"Każda strużka kwasu, która popłynęła po moim ciele, jest zapisem tej bolesnej historii"
- Gdy patrzę w lustro staram się myśleć, że wygląd nie jest najważniejszy, tylko to, jakim jestem człowiekiem - mówi Kasia Dacyszyn, polska projektantka i modelka, oblana kwasem przez prześladowcę. Właśnie stała się twarzą kampanii społecznej "Fake Off".
22 sierpnia miną dokładnie dwa lata od tragicznego dnia, w którym zostałaś zaatakowana. Czy czujesz, że uporałaś się z tym, co się wydarzyło?
Ten dzień na zawsze wyrył się w mojej pamięci, pamiętam ból, strach, przerażenie, pamiętam jak walczyłam o życie. Przeszłam masę operacji, które bardzo mi pomogły. Wcześniej chodziłam w ciemnych okularach, bo miałam zniszczoną powiekę, ale udało się ją zrekonstruować z kawałka skóry z mojej ręki. Na całym ciele mam około 13 miejsc przeszczepowych, ale moje ciało nie będzie już nigdy wyglądało normalnie. Wiesz, mi się chyba w ogóle nie uda zapomnieć o przeszłości, bo zawsze, gdy patrzę w lustro przypominam sobie o tym, co się stało. Każda strużka kwasu, która popłynęła po moim ciele, jest zapisem tej bolesnej historii.
Dostałaś propozycję, by stać się twarzą kampanii "Fake Off- I’m Perfect", która ma ukazywać kobiece ciało ze wszystkimi jego wadami. Wahałaś się?
Bardzo. Udział w sesji wymagał ode mnie dużej odwagi. Jestem świadoma ludzkiej ciekawości, wiem, że każdy chce zobaczyć, jak wygląda kobieta po ataku kwasem siarkowym. Często spotykam się z ciekawskimi spojrzeniami. To bardzo trudne, ale myślę sobie, że kiedyś ta zwykła ludzka ciekawość minie.
Jakie emocje towarzyszyły ci w czasie sesji?
Niepewność, wahanie i lęk. Ciągle myślałam, czy nie będę żałować. Przecież wystawię się na ocenę milionów Polaków! W głowie roiło się milion pytań: "Czy to udźwignę? Czy jestem już na to gotowa?". Ale czuję, że walka ze stalkingiem i pomoc innym ofiarom jest równie ważna. Od początku, kiedy zadawałam sobie w szpitalu pytanie: dlaczego się to stało? W końcu nie znałam człowieka, który tak mnie skrzywdził i nie wiem, po co się to stało. Jaka jest moja rola? Gdzieś w sercu czułam, że jest to moja misja i jeśli odzyskam wzrok i sprawność, będę głośno przeciwstawiać się przemocy każdego typu.
*Wyobrażam sobie, że odzywa się do ciebie mnóstwo kobiet, które padły ofiarą stalkerów. *
Ciągle dostaję wiadomości na Instagramie. Nie na wszystkie jestem w stanie odpowiadać. Czasami jest to też mocno obciążające. Kilka dni temu odezwała się do mnie młoda dziewczyna. Napisała, że codziennie znajduje coś na parapecie swojego okna – czasem są to kwiatki i owoce, a czasem nóż sprężynowy. Najgorsze jest to, że nie wiadomo, gdzie jest ta granica, która oddziela zaloty i głupie żarty od realnych gróźb. Nie wiadomo, kiedy zareagować.
W jaki sposób ty byłaś prześladowana?
Mój stalker dręczył mnie przez jedenaście lat. Początkowo to były wyznania miłości, na które nie reagowałam, więc przerodziły się w obelgi. Pamiętam, że pochwaliłam się w sieci moim pokazem w Nowym Jorku, a on pisał w komentarzach, że to był mój ostatni pokaz, że zaraz stracę wizę do Stanów. Zamknęłam wszystkie konta w mediach społecznościowych i na chwilę poczułam się wolna, ale on dalej obserwował. Zaczął mnie śledzić, jeździć za mną samochodem i nie mam pojęcia co więcej… Wiem, że wstawałam rano i miałam świadomość, że ktoś obserwuje każdy mój krok. Przestałam wychodzić z domu, do dziś mam zawsze zaciągnięte rolety w oknach. Wyłączyłam się z życia społecznego i zawodowego. Zawiesiłam swoją markę i profil firmowy na facebooku. Zaczynałam mieć myśli samobójcze. W końcu zdiagnozowano u mnie depresję.
Dlaczego policja nie zadbała o twoje bezpieczeństwo? Dlaczego nie zamknęli go już w momencie, w którym atakował cię wirtualnie?
Bo takie sprawy trwają bardzo długo. Moje zgłoszenia trafiały do wydziału walki z cyberprzestępczością, ale każda nowa wiadomość, która do mnie przychodziła, otwierała nowe śledztwo. Policjanci musieli potwierdzić, że to właśnie podejrzany o stalking ją wysłał, a żeby uzyskać potwierdzenie, musieli wysyłać pisma do siedziby Facebooka w Stanach Zjednoczonych o udostępnienie IP komputera w celu potwierdzenia nadawcy. Na taką odpowiedź ze Stanów czeka się nawet do miesiąca. W końcu udowodniono, że to on jest prześladowcą i wyznaczono termin rozprawy o nękanie.
Poszłaś do sądu i właśnie tam wydarzyła się tragedia. Czy czekając na rozprawę wiedziałaś, że nieopodal ciebie siedzi twój prześladowca?
Nie do końca. Wcześniej policja pokazywała mi jego zdjęcia, ale były niewyraźne. Wiedziałam tylko, że jest wysoki i postawny. Siedząc na korytarzu sądowym, zauważyłam mężczyznę, który wlepiał we mnie wzrok. Poprosiłam panią mecenas, żebyśmy zmieniły piętro, bo bałam się, że moja obecność go sprowokuje, że może być nieprzyjemnie. Spodziewałam się raczej wyzwisk i agresji werbalnej. Nie sądziłam, że w chronionym budynku administracji publicznej może dojść do ataku bezpośredniego. Ataku kwasem siarkowym o prawie 90-proc. stężeniu, wniesionym w słoiku po kawie. Starałyśmy się trzymać z daleka. Nie chcąc prowokować spojrzeniem, opuściłam wzrok, ignorowałam jego prowokujące zachowanie, wtedy niespodziewanie nastąpił atak.
Jak zareagowali ludzie?
Byli sparaliżowani strachem. Praktycznie nie reagowali. To musiał być potworny widok, bo ubranie topiło się na moim ciele, a ja potwornie krzyczałam z bólu i przerażenia. W którymś momencie pomagały mi dwie panie prokurator, nie będące świadkami bezpośredniego zajścia. Dziękuję im za to. Obie potem miały poparzone ręce.
A on?
Ten człowiek ze spokojem usiadł na moim miejscu. Zapalił papierosa i czekał na policję. Był przygotowany, spakowany do aresztu. Podobno mówił coś jeszcze, że to dopiero jedna z czterech kar, które dla mnie zaplanował. Że to nie jest koniec.
Miałaś poparzoną twarz, drogi oddechowe, a kwas dostał się do krwiobiegu, zatruwając twoje organy. Pamiętasz ten moment, gdy walczyłaś o życie?
Nigdy nie zapomnę tej walki. Byłam w helikopterze pogotowia, leciałam do Siemianowic Śląskich. Pamiętam, że ratownicy powtarzali: "Zostań z nami, zostań z nami!", a ja bardzo dobrze wiedziałam, że jeśli zamknę oczy, to już nie wrócę. I nagle dotarło do mnie, że moje życie mimo tylu planów może się właśnie teraz skończyć. Wiesz, ja naprawdę nie chciałam umierać. Czułam, że to nie jest mój czas, że nie jestem gotowa.
Była jakaś myśl, która w tym helikopterze dodawała ci siły?
To, że nie pożegnałam się z bliskimi. Że nie zdążyłam im powiedzieć im bardzo wielu rzeczy…
*Trafiłaś do szpitala. Co mówili lekarze? *
Że jest bardzo źle. Że jest bardzo źle. Tkanka na kości jarzmowej była uszkodzona do samej kości, podobnie prawe ucho, było już martwe, nie było w nim krążenia, oparzone miałam obie rogówki, już nie widziałam, zakładano najgorszy scenariusz, że nie odzyskam już wzroku.
*Gdybyś straciła wzrok, już nigdy nie mogłabyś pracować jako projektantka. *
Nie mogłaby pracować już w ogóle. Nie wyobrażam sobie swojego życia. Wiedziałam, że absolutnie muszę walczyć. Udało się. Po tygodniu zaczęłam widzieć i to mnie zmotywowało. Powiedziałam sobie: „Jesteś w szpitalu, jest źle, ale twoje życie toczy się dalej”. Poprosiłam o odstawienie morfiny. W przerwie między operacjami zaczęłam pracować, tworzyłam kolekcje. Tydzień przed atakiem podpisałam cztery bardzo ważne kontrakty, m.in. z "Playboyem". Nie wiedziałam, czy pokaz dla "Playboya" w ogóle się odbędzie, bo byłam przykuta do łóżka, ale przyjaciółki wyciągnęły moje projekty z pracowni i zorganizowały mi najlepszy pokaz, jaki w życiu widziałam. Oglądałam go w szpitalu razem z nocną zmianą pielęgniarek i płakałyśmy ze wzruszenia.
Obracałaś się w środowisku modowym, gdzie panuje kult piękna. Nie bałaś się powrotu do tego świata?
Bałam się, ale nie miałam wyboru – musiałam pokochać swoje ciało na nowo. Od początku wiedziałam, że operacje nie przywrócą mi starego wyglądu i muszę się zaakceptować taką, jaką teraz jestem. Za każdym razem, gdy patrzę w lustro, staram się myśleć, że wygląd nie jest najważniejszy tylko to, jaki jestem człowiekiem, jak się realizuje, jaka jestem w kontaktach z innymi, jak działam zawodowo. Osobowość ponad powierzchowność! Najgorsze jest tylko to politowanie, które czasem słyszę w głosie moich znajomych. Nie znoszę politowania. Ja jestem fighterką, a nie ofiarą!
*Jesteś bardzo silną kobietą. Czy są momenty, w których się boisz? *
Każdy z nas się boi. To ludzkie uczucie. Nawet najsilniejsi odczuwają lęk i strach. Pojawia się on czasem, gdy idę długimi, pustymi korytarzami, bo przypominają mi korytarz sądowy w którym doszło do ataku. Mam flashbacki z tamtego dnia i to mnie paraliżuje. Boję się też za każdym razem, gdy dostaję listy z sądu, że wyrok, o który tak bardzo walczyłam, może nie zostać podtrzymany.
Oskarżony został skazany na 25 lat więzienia. Udało ci się wywalczyć najwyższy wymiar kary. Jak to zrobiłaś?
To nie była moja zasługa. Świetny łódzki mecenas pan Tiutiunik poprowadził sprawę. Udowodnił, że wylanie na twarz i ciało 90 procentowego kwasu siarkowego może spowodować śmierć. W 2014 roku na warszawskiej Pradze był taki przypadek ataku kwasem, który zakończył się śmiercią, dodatkowo ekspertyzy biegłych sądowych potwierdziły tezę.
*Co czułaś, kiedy dowiedziałaś się o decyzji sądu? *
Ogromną ulgę i przypływ siły. Poczułam, że jednak mogę planować swoje życie i znów je sobie ułożyć. Wysokość zasądzonej kary jest gwarancją mojego bezpieczeństwa. Wyrok w Polsce bez precedensu, który pierwszy raz pozwolił mi poczuć się bezpieczną.
*Jego wolność oznacza twoje zniewolenie. *
Jeśli w jakiś sposób swoją postawą mogę pomóc innym ludziom, to oznacza, że moje cierpienie nie poszło na marne. Jeśli mogę tym dawać siłę innym kobietom, to jest to widocznie moja nowa życiowa misja!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl