Blisko ludzi"Kiedyś dzieci były bite, dziś są ignorowane". W dziecięcych szpitalach psychiatrycznych nie ma miejsc

"Kiedyś dzieci były bite, dziś są ignorowane". W dziecięcych szpitalach psychiatrycznych nie ma miejsc

Na oddziałach psychiatrycznych brakuje łóżek dla dzieci. Przyjmowane są wyłącznie te, których stan zagraża życiu. Rośnie też liczba prób samobójczych. Winni są rodzice. - Wychowujemy pokolenie dzieci niewidzialnych. Ignorowanie dziecka jest gorsze niż przemoc fizyczna - wyjaśnia psychoterapeutka.

"Kiedyś dzieci były bite, dziś są ignorowane". W dziecięcych szpitalach psychiatrycznych nie ma miejsc
Źródło zdjęć: © Fotolia

"W warszawskim Instytucie Psychiatrii na oddziale dziecięcym na 28 miejsc jest 40 pacjentów. Część leży na korytarzu. W dziecięcym szpitalu klinicznym w stolicy ostatnio przyjęto 11 chorych ponad limit 30. Jedną osobę położono na podłodze" – pisze Dziennik Gazeta Prawna. Jak się okazuje, IPIN nie jest wyjątkiem. Na innych oddziałach psychiatrycznych dla dzieci sytuacja jest bardzo podobna. Powód? – Kiedyś dzieci były bite, dziś są ignorowane. Wydaje się, że to mniejsze zło, a skutek jest taki, że liczba samobójstw i prób samobójczych rośnie. Każdy młody człowiek, z którym pracowałam, miał myśli samobójcze – mówi Katarzyna Zawisza-Mlost, psycholog i psychoterapeutka, która pracowała na Oddziale Psychiatrii Dziecięcej.

- Całkiem niedawno do mojego gabinetu trafiła matka 5-letnich bliźniaczek. Kobieta pracuje w korporacji, swoje dzieci widuje przez dwie godziny dziennie. I mimo to, od momentu powrotu do domu odlicza minuty, aż dziewczynki pójdą spać. Wiem, że nie jest to wyjątek, niestety. Takie odczucia wobec swoich dzieci ma wielu pracujących rodziców, a to początek poważnych kłopotów. Stres, zmęczenie i duże oczekiwania w pracy, pogoń za spłatą zobowiązań pochłania wielu rodziców. Po powrocie do domu chcą zaznać wytchnienia, a tu czekają dzieciaki, stęsknione, ze skumulowanymi z całego dnia emocjami, potrzebujące odreagować te trudne przeżycia, potrzebujące uwagi i miłości. Często trudno to wszystko pogodzić – wyjaśnia psychoterapeutka.

Bicie boli tak samo

Jej zdaniem konsekwencje odsuwania swoich dzieci na dalszy plan są znacznie bardziej bolesne niż… przemoc fizyczna. Kiedyś metodą wychowawczą był klaps albo porządne lanie. W XXI wieku psychologowie zgodnie orzekli, że kara fizyczna nie tylko nie rozwiąże problemów dziecka, lecz je skutecznie pogłębi. Niezaprzeczalnie tak jest. Jednak eksperci obserwują efekt uboczny. – Bicie, choć to bardzo zły pomysł, to jednak dla dziecka dowód, że rodzice zwracają na nie uwagę. Że nie jest im obojętne. Rodzice współczesnych nastolatków mieli już dostęp do źródeł wiedzy o wychowaniu, zgodzili się z opinią terapeutów, jednak nie zgłębili tematu. Bo samo niebicie nie wystarczy. Trzeba dać coś w zamian, czego wielu rodziców polskich nastolatków nie wzięło pod uwagę – wyjaśnia Katarzyna Zawisza-Mlost.

Przykłady ignorowania własnych dzieci możemy obserwować na co dzień, w każdych warunkach. - Moja koleżanka po fachu była ostatnio świadkiem sytuacji, w której rodzice przez 4 godziny lotu samolotem nie odezwali się do swoich kilkunastoletnich dzieci ani słowem. Fakt, że były one zajęte patrzeniem w ekrany telefonów, ale te urządzenia dostały właśnie od rodziców. Oczywiście, żyjemy w świecie w którym urządzenia pełnią bardzo ważną rolę w życiu dzieci, ale od nas dorosłych zależy jak dzieci oraz nastolatkowie będą z nich korzystać i czy znajdzie się miejsce na relacje. Wychowujemy w ten sposób pokolenie dzieci niewidzialnych. Pomijanych, lekceważonych, zbywanych pieniędzmi i kolejnymi zajęciami dodatkowymi. Dzieci, które czują się nieważne, niekochane, zagubione i samotne. W takiej sytuacji naprawdę nietrudno o depresję czy inne zaburzenia psychiczne – mówi psychoterapeutka.

Okiem nastolatka

Zdaniem Marka Juraszka, psychiatry i psychoterapeuty, nastolatkowie są bardziej narażeni na tego typu zaburzenia. – Czas dojrzewania to moment, w którym walczymy o akceptację, jednocześnie nie mając dystansu do świata. Wszystko wydaje nam się wielką tragedią, a każda decyzja, decyzja ostateczną. Tymczasem dorośli często bagatelizują kłopoty młodych ludzi, uznając je za błahostki. To jeden z naczelnych błędów rodziców, które doprowadzają do zerwania porozumienia na linii dziecko – dorosły – tłumaczy ekspert.

W najgorszym położeniu zdają się być polskie dziewczęta. Z artykułu "DGP" dowiadujemy się, że na tle swoich rówieśniczek z innych krajów ich zdrowie psychiczne wygląda bardzo słabo. Skąd tak fatalna kondycja nastoletnich Polek? – Dorastające dziewczyny dostają z zewnątrz sprzeczne komunikaty – w ich domach często wciąż rządzi patriarchat, a cały świat wokół trąbi o prawach kobiet i równości. Nikt nie próbuje tego uporządkować, dziewczyny zdane są same na siebie. Dostają sprzeczne informacje, sprzeczne wzorce, nikt nie ma u nich wystarczającego autorytetu, więc są zupełnie skołowane. Żyją między zniewoleniem, a wyzwoleniem. Kilka dekad temu patriarchat był dominujący, był wszędzie i nie było to dobre, ale było przynajmniej spójne – mówi Katarzyna Zawisza-Mlost.

Psychoterapeutka zwraca uwagę na fakt, że z jednej strony młode dziewczyny bombardowane są przekazem przepełnionym seksem, z drugiej pozostawione są bez podstawowych informacji o tym, co zmienia się w ich ciele, czym jest bliskość fizyczna, czy jak korzystać z antykoncepcji. – Żyjemy w kraju, w którym nastolatkowie z niepewnych źródeł dowiadują się podstawowych rzeczy o życiu z drugim człowiekiem. Nie wyjaśniają tego ani rodzice, ani szkoła.

- Buntujący się nastolatek to bardzo trudny czas dla rodzica. Obrażanie się, wahania nastrojów, wybuchy złości, przeklinanie, trzaskanie drzwiami to proces, w którym nastolatek tkwi jedną nogą w dzieciństwie, drugą w dorosłości i naprawdę nie umie się odnaleźć. Zadaniem rodziców jest pomóc mu przez to przejść, bo to jeden z najtrudniejszych okresów w życiu człowieka. Warto pamiętać, że to naturalny proces. Bardziej niepokoiłam bym się gdyby nastolatek nie sprawiał żadnych problemów. Dlatego warto inwestować w relacje z dzieckiem, nie oceniać, traktować jego przeżycia z powagą i uwagą. Poszukać rozwiązań, poczytać o tym jak można pomóc swojemu dziecku. Wiedza jest na wyciągnięcie ręki. Czasami pomocna może być wizyta rodzica u specjalisty. Trzeba znaleźć na to czas i miejsce i to jest zadanie rodziców, zanim będzie za późno – podsumowuje terapeutka.

Źródło artykułu:WP Kobieta
depresjaszpital psychiatrycznypsychiatra

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (132)