Blisko ludzi"Gwałty wojenne są związane ze szczególnym okrucieństwem". Tak możemy pomóc ofiarom

"Gwałty wojenne są związane ze szczególnym okrucieństwem". Tak możemy pomóc ofiarom

Wiola Rębecka-Davie pomaga osobom, które doświadczyły gwałtu i tortur
Wiola Rębecka-Davie pomaga osobom, które doświadczyły gwałtu i tortur
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Wiola Rębecka-Davie
Iwona Wcisło
07.04.2022 14:34, aktualizacja: 07.04.2022 19:30

- Zwykle są to gwałty grupowe, powtarzalne, dochodzą do nich dodatkowe tortury, często odbywają się na oczach bliskich, dzieci - mówi Wiola Rębecka-Davie, która w rozmowie z WP Kobieta wyjaśnia, jak najlepiej pomagać ofiarom gwałtów wojennych. Ekspertka przestrzega również, czego pod żadnym pozorem nie powinniśmy robić ani mówić, by wtórnie nie traumatyzować tych osób.

Wiola Rębecka-Davie urodziła się w Warszawie, ale mieszka i pracuje w Nowym Jorku. Jest związana z Womens Therapy Centre Institute New York. Jako psychoanalityk realizuje projekt "Rape - a history of shame". Wydała książkę o tym samym tytule, w której znalazły się m.in. wywiady z ofiarami gwałtów z Rwandy, Konga, Kosowa, Ugandy, Sudanu, Kolumbii, Gwinei i Birmy.

Iwona Wcisło, WP Kobieta: Z każdym dniem dociera do nas coraz więcej doniesień o gwałtach w Ukrainie. Na co powinniśmy się przygotować w najbliższym czasie?

Wiola Rębecka-Davie: Ważne, by podkreślić, że wojna w Ukrainie nie zaczęła się w lutym, tylko trwa już osiem lat. I to nie jest tak, że dopiero teraz pojawiły się tam gwałty i tortury. One mają miejsce od 2014 r., ale od niedawna zaczęły zajmować uwagę opinii publicznej. Do lutego 2022 r. zanotowano oficjalnie ponad trzy tysiące przypadków gwałtów wojennych w Ukrainie. Trzeba jednak pamiętać, że tylko niewielki procent osób decyduje się na to, żeby je raportować, więc tak naprawdę jest ich o wiele więcej.

Każdy konflikt ma swoją dynamikę. W Ukrainie wszedł on w najbardziej brutalny etap, w którym doniesienia o morderstwach, torturach i gwałtach będą napływały w dużej liczbie. Nie da się jej przewidzieć, ale, choć to straszne, od samego początku było wiadomo, że do tego dojdzie.

24 lutego, w czwartek, wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę, a już w sobotę dostałam pierwszy telefon z informacją o uchodźczyni, która dotarła do Słowacji i potrzebuje pomocy. Kobieta została zgwałcona, ale udało jej się nagrać całą sytuację na telefonie, więc ważne było, by pomóc jej również zabezpieczyć dowody. A potem ruszyła lawina kolejnych doniesień. Spodziewam się, że będzie ich coraz więcej.

Czy gwałt wojenny różni się od niewojennego?

Różnica jest nie tylko na poziomie nazewnictwa. Gwałty wojenne są bowiem związane ze szczególnym okrucieństwem i uznawane za zbrodnię przeciwko ludzkości. Zwykle są to gwałty grupowe, powtarzalne, dochodzą do nich dodatkowe tortury, często odbywają się na oczach bliskich, dzieci.

Oczywiście gwałty niewojenne również są okrutne, ale w trakcie wojny mamy więcej dodatkowych elementów traumatyzujących. Wojna zawsze jest związana z traumą - nie tylko psychologiczną, ale też fizyczną, społeczną, kulturową i ekonomiczną. Towarzyszy jej silne poczucie straty: ludzie tracą bliskich, miejsce zamieszkania czy pracę. Poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności zostają zmiecione na każdym poziomie ich życia. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze okrutny gwałt.

Spotkałam się ze stwierdzeniem, że wiele kobiet bardziej boi się gwałtu wojennego niż śmierci. Ile w tym prawdy?

Niestety dużo. Do tej pory przeprowadziłam 230 wywiadów z ofiarami gwałtów wojennych w różnych strefach geograficznych i one wszystkie mówią, że dla nich wojna się nigdy nie kończy. Wiele z nich ma poczucie, że lepiej byłoby, gdyby nie żyły, bo niezwykle trudno jest im wrócić do normalnego świata, mając za sobą tak potworne doświadczenia. Często niemożliwe do wyrażenia słowami i podzielenia się nimi z innymi. Jeżeli kiedyś zostanie ogłoszony koniec wojny w Ukrainie, to nie znaczy, że osoby, które padły ofiarą gwałtu, automatycznie rozliczą się z tym traumatycznym doświadczeniem. Czeka jej wiele pracy, ale najpierw muszą być na nią gotowe.

Polską granicę przekroczyło ponad 2,5 mln uchodźców z Ukrainy, głównie kobiet z dziećmi. Z dużym prawdopodobieństwem możemy założyć, że są wśród nich ofiary gwałtu. Czy jesteśmy w stanie je rozpoznać, by im pomóc i przypadkiem nie skrzywdzić jeszcze bardziej?

Trauma różnie się manifestuje. Nie ma jednego sposobu zachowania w takiej sytuacji, dlatego nie ma prostej instrukcji, jak rozpoznać ofiarę gwałtu. Zachęcałabym jednak wszystkich, by nie zajmowali się tropieniem symptomów traumy gwałtu, bo to do niczego nie prowadzi i jest stratą czasu. Od tego mamy profesjonalistów, którzy są w tym kierunku przeszkoleni.

Jeżeli jednak coś nas niepokoi w zachowaniu drugiej osoby, to w pierwszej kolejności powinniśmy się zastanowić, czy przypadkiem nie zmagamy się z własnymi historiami. Gdy się z tym uporamy i intuicja podpowiada nam, że coś jest na rzeczy, to warto wprost zwrócić się do tej osoby i zapytać: "Czy mogę ci w czymś pomóc?", "Może potrzebujesz dodatkowego wsparcia, np. lekarza?". I ta osoba ma wybór. Może powiedzieć: "tak", "nie" lub "nie wiem".

Przyjmijmy, że usłyszmy "tak". Co powinniśmy zrobić?

Jeśli mamy przypuszczenie, że dana osoba mogła paść ofiarą gwałtu lub tortur, to najlepsze, co możemy zrobić, to zaoferować jej informację o dostępnych formach pomocy. Ale niezwykle ważne jest, by iść za potrzebami tej osoby. Jeśli poprosi nas o pomoc w znalezieniu prawnika, to nie zmuszajmy jej do wizyty u terapeuty. Pomóżmy z prawnikiem i, co najwyżej, poinformujmy o innych opcjach. Niczego nie narzucajmy, decyzyjność musi być po stronie tej osoby.

Syndrom gwałtu wojennego ujawnia się dopiero po jakimś czasie. Na ten moment w Polsce będziemy mieć głównie kontakt z osobami, które doświadczają aktywnej traumy po torturach albo przemocy seksualnej. Będą one w pierwszej kolejności potrzebowały pomocy medycznej i prawnej, a dopiero później psychologicznej. Żeby bowiem zajmować się psychiką, trzeba mieć zapewnione minimum poczucia bezpieczeństwa. Te kobiety będą szukać terapii, ale dopiero za jakiś czas.

Może się też zdarzyć, że osoby te będą w tak głębokim szoku, że nie będą w stanie mówić. Mogą płakać i zachowywać się w niezrozumiały dla nas sposób. W takiej sytuacji nie możemy zrobić nic więcej, jak posiedzieć z taką osobą, wysłuchać ją i przytulić. A potem zaproponować profesjonalną pomoc.

Zanim jednak zaoferujemy się do wysłuchania historii tej osoby, musimy być przygotowani, że będzie to coś przerażającego i szokującego. To są opowieści ciężkiego kalibru, z jakimi nie mieliśmy do tej pory do czynienia. Trudne jest nie tylko dzielenie się nimi, ale też ich słuchanie. To zostanie później z nami.

A co możemy zrobić, gdy ktoś powie "nie" lub "nie wiem"?

Gdy usłyszymy "nie", uszanujmy ten wybór! Oddawanie decyzyjności i wpływu na swoje życie osobom, które doświadczyły traumy jest częścią strategii ich leczenia. Wojna i gwałt wojenny pozbawiają ludzi możliwości decydowania o sobie - przychodzi machina, która zmiata wszystko, co znają. Potem próbują stopniowo odzyskiwać wpływ na życie, a narzucanie im czegokolwiek jest wtórną traumatyzacją. Natomiast, gdy usłyszymy "nie wiem", to może oznaczać, że osoba ta potrzebuje więcej czasu. Warto go jej poświęcić, bo może się okazać, że rzeczywiście przyda jej się pomoc.

Czego pod żadnym pozorem nie powinniśmy mówić i robić, gdy mamy do czynienia z ofiarą gwałtu wojennego?

Kluczowe jest, by takich osób nie zawstydzać, nie ośmieszać i nie udawać, że problem nie istnieje. Najgorsze rzeczy, jakie można w takiej sytuacji zrobić, to dawać rady typu: "Skup się na innych rzeczach" czy "Zajmij się pracą lub dziećmi". Albo mówić, że "Na wojnie to się zdarza", "Ciesz się, że żyjesz", "Po co o tym mówisz". To potęguje tylko uczucie osamotnienia i powoduje wtórną traumatyzację.

Wspomniała pani o konieczności uporania się z własnymi historiami. O jakie historie chodzi?

W Polsce jest bardzo wysoki poziom lęku związanego z zagrożeniem gwałtem. Doniesienia medialne na ten temat czy kontakt ze straumatyzowanymi osobami może aktywizować nasze własne traumy. Polska przeszła przez wiele wojen, w które jest wpisane doświadczenie przemocy seksualnej. Długo się o tym nie mówiło i dopiero niedawno zaczęło to się zmieniać. Mamy zatem do czynienia z traumą transgeneracyjną, która może się aktywizować w obliczu tego, co się dzieje. W ostatnich tygodniach dostałam wiele wiadomości o babciach i mamach, które nagle odmawiają jedzenia, kładą się do łóżka i mówią, że chcą umrzeć, żeby tylko nie przeżyć kolejnego razu, kiedy Rosjanie wejdą do Polski. Tak demonstruje się nieprzepracowana trauma.

Syndrom gwałtu wojennego ujawnia się po jakimś czasie. Jak on się przejawia?

Jak już wspomniałam, wojna dla osób, które doświadczyły tortur i gwałtu, nie kończy się momencie ogłoszenia jej końca. Zbierając wywiady do mojej książki, poznałam historie osób, które doświadczyły gwałtu, ale też zdecydowały się na emigrację. Powtarzał się tu jeden wątek - najważniejsze dla tych kobiet było zbudowanie od nowa swojego życia. Nauczenie się nowego języka, znalezienie pracy, domu i zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu. Dopiero, gdy udało im się to uzyskać, aktywizowały się i dochodziły do głosu wszystkie konsekwencje gwałtu wojennego w całej swojej złożoności. Mowa o traumie psychicznej, fizycznej i poczuciu straty na wielu płaszczyznach. Jedna z tych kobiet dopiero po 10 latach poczuła, że musi coś ze sobą zrobić, bo choć udało jej się wszystko przebudować, to nie była w stanie szczęśliwie żyć.

O gwałtach wojennych na kobietach do tej pory mówiło się bardzo mało, problem zamiatano pod dywan. Ale o gwałtach na mężczyznach mówi się jeszcze mniej. Co o nich wiemy?

Gwałt wojenny to temat, który wymaga pogłębionych badań, ale myślę, że on nie ma płci. Wszyscy są zagrożeni: kobiety, dzieci, mężczyźni i osoby nieheteronormatywne. Gwałt wojenny na kobietach ma miejsce w wielu różnych sytuacjach, natomiast do gwałtów na mężczyznach najczęściej dochodzi w sytuacji schwytania ich przez armię wroga. To część tortur, procedury łamania i uzyskiwania informacji. I tak też jest przez nich najczęściej raportowany.

Wstyd związany ze stygmatyzacją bardziej obciąża mężczyzn, dlatego rzadziej dzielą się swoimi historiami i podejmują pracę nad konsekwencjami gwałtu. Ale to się zmienia. Coraz więcej osób głośno mówi o przemocy seksualnej w trakcie wojny, a wśród nich coraz więcej mężczyzn.

Organizuje pani w Polsce pomoc dla ofiar gwałtów wojennych. Na jakiej zasadzie ona funkcjonuje?

Choć mieszkam i pracuję w Stanach Zjednoczonych, to było dla mnie oczywiste, że muszę się zaangażować w pomoc. Zorganizowałam w tym celu grupę specjalistów, którzy są przygotowani, by w Polsce oferować pomoc osobom, które jej szukają. W ciągu pięciu tygodni udało się zebrać psychoterapeutów, traumatologów - przygotowanych do pracy z traumą, oraz lekarzy - ginekologów rekonstrukcyjnych, ponieważ gwałt wojenny jest zwykle okrutny i wymaga często zabezpieczenia medycznego. Do projektu zaprosiłam też prawników, by pomagali zabezpieczać dowody w sprawie gwałtów i tortur, a później reprezentowali zainteresowane taką pomocą osoby przed trybunałem w Hadze.

Ponieważ Ukraińcy trafiają do różnych miejsc w Polsce, działamy online, dzięki czemu jesteśmy dostępni dla większej liczby osób. Oczywiście, jeśli ktoś potrzebuje pomocy medycznej, to musi się zgłosić do określonego punktu. Uruchomiliśmy adres e-mail, na który można zgłaszać potrzebę pomocy: afterwartrauma@gmail.com, a niedługo ruszy strona na Facebooku.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także