"Kiedyś dzieci były bite, dziś są ignorowane". W dziecięcych szpitalach psychiatrycznych nie ma miejsc
Na oddziałach psychiatrycznych brakuje łóżek dla dzieci. Przyjmowane są wyłącznie te, których stan zagraża życiu. Rośnie też liczba prób samobójczych. Winni są rodzice. - Wychowujemy pokolenie dzieci niewidzialnych. Ignorowanie dziecka jest gorsze niż przemoc fizyczna - wyjaśnia psychoterapeutka.
05.03.2018 | aktual.: 03.10.2018 11:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"W warszawskim Instytucie Psychiatrii na oddziale dziecięcym na 28 miejsc jest 40 pacjentów. Część leży na korytarzu. W dziecięcym szpitalu klinicznym w stolicy ostatnio przyjęto 11 chorych ponad limit 30. Jedną osobę położono na podłodze" – pisze Dziennik Gazeta Prawna. Jak się okazuje, IPIN nie jest wyjątkiem. Na innych oddziałach psychiatrycznych dla dzieci sytuacja jest bardzo podobna. Powód? – Kiedyś dzieci były bite, dziś są ignorowane. Wydaje się, że to mniejsze zło, a skutek jest taki, że liczba samobójstw i prób samobójczych rośnie. Każdy młody człowiek, z którym pracowałam, miał myśli samobójcze – mówi Katarzyna Zawisza-Mlost, psycholog i psychoterapeutka, która pracowała na Oddziale Psychiatrii Dziecięcej.
- Całkiem niedawno do mojego gabinetu trafiła matka 5-letnich bliźniaczek. Kobieta pracuje w korporacji, swoje dzieci widuje przez dwie godziny dziennie. I mimo to, od momentu powrotu do domu odlicza minuty, aż dziewczynki pójdą spać. Wiem, że nie jest to wyjątek, niestety. Takie odczucia wobec swoich dzieci ma wielu pracujących rodziców, a to początek poważnych kłopotów. Stres, zmęczenie i duże oczekiwania w pracy, pogoń za spłatą zobowiązań pochłania wielu rodziców. Po powrocie do domu chcą zaznać wytchnienia, a tu czekają dzieciaki, stęsknione, ze skumulowanymi z całego dnia emocjami, potrzebujące odreagować te trudne przeżycia, potrzebujące uwagi i miłości. Często trudno to wszystko pogodzić – wyjaśnia psychoterapeutka.
Bicie boli tak samo
Jej zdaniem konsekwencje odsuwania swoich dzieci na dalszy plan są znacznie bardziej bolesne niż… przemoc fizyczna. Kiedyś metodą wychowawczą był klaps albo porządne lanie. W XXI wieku psychologowie zgodnie orzekli, że kara fizyczna nie tylko nie rozwiąże problemów dziecka, lecz je skutecznie pogłębi. Niezaprzeczalnie tak jest. Jednak eksperci obserwują efekt uboczny. – Bicie, choć to bardzo zły pomysł, to jednak dla dziecka dowód, że rodzice zwracają na nie uwagę. Że nie jest im obojętne. Rodzice współczesnych nastolatków mieli już dostęp do źródeł wiedzy o wychowaniu, zgodzili się z opinią terapeutów, jednak nie zgłębili tematu. Bo samo niebicie nie wystarczy. Trzeba dać coś w zamian, czego wielu rodziców polskich nastolatków nie wzięło pod uwagę – wyjaśnia Katarzyna Zawisza-Mlost.
Przykłady ignorowania własnych dzieci możemy obserwować na co dzień, w każdych warunkach. - Moja koleżanka po fachu była ostatnio świadkiem sytuacji, w której rodzice przez 4 godziny lotu samolotem nie odezwali się do swoich kilkunastoletnich dzieci ani słowem. Fakt, że były one zajęte patrzeniem w ekrany telefonów, ale te urządzenia dostały właśnie od rodziców. Oczywiście, żyjemy w świecie w którym urządzenia pełnią bardzo ważną rolę w życiu dzieci, ale od nas dorosłych zależy jak dzieci oraz nastolatkowie będą z nich korzystać i czy znajdzie się miejsce na relacje. Wychowujemy w ten sposób pokolenie dzieci niewidzialnych. Pomijanych, lekceważonych, zbywanych pieniędzmi i kolejnymi zajęciami dodatkowymi. Dzieci, które czują się nieważne, niekochane, zagubione i samotne. W takiej sytuacji naprawdę nietrudno o depresję czy inne zaburzenia psychiczne – mówi psychoterapeutka.
Okiem nastolatka
Zdaniem Marka Juraszka, psychiatry i psychoterapeuty, nastolatkowie są bardziej narażeni na tego typu zaburzenia. – Czas dojrzewania to moment, w którym walczymy o akceptację, jednocześnie nie mając dystansu do świata. Wszystko wydaje nam się wielką tragedią, a każda decyzja, decyzja ostateczną. Tymczasem dorośli często bagatelizują kłopoty młodych ludzi, uznając je za błahostki. To jeden z naczelnych błędów rodziców, które doprowadzają do zerwania porozumienia na linii dziecko – dorosły – tłumaczy ekspert.
W najgorszym położeniu zdają się być polskie dziewczęta. Z artykułu "DGP" dowiadujemy się, że na tle swoich rówieśniczek z innych krajów ich zdrowie psychiczne wygląda bardzo słabo. Skąd tak fatalna kondycja nastoletnich Polek? – Dorastające dziewczyny dostają z zewnątrz sprzeczne komunikaty – w ich domach często wciąż rządzi patriarchat, a cały świat wokół trąbi o prawach kobiet i równości. Nikt nie próbuje tego uporządkować, dziewczyny zdane są same na siebie. Dostają sprzeczne informacje, sprzeczne wzorce, nikt nie ma u nich wystarczającego autorytetu, więc są zupełnie skołowane. Żyją między zniewoleniem, a wyzwoleniem. Kilka dekad temu patriarchat był dominujący, był wszędzie i nie było to dobre, ale było przynajmniej spójne – mówi Katarzyna Zawisza-Mlost.
Psychoterapeutka zwraca uwagę na fakt, że z jednej strony młode dziewczyny bombardowane są przekazem przepełnionym seksem, z drugiej pozostawione są bez podstawowych informacji o tym, co zmienia się w ich ciele, czym jest bliskość fizyczna, czy jak korzystać z antykoncepcji. – Żyjemy w kraju, w którym nastolatkowie z niepewnych źródeł dowiadują się podstawowych rzeczy o życiu z drugim człowiekiem. Nie wyjaśniają tego ani rodzice, ani szkoła.
- Buntujący się nastolatek to bardzo trudny czas dla rodzica. Obrażanie się, wahania nastrojów, wybuchy złości, przeklinanie, trzaskanie drzwiami to proces, w którym nastolatek tkwi jedną nogą w dzieciństwie, drugą w dorosłości i naprawdę nie umie się odnaleźć. Zadaniem rodziców jest pomóc mu przez to przejść, bo to jeden z najtrudniejszych okresów w życiu człowieka. Warto pamiętać, że to naturalny proces. Bardziej niepokoiłam bym się gdyby nastolatek nie sprawiał żadnych problemów. Dlatego warto inwestować w relacje z dzieckiem, nie oceniać, traktować jego przeżycia z powagą i uwagą. Poszukać rozwiązań, poczytać o tym jak można pomóc swojemu dziecku. Wiedza jest na wyciągnięcie ręki. Czasami pomocna może być wizyta rodzica u specjalisty. Trzeba znaleźć na to czas i miejsce i to jest zadanie rodziców, zanim będzie za późno – podsumowuje terapeutka.