"Facet nie pies, na kości nie poleci". Jak czują się kobiety, które nie mogą przytyć
Niedowaga uchodzi za problem mniejszy od otyłości. Dlatego nikt nie ma skrupułów, żeby wbijać "wieszakowi" szpilkę. "Bo wieszak nikomu się nie podoba. Kojarzy się z chorobą i budzi litość". Asia, Paulina i Daga opowiadają, jak wygląda ich życie pod pręgierzem spojrzeń. Chcą przytyć, ale po prostu nie mogą.
26.07.2018 | aktual.: 26.07.2018 17:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy Maja Hyży poinformowała fanów na Instagramie, że chce przytyć, nie znalazła u nich zrozumienia. "Boże, jak ja bym chciała mieć taki problem, żeby chcieć przytyć", "na tycie masz czas", to tylko niektóre spośród komentarzy. W czasach, w których z otyłością lub nadwagą zmaga się 2,2 miliarda osób na świecie, bycie nadzwyczaj szczupłym, bywa powodem do zazdrości. Albo przyczyną docinków i podejrzeń.
"Facet nie pies"
Ala ma 26 lat i nie jest ze swojej sylwetki szczególnie zadowolona, ale też uważa, że "nie ma tragedii". Mierząc 165 cm waży 45 kilogramów, choć śmieje się, że ma cztery żołądki. Je cały czas. Na ogół raczej zdrowo, chociaż przed okresem zdarza się jej zjeść tabliczkę czekolady. Albo pizzę z podwójnym serem.
- I co? I non stop słyszę, że facet nie pies, na kości nie poleci! - denerwuje się. Pamięta doskonale, że pierwszy raz usłyszała to sformułowanie, kiedy odmówiła pierogów na rodzinnej uroczystości. Nie była na diecie - po prostu nie miała na nie ochoty. Wbiło ją w ziemię, kiedy usłyszała od ciotki, że "te dzisiejsze dziewczyny to nic tylko diety" i że właśnie - facet nie pies.
Tłumaczenie, że jej celem życiowym nie jest dostosowanie się do pociągu seksualnego bliżej nieokreślonych mężczyzn trafiło w próżnię. - Wyobrażasz sobie, że ktoś mówi pulchnej dziewczynie, że żaden facet na nią nie zwróci uwagi? To byłoby uznane za chamstwo i nietakt. Szczupłych można obrażać - komentuje.
Zdaniem psycholog Moniki Dreger osoby zbyt szczupłe doświadczają dokładnie takiej samej dyskryminacji jak te otyłe. - Jako społeczeństwo mamy świadomość, że nie powinniśmy obrażać osób z nadwagą, ale to nie znaczy, że tego nie robimy. O dyskryminacji osób szczupłych się nie mówi, nie jesteśmy w tej kwestii edukowani, dlatego nawet do nas nie dociera, że sprawiamy im przykrość. Ale postępujemy dokładnie tak samo - komentuje Dreger.
"Jesteś wieszakiem"
Paulina ma już męża, więc argumenty o atrakcyjności seksualnej jej szczęśliwie nie dotyczą. Ma 170 cm wzrostu i lubi siebie, kiedy waży 54-55 kilogramów. Kiedy schudnie pół kilograma, od razu widać zmianę. Widzą ją też jej znajomi. - Komentarze w stylu "jesteś wieszakiem", "masz strasznie wystające żebra", "chora jesteś? strasznie schudłaś" to u niej w sumie codzienność. - Na maksa mnie to stresuje - opowiada.
Nie stara się przytyć, ale z całych sił pilnuje się, żeby nie schudnąć. Sęk w tym, że ma bardzo stresującą pracę, jako manager w dużej korporacji, na co dzień ściga się z czasem, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik, zarządza kilkunastoosobowym zespołem. - Stres powoduje, że ściska mi się żołądek i nie mogę jeść, a przecież wiem, że muszę. Mąż mi codziennie robi kanapkę do pracy, wkłada mi jogurty do plecaka, więc nie mam wymówki - śmieje się.
Czasem się udaje, czasem nie.
- To z czym ta dziewczyna się boryka, to bierna agresja. Niektórym się wydaje, że można komentować wygląd osoby szczupłej, bo przecież lepiej być chudym niż grubym, a więc to szczupłej osoby nie zrani. Ludzie sądzą, że wygłaszając komentarz "masz wystające żebra", formułują jakiś neutralny osąd. Ale tak naprawdę z tego wyłania się często zazdrość, podwyższanie samemu sobie samooceny - tłumaczy psycholog.
"Zjedz coś dziecko"
W gorszej sytuacji jest jednak Daga, która na punkcie własnego wyglądu ma olbrzymie kompleksy. Nie wie, ile waży, bo dawno przestało jej się chcieć odpowiadać na pytania o wagę. Ćwiczy, ostatnio zaczęła chodzić na crossfit, je dużo białka. I wciąż ma - swoim zdaniem - "figurę dziecka".
- Mam kompleksy, ale robię wszystko, żeby się ich pozbyć. Ludzie mi jednak nie pomagają, praktycznie nie ma towarzyskiego spotkania, na którym ktoś by między wierszami nie powiedział, że jestem za chuda. Oni czasem mają dobre intencje, myślą, że to komplement. To jest komplement dla osoby, która chce być chuda, a nie dla osoby, która z tym walczy - tłumaczy.
Nieraz zdarzyło się jej usłyszeć komentarz, który możemy znaleźć pod dowolnym zdjęciem Agaty Buzek czy Angeliny Jolie w sieci. "Dałbym ci kanapkę" wymienne z "karmiłbym". - Proszę mi wierzyć, że łatwiej schudnąć niż przytyć. Robię co mogę od kilku lat, a efekty są znikome - twierdzi.
Najgorzej jest, kiedy przychodzi w odwiedziny do babci. Ta karmi ją rozmaitymi węglowodanami, załamuje ręce, błaga ją, żeby "już się nie odchudzała", sugeruje, że wnuczka ma bulimię i każdy obiad zwraca do toalety. Bo to przecież niemożliwe, żeby jadła takie ilości jedzenia, a wciąż była tak chuda. Dlatego Daga odwiedza babcię coraz rzadziej. Każda wizyta to dla niej męka.
- Często zdarza się, że osoby nam bliskie źle postrzegają wyrażanie troski i opieki. Gdyby babcia powiedziała raz, że jest zaniepokojona, że wnuczka traci na wadze, gdyby zapytała, czy ma dać jej spokój czy może jej jakoś pomóc, gdyby dodała jej otuchy, ich relacje wyglądałyby zupełnie inaczej - komentuje Monika Dreger.
I zaznacza, że nie powinniśmy dawać sobie prawa do oceniania czyjegoś wyglądu. Nigdy.
Bakalie i ćwiczenia
Jak twierdzi dietetyczka Magdalena Jarzynka, jeśli nie możemy przytyć, powinniśmy najpierw wykluczyć problemy zdrowotne, bo kłopot może wynikać chociażby z nadczynności tarczycy albo obecności pasożytów w organizmie. Przyznaje jednak, że niektórzy mogą mieć "taką urodę".
- Wówczas kluczowe jest to, żeby zwiększyć bilans kaloryczny. Nie chodzi jednak o to, żeby zajadać się słodyczami, ale żeby jeść produkty, które są zdrowe, objętościowo małe, ale kaloryczne. Dobrym przykładem są tutaj bakalie i orzechy - tłumaczy dietetyczka.
Twierdzi też, że kluczem jest regularne spożywanie posiłków - jeden ogromny obiad dziennie nie załatwi sprawy. Pamiętać trzeba o pięciu posiłkach. - Jest jeszcze jedna ważna sprawa - ćwiczenia siłowe. W przeciwnym razie można sobie tylko wyhodować brzuszek, a całą resztę ciała mieć dalej chudziutką - ostrzega.
Jak twierdzi Monika Dreger, osoby cierpiące na niedowagę powinny również informować swoich rozmówców, że ich sylwetka jest przyczyną stresu i bywa źródłem kompleksów. Powinny też ucinać wszelkie dyskusje i dać do zrozumienia, że to, co mówią, wynika z prawdziwej niechęci do wysłuchiwania cudzych poglądów na temat ich figury, nie zaś z kokieterii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl