Kobiety-kameleony. One nie ujawniły wszystkich swoich tajemnic przed ukochanymi
Są w związkach od kilku lub nawet kilkunastu lat, a przy partnerach nie zawsze były sobą. Codziennie przybierały "gębę", jak u Gombrowicza, tylko po to, by nie przyznać się do swoich niedoskonałości. "Po co, skoro myśli, że jestem idealna?" – słyszę od Oli.
Przywdziewanie "gęby", jak w "Ferdydurke", potraktowały dosłownie. Dobrowolnie zbudowały relacje opierające się na zakładaniu masek. Dlaczego? Bo tak im łatwiej. Swoje historie zgodziły się opowiedzieć pod jednym warunkiem – chcą pozostać anonimowe. Obawiają się, że kłamstwo wyjdzie na jaw. Dlatego na ich prośbę zmieniłam imiona i nie podałam miejsca zamieszkania. I tak mamy Anię i Alę. Jedynie Weronika i Aleksandra otwarcie mówią, co zrobiły, bo uważają, że ich czyny są nieszkodliwe. Na wstępie jednak proszą, by ich nie oceniać.
"(Nie) gardzę papierosami"
50-letnia Ania za czasów studenckich była tzw. okazjonalną palaczką – dla towarzystwa podczas imprez, w trakcie sesji, bo stres, czy z koleżankami w pracy, by być na bieżąco z plotkami. Po kilku latach to okazjonalne palenie stało się nałogiem. – Nie wyobrażałam sobie porannej kawy "bez dymka" przed jedzeniem. Po też. Doszłam do momentu, że wypalałam paczkę dziennie. Problem pojawił się, gdy poznałam mojego przyszłego męża, który uważał, że palenie to jeden z najgorszych nałogów – wspomina kobieta.
Ania przeszło 20 lat temu obiecała mężowi, że nigdy więcej nie weźmie papierosa do ust. – Było mi cholernie ciężko. Nie chciałam rzucić palenia, bo po prostu to lubiłam. Próbowałam. Nie wyszło. Początkowo starałam się ograniczać. Paliłam tylko pod jego nieobecność. To było dość łatwe, bo często wyjeżdżał w delegacje – dodaje.
Po ślubie małżeństwo szybko doczekało się dziecka. Przez te kilka lat Ania nie paliła ze względu na jego dobro. Gdy syn podrósł, znów powróciła do nałogu. Śmieje się, że pomimo wieku czuje się jak w liceum. Sposoby na to, by rodzina się nie domyśliła, dopracowała do perfekcji.
– Obecnie palę tylko w pracy. Tyle że na zapas. Podczas dyżuru potrafię wypalić pół paczki. Po pracy zawsze się myję, szoruję zęby, odświeżam oddech i stosuję bardzo mocne perfumy. Czasami, gdy męża nie ma długo w domu, też mi się zdarzy… – wyjaśnia. Ania zdradza, że jej koleżanka ma podobną sytuację. Tyle tylko, że pali IQOS-a, więc łatwiej jej się pozbyć się swądu.
Hanna Hamer, doktor nauk humanistycznych i psycholog społeczna, wyjaśnia, że ludzie ukrywają swoje nałogi, bo boją się oceny innych. – Jest to silniejsze od niej, ale jednocześnie wstydzi się tego. Zdaje mi się, że ludzie mają sporo takich rzeczy, których nie chcą ujawniać innym, ponieważ stawia ich to w złym świetle – stwierdza.
Zobacz także: Współczesny mezalians. Klasy społeczne mają się świetnie
"(Nie) jestem świetną kucharką"
Kiedy Ala poznała swojego przyszłego chłopaka, powiedziała, że uwielbia gotować. Chłopak zaproponował więc na trzeciej randce, żeby wspólnie coś ugotowali. – Byłam przerażona. Nie wiedziałam, co zrobić. Przecież jedynie, co potrafiłam ugotować, to makaron i podgrzać sos ze słoika. Dlatego zamówiłam jedzenie z pobliskiej knajpy z indyjską kuchnią – wspomina z lekkim zażenowaniem.
Następnie wyrzuciła ślady zbrodni. Specjalnie kupiła jeszcze masalę i curry, włożyła fartuch i zostawiła patelnię namoczoną w zlewie. Mężczyzna przywitał ją słowami: "Naprawdę sama to wszystko przygotowałaś?". – Powiedział również, że muszę częściej gotować, bo nigdy nie jadł tak dobrego kurczaka. Myślałam, że spalę się tam ze wstydu. Obiecałam sobie, że nigdy więcej – wyjaśnia Ala.
Na obietnicy się jednak skończyło. Ala swojego ówczesnego chłopaka raczyła domowymi obiadami, które zabierała od mamy w słoikach albo kupowała w knajpkach. Klucz był jeden – muszą wyglądać tak, jakby sama je przygotowała.
Pytam, dlaczego brnęła w to zakłamanie. – Powiem ci szczerze, że nie wiem. Tak jakoś wyszło. Nie chciałam, by źle o mnie pomyślał, że nie potrafię zająć się domem – odpowiada. Związek Ali przetrwał dwa lata. Dziś wspomina go z uśmiechem na twarzy, bo jak mówi, opanowała sztukę planowania do perfekcji. Obiecała sobie jednak, że już nigdy więcej nie dopuści do takiej sytuacji.
– W tych poszczególnych przypadkach nie można użyć słowa "kłamstwo". Tutaj pasuje raczej zwrot: "Żołnierz dziewczynie nie skłamie, chociaż nie wszystko jej powie". To trochę oparte jest na tej zasadzie, że to, czego nie ujawniamy, poniekąd nie istnieje. To taki rodzaj myślenia magicznego. Jak struś, który pakuje głowę w piasek i uważa, że nie ma burzy piaskowej – stwierdza psycholożka.
Zobacz także: Patrycja ma siedem pierścionków zaręczynowych. Za każdym razem myślała, że to już ostatni
"(Nie) piekę"
Weronika z kolei udawała, że jest świetną cukierniczką. Wiedziała, że chłopak, z którym się spotyka, uwielbia ciasto czekoladowe. Postanowiła, że "upiecze" je na jego urodziny. – Mieszkałam wtedy ze współlokatorką. Zarówno ja, jak i ona, nie potrafiłyśmy piec. Powiedziała, żebym kupiła w cukierni, a w domu tylko posypała cukrem pudrem, aby wyglądał na domowy wypiek. Tak zrobiłam – przyznaje kobieta.
– Zapomniałyśmy tylko, że w naszym domu nie ma piekarnika! Do dzisiaj nie wiem, jak mi się to "upiekło". Ciasto zjadł ze smakiem, a na brak piekarnika nawet nie zwrócił uwagi – opowiada rozbawiona.
Jednak na tym nie koniec. Weronika wspomina jeszcze historię, którą opowiedziała jej mama. – Było to kilka dobrych lat temu w mojej rodzinnej miejscowości. Jej koleżanka była starą panną od dłuższego czasu. Poznała mężczyznę, który o wiele więcej zarabiał od niej. Ona jest farmaceutką, więc nie zarabiała kokosów, ale źle też nie. Jednak ukrywała przed nim, ile wynosi jej pensja – rozpoczyna 27-latka.
– Ponoć on robił zakupy tylko w delikatesach. Jej nie było na to stać, więc kupowała produkty w dyskoncie. Następnie wyrzucała opakowania i trzymała w woreczkach, żeby nie było widać, gdzie kupiła np. ryż. Nie wiem, jak dalej potoczyło się ta historia. Ani ja, ani mama już tam nie mieszkamy, ale do dzisiaj opowiadamy o niej przy rodzinnych spotkaniach – wyjaśnia kobieta.
Psycholog Hanna Hamer komentuje, że ukrywanie dla wielu osób nie oznacza kłamstwa, a naginanie rzeczywistości. Mówi, że takie kobiety często tłumaczą sobie, że to dla dobra partnera, żeby miał poczucie, że ma idealną partnerkę. A także po to, by pokonać ewentualne rywalki.
"(Nie) lubię sprzątać"
Aleksandra stara się, by jej partner zawsze widział ją zadbaną – z ułożonymi włosami i zrobionym makijażem. – Gdy jestem sama w domu, paraduję w dresie i rozczochrana. On kończy pracę o 18, więc punkt 17 rozpoczynam przygotowania – zwierza się kobieta.
Taką samą strategię stosuje w przypadku porządków domowych. – Przy chłopaku od razu zmywam naczynia, bardziej dbam o porządek. Mimo wszystko czuję się w jego towarzystwie bardzo dobrze. Mówię mu o wszystkim i niczego nie ukrywam. Oprócz tego, że nienawidzę sprzątać. Nie chcę po prostu, żeby źle o mnie pomyślał – wyjaśnia.
Aleksandra chce w oczach ukochanego być tą idealną. – Wydaje mi się, że te zachowania wynikają z wychowania. Gdy mieszkałam jeszcze z rodzicami, oczekiwali ode mnie perfekcji. Całe dzieciństwo słyszałam — co ludzie powiedzą – kwituje.
Psycholog tłumaczy, że zachowania tych kobiet wiążą się z niską samooceną. – Zwłaszcza jeśli chodzi o te walory zewnętrzne. Chcemy wydawać się piękniejsi niż jesteśmy naprawdę. Często nie doceniając wielu innych wspaniałych cech, które posiadamy. A szkoda. Po latach związku te walory zewnętrze schodzą jednak trochę na dalszy plan. Ważniejsze są cechy, które niekoniecznie sprzyjają namiętności czy intymności, lecz zaangażowaniu – podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl