolicy, które twierdzą, że doświadczyły nękania w miejscach publicznych, postanowiła ruszyć z kampanią i pokazać, jak trzeba reagować.
Jak twierdzi 19-letnia Caro Sadowska, punktem wyjścia akcji "Yes, I react" była chęć zwrócenia uwagi na problem obojętności społeczeństwa wobec tego typu zdarzeń. Zaczęło się od historii mężczyzny, który zaczepiał wiele kobiet na ulicach bądź uporczywie wysyłał do nich wiadomości.
Caro skontaktowała mnie z trzema takimi dziewczynami. W tekście ich dane osobowe zostały zmienione, podobnie jak imię mężczyzny, o którym opowiadały i z którym się skontaktowaliśmy. W trakcie pisania tekstu 19-letnia inicjatorka akcji wycofała się z autoryzowania swoich wypowiedzi twierdząc, że nie podoba jej się wydźwięk artykułu.
Kamila: "Zablokował mi drogę, wyrwał słuchawki z uszu"
Kamila twierdzi, że pierwszy raz spotkała Piotra cztery lata temu, w okolicy centrum handlowego Złote Tarasy. Mężczyzna miał się jej przyglądać, chodzić za nią po galerii, zagadywać. - Nie odebrałam tego jako próbę podrywu, nie komplementował mnie, tylko prosił, żebym poświęciła mu chwilę na rozmowę – opowiada 21-latka w rozmowie z WP Kobieta.
Z relacji dziewczyny wynika, że gdy prosiła, aby dał jej spokój, zaczynał próbować wzbudzić w niej poczucie winy. – Mówił: "Dlaczego jesteś niemiła? Myślałem, że jesteś inna, chciałem jedynie z tobą porozmawiać. Jeśli nie masz teraz czasu, daj mi numer telefonu" – wspomina Kamila.
Dziewczyna napisała do przyjaciółki z prośbą o pomoc. – Umówiłyśmy się w galerii, więc na szczęście szybko dołączyła do mnie i też zaczęła prosić Piotra, aby się odczepił. Po kilkunastu minutach w końcu odszedł – opowiada.
Kamila twierdzi, że kilka miesięcy później ponownie go spotkała. – Wychodziłam z metra i szłam do tramwaju. Ściągnął mnie wzrokiem i podbiegł. Wołał, żebym się zatrzymała i z nim porozmawiała. Na szczęście byłam już blisko tramwaju, więc podbiegłam i wskoczyłam do wagonu – opowiada dziewczyna.
Latem tego roku 21-latka miała zostać zaczepiona przez Piotra po raz trzeci. – Szłam ulicą w centrum miasta ze słuchawkami w uszach. Nagle, nie wiem skąd, pojawił się tuż obok mnie i próbował nawiązać rozmowę. Ruchem dłoni pokazałam mu, że go nie słyszę i przyśpieszyłam. Wtedy zablokował mi drogę, szarpnął za moje słuchawki i ostro powiedział, że chce ze mną porozmawiać – wspomina 21-latka. – Byłam przerażona, ale tym razem zareagowałam bardziej stanowczo niż przy poprzednich spotkaniach i zagroziłam mu, że wezwę policję – relacjonuje. – Trochę go to przestraszyło i wtedy udało mi się uciec – dopowiada.
Aneta: "Nie odtrącaj mnie, poświęć mi parę minut"
Na pierwszy rzut oka mężczyzna nie wyróżnia się z tłumu i nie wzbudza poczucia zagrożenia. - Zwyczajny, normalnie ubrany, niepozorny, dość niski mężczyzna w wieku około 30 lat – opowiada nam Aneta, która przyznaje, że miesiąc temu uciekła przed nim i schowała się na terenie swojej uczelni. – Spotkałam go w okolicach stacji metra Wilanowska. Zaczepił mnie słowami: 'Cześć, jakie masz piękne włosy, może dasz mi swój numer?' – wspomina 20-latka.
Jak podaje Aneta, w trakcie dwudziestominutowej drogi bez przerwy do niej mówił, głównie: "Nie odtrącaj mnie" lub "Poświęć mi parę minut". - Podążał za mną aż pod wydział mojej uczelni. Byłam naprawdę przerażona, miał obłęd w oczach. Nalegał cały czas na spotkanie, szedł za mną – opowiada. W końcu dziewczyna miała zacząć uciekać i wbiec do budynku swojej uczelni. - Schowałam się, ale przez okno w korytarzu widziałam, że oczekuje na mnie pod furtką – mówi.
Kolejne spotkanie miało być dwa dni później. – Byłam przerażona, gdy go zobaczyłam. Przy stacji metra Wierzbno podszedł do mnie ten sam mężczyzna i powiedział: "Cześć. Widziałem cię przedwczoraj przy metrze Wilanowska o 16:43 (to musiało być już jak wracałam z zajęć, ale ja tego nie zauważyłam) i myślałem ze porozmawiamy przy kawie". Powiedział to tak, jakby fakt, że mnie śledził, miał sprawić, że się zgodzę – opowiada Aneta. 20-latka twierdzi, że prosiła go, aby odszedł, lecz on nie dawał za wygraną. W końcu miała wmieszać się w tłum ludzi i wbiec do wagonu metra.
Marta: "Żałuje, że wyjawiłam swoje dane"
24-letnia Marta uległa namowom i podała mu swój numer telefonu oraz kontakt na Facebooku. – Zaczepił mnie na ulicy cztery lata temu, nie sądziłam, że podając namiar do siebie wkopię się w takie kłopoty. Teraz żałuję – opowiada. Mężczyzna miał zaczął wysyłać do niej wiadomości z prośbami o spotkanie. – Był nachalny, nie rozumiał słowa "nie".
Młoda kobieta twierdzi, że nie umówiła się z nim, ale wielokrotnie wpadła na niego w okolicy Śródmieścia. Ostatni raz rok temu. – Za każdym razem rozpoznawał mnie i próbował nawiązać rozmowę – mówi Marta. – Ostatnim razem postraszyłam go, że włączę kamerę w telefonie, jeśli nie zostawi mnie w spokoju. Dopiero wtedy odpuścił – dodaje 24-latka.
Jak się okazuje, jest wiele młodych kobiet, które, podobnie jak Marta, podały mężczyźnie swoje namiary. Dostaliśmy od Caro screeny niektórych rozmów, z których wynika, że mężczyzna nękał je pomimo wyraźnego sprzeciwu adresatek.
Wszystkie dziewczyny, z którymi rozmawialiśmy, a które nie podały mężczyźnie kontaktu do siebie, zwracały uwagę na jego cechę charakterystyczną: "ma przeszywający wzrok", "jego spojrzenie wzbudza przerażenie", "wytrzeszczone, niebieskie oczy", "wzrok z obłędem". Te szczegóły utkwiły im w pamięci. Sprawiły, że ofiary rozpoznały mężczyznę na facebookowych zdjęciach, publikowanych przez kobiety, do których pisał.
Sprawa trafiła do sądu
Jak się okazuje mężczyzna, który miał zaczepiać Kamilę, Anetę czy Martę, jest tym samym, który miał napastować warszawianki ponad dwa lata temu. Na początku 2016 roku na fanpage'u "Spotted Metro" zostały opisane tego typu sytuacje. "Internautki doszły do wniosku, że w większości przypadków jest to ten sam mężczyzna. Wytypowały go nawet z imienia i nazwiska. Część z nich postanowiła pójść z tym wreszcie na policję” – czytamy w artykule Onet.pl.
Komisarz Robert Szumiata w rozmowie z Onetem poinformował, że zgłosiło się do nich 13 kobiet. "Miał on nagabywać swoje ofiary, chcąc się z nimi umówić na spotkanie, na kawę bądź uzyskać numer telefonu" – powiedział funkcjonariusz. Mężczyzna został zatrzymany i przesłuchany.
W środę skontaktowaliśmy się z komisarzem Szumiatą, który powiedział nam, że skierowano akt oskarżenia przeciwko temu mężczyźnie. – 29 czerwca 2016 roku mężczyzna usłyszał zarzut z artykułu 190a kodeksu karnego, który dotyczy stalkingu. Oskarżony został wtedy objęty policyjnym nadzorem dwa razy w tygodniu – powiedział Robert Szumiata w rozmowie z WP Kobieta. W chwili publikacji artykułu nie otrzymaliśmy informacji z Sądu Rejonowego co do losów sprawy. Jednak z naszych nieoficjalnych źródeł wynika, że była ona wielokrotnie odraczana i może wciąż być w toku.
Skontaktowaliśmy się z mężczyzną, o którym opowiadały nam dziewczyny. "Wiem o tym i poprzez taki właśnie medialny hejt tak o mnie ludzie myślą, pomimo że nikt nigdy nie był przeze mnie uporczywie nękany. Jestem o to non stop pomawiany za dosłownie cokolwiek. Jestem w stanie udowodnić, że 20 osób złożyło fałszywe zeznania na moją szkodę i jedna pani jest odpowiedzialna za to, że wszyscy którzy mnie poznali, zaczęli mnie nagle odbierać negatywnie" – powiedział w rozmowie z WP Kobieta.
"Zakończmy tę sprawę raz a dobrze”
Kilka dni temu na jednej z popularnych facebookowych grup zrzeszających kobiety z Warszawy pojawił się post z prośbą o zgłaszanie się osób, które miały do czynienia z mężczyzną. "Jeśli byłaś świadkiem zachowań tego mężczyzny, napisz, nie bój się (…). Zakończmy tę sprawę raz a dobrze" - czytamy.
Post ten opublikowano z konta Belinda Krewetka, a jego autorką była właśnie Caro Sadowska. Młoda kobieta stwierdziła, że odezwało się do niej około 40 kobiet, które doświadczyły prześladowania. W wielu przypadkach ze strony wyżej opisanego mężczyzny.
Sytuacje, które przybliżyły nam trzy dziewczyny, łączy jeden istotny szczegół. Pomimo tego, że wokół zawsze było mnóstwo ludzi, nikt nie pomógł przestraszonym dziewczynom: "Stacja metra, godziny szczytu, nikt nie zareagował", "Byłam w galerii, gdzie ludzie wręcz obijają się o siebie". Napastowane dziewczyny twierdzą, że ludzie jedynie przyglądali się i szli dalej.
Caro, czytając relacje dziewczyn, które do niej napisały, również zwróciła uwagę na ten fakt. Dlatego postanowiła uświadomić społeczeństwo, że nie można być obojętnym, bo z pozoru niewinnie wyglądając sytuacje mogą stanowić duże zagrożenie. Dziewczyna skrzyknęła się z innymi młodymi kobietami i wspólnie założyły fanpage "Yes, I react", gdzie poruszają problem znieczulicy społecznej w tym zakresie.
O konieczności reagowania, gdy czujemy się zagrożeni, mówi prezeska fundacji przeciwko stalkingowi Można Inaczej: - Gdy ktoś nas nęka w miejscu publicznym, to musimy zrobić raban: podejść do ludzi i poprosić ich o pomoc, wejść do sklepu i zagadać, a nawet krzyczeć – wyjaśnia Jagna Piwowarska. Dodaje, że warto zrobić zdjęcie oprawcy, aby mieć jakiekolwiek dowód. – Bez tego policja ma związane ręce – podkreśla Piwowarska. – Należy tylko pamiętać, aby zachować ostrożność i użyć dyskretnie telefonu, aby nie sprowokować osoby, która nas nęka – dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl