Blisko ludzi"Kobieta nie pies, na kości nie poleci". O skinny shamingu mężczyzn

"Kobieta nie pies, na kości nie poleci". O skinny shamingu mężczyzn

"Wygląda jak baba", "nie umiałby się obronić" – to zwykle słyszą mężczyźni z niedowagą. Przy powszechnym wspieraniu kobiet, tłumaczeniu im, że nieważne, jaki rozmiar noszą, ważne, żeby zaakceptowały siebie w pełni, zapominamy o drugiej stronie medalu. O mężczyznach, którzy również stoją przed tym samym problemem. Oddajmy im głos.

"Kobieta nie pies, na kości nie poleci". O skinny shamingu mężczyzn
Źródło zdjęć: © iStock.com
Dominika Czerniszewska

Z danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że podwyższoną masę ciała ma blisko 2 mld ludzi na świecie. Co drugi Polak ma nadwagę lub jest otyły. Nic więc dziwnego, że problem bycia za chudym jest zwyczajnie pomijany. Jeśli jest poruszany, dotyczy zwykle szczupłych kobiet. A co, jeśli problem niedowagi dotyczy mężczyzn? Jeśli nie każdy mężczyzna ma "sześciopak" na brzuchu i muskularne ramiona? Tomek i Janek odważyli się powiedzieć o tym na głos.

"Wmawiali mi, że jestem niemęski"

32-letni Tomasz nieraz zmagał się z przykrymi komentarzami dotyczącymi jego figury. W pewnym momencie przy 185 cm wzrostu ważył 63 kg. Problem nasilił się, gdy w wieku 28 lat przeprowadził się do Warszawy. – Zacząłem umawiać się z dziewczynami z Tindera. Za każdym razem słyszałem teksty typu: "O, jaki ty chudziutki", "coś w ogóle jesz?", "pewnie jesteś weganinem". Serio, miałem już wtedy dość… Starałem się z tym walczyć, ale w głębi serca nie czułem się 100-procentowym mężczyzną przez to wszystko – opowiada z grymasem na twarzy.

Przy okazji niechętnie wspomina krępującą historię, gdy podczas jednej z randek wylądował z dziewczyną w łóżku. – Początkowo nie chciała uprawiać ze mną seksu. Czuła się zakompleksiona z powodu mojej sylwetki. Powiedziała, że widziała, że jestem chudy, ale jak zdjąłem koszulkę, "stałem się dla niej aseksualny". W żartach śmiała się, że mnie zgniecie. Problem polegał na tym, że ją to bawiło, a mnie zabolało – mówi nieśmiało.

Tomek podkreśla, że z kolegami było jeszcze gorzej niż z dziewczynami. Oni nie przebierali w słowach, zwłaszcza ci nowo poznani. Wyzywali go od "szczurów", a to jedno z łagodniejszych okresleń. Dodatkowo, gdy wracał do rodzinnego domu, mama i babcia starały się go dokarmiać. Rzadko go wówczas widywały, więc za każdym razem były przerażone jego chudością.

– Robiłem badania, były w normie. Jadłem ryż z mlekiem, by przytyć, wpychanie w siebie jedzenia też na nic się zdało. Nie mogłem przytyć, więc starałem się, by nie zgubić nawet 0,5 kg. Zapisałem się nawet na siłownię, której nie znoszę, ale widok "koksów" ćwiczących obok był straszny. Miałem wrażenie, że non stop patrzą na mnie, a ich główną myślą jest: "co on tu właściwie robi?" – wyjaśnia.

Koleżanki zazdrościły Tomkowi szczupłych nóg i notorycznie powtarzały: "To nie fair, że możesz tyle jeść, a wciąż jesteś taki chudy". – One dałyby się pokroić za moją sylwetkę, a ja ją znienawidziłem – kwituje.

Wizerunek mężczyzny w XXI wieku

Dr Karol Jachymek, adiunkt w Katedrze Kulturoznawstwa Uniwersytetu SWPS, wyjaśnia, że stereotyp dobrze wyrzeźbionego ciała ma długą tradycję. – Wystarczy spojrzeć na rzeźby antyczne. Ten obraz ciała w naszej kulturze jest bardzo silnie zakorzeniony. Mają na to wpływ również pewne zmiany społeczne, które dotyczyły ról mężczyzn. Wśród nich możemy wymienić rewolucję przemysłową czy II wojnę światową – tłumaczy.

– Obecnie za ten stereotyp możemy również obwinić marketing i przemysł reklamowy. Takim kanonicznym przykładem są reklamy Calvina Kleina, które stworzyły wysportowany wizerunek mężczyzny. Gdyby szukać znaczeń: dlaczego mężczyzna powinien być silny, dlaczego powinien być postawny? Dlatego, że taki mężczyzna kojarzy się z wojownikiem, jest opiekuńczy, zajmie się swoją rodziną etc. To stereotypowo obecne w naszych głowach kalki – wyjaśnia dr Jachymek.

"Chudość – dar, a zarazem przekleństwo"

Tymi słowami swoją historię rozpoczyna Janek. – W świecie, w którym walka z otyłością trwa w najlepsze, a karierę robią fit blogerki i dietetyczki, oglądam to jak przez szkło, tocząc własny bój... ze szczupłością – kontynuuje mężczyzna, który przy wzroście 186 cm ważył 47 kg.

Za każdym razem przy okazji uroczystości rodzinnych czuł się niekomfortowo. Słyszał zwroty takie jak: "kij od miotły", "kościotrup”, "anorektyk", a nawet "Oświęcim" czy "Auschwitz". Tłumaczył zatroskanym bliskim, że je wszystko, czasem nawet najwięcej ze wszystkich członków rodzinnego domu, ale nie może przytyć. Na próżno.

– Kiedy na powitanie za każdym razem słyszałem teksty o swojej chudości, rodziły się pytania. Czy jest ze mną aż tak źle, że nie można się po prostu przywitać i rozmawiać na tysiące innych tematów? Popadłem w kompleks chudości – mówi wprost.

Janek nie lubi powracać myślami do czasów wczesnoszkolnych. – Przez szkolnych łobuzów od razu stałem się łatwym celem. Zacząłem być nękany, bity, kopany i szykanowany aż do końca podstawówki i przez część gimnazjum. Rozpocząłem naukę jako pogodne, pewne siebie dziecko, a opuściłem mury szkoły jako wrak człowieka... – wspomina.

Za wakacjami zresztą też nie przepadał. Podczas gdy jego szkolni znajomi wyjeżdżali nad wodę, on opalał się na tarasie w ogródku. – Nawet tam się wstydziłem, że ktoś zobaczy moją "klawiaturę" żeber i patykowate nogi... – dodaje Janek. W liceum uodpornił się już na komentarze typu "ścięgno" czy "deska". Wciąż nie zmieniał jednak koszulki na WF-ie, a czasem nawet nosił dwie, żeby zakamuflować odznaczające się żebra.

Dopytuję Janka, jak wyglądały jego relacje damsko-męskie. Czy w tej sferze figura również stanowiła dla niego problem, tak jak w przypadku Tomka. – Jestem zakochany w jednej dziewczynie od podstawówki. Wydawało mi się, że między nami iskrzy, jednak przez wiele lat byłem odrzucany. Nikt się nie chciał ze mną zadawać. To niezręczne stać przy kimś tak chudym, w dodatku nieśmiałym, na kogo wszyscy nieustannie patrzą. Przestałem się czuć atrakcyjny – odpowiada.

Janek marzy o związku, ale podkreśla, że najpierw musi przejść fizyczną metamorfozę. – To dziwnie zabrzmi, ale uważam, że kobieta potrzebuje kogoś męskiego, silnego, pewnego siebie – stwierdza.

Janek zacisnął zęby. Przetrwał przemoc fizyczną i psychiczną. Teraz jest pewny siebie i od kilku miesięcy stara się udowodnić chudym ludziom, że nie da się oszukać biologii, a trzeba ją zaakceptować. – Walczę z chudością, a także z kompleksami i brakiem pewności siebie – tłumaczy. Od 4 miesięcy stosuje nadwyżkę kaloryczną, jeździ rowerem i trenuje siłowo. – Pozbądź się wstydu, bądź sobą – kwituje.

– Zjawisko "toxic masculinity" (toksycznego, niezdrowego definiowania męskości – przyp. red.) jest rzeczywiście czymś bardzo zagrażającym, dlatego musimy mówić o tym głośno – podkreśla kulturoznawca dr Karol Jachymek.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (103)