Blisko ludziWspółczesny mezalians. Klasy społeczne mają się świetnie

Współczesny mezalians. Klasy społeczne mają się świetnie

Wiele osób uważa się za przedstawicieli klasy średniej. Jednak nie sam majątek klasę czyni. Inne kapitały kulturowe, społeczne i wreszcie te najbardziej widoczne – ekonomiczne, potrafią zniszczyć lub przynajmniej skomplikować związek. Zwłaszcza, gdy początkowa ekscytacja nową relacją opada.

Współczesny mezalians. Klasy społeczne mają się świetnie
Źródło zdjęć: © 123RF
Helena Łygas

12.07.2019 | aktual.: 19.07.2019 19:11

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kopciuszek to Superman dla dziewczyn. Podczas gdy chłopcy marzą o wybiciu się ponad przeciętność, dziewczyny chcą zostać dostrzeżone przez kogoś ponadprzeciętnego. A nawet jeśli nie chcą, są do tego socjalizowane.

Społeczeństwo stanowe to pieśń przeszłości, ale klasy społeczne mają się świetnie. I choć w demokratycznych społeczeństwach może się wydawać, że pochodzenie nie jest aż tak istotne, w przypadku związków często wyłazi to jak szydło z worka.

Czym Magda za młodu nasiąknie

Rafał poznał Magdę jeszcze na studiach. Oboje wybrali filologię angielską. On był z Poznania, ona z Wrześni. Zrobiła na nim wrażenie od pierwszych zajęć. Długie, wiecznie rozpuszczone włosy, zawsze w sukience i pełnym makijażu. Nie to co jego dotychczasowe koleżanki – raz w dresie, raz z tłustym koczkiem na czubku głowy i w brudnych adidasach.

Szybko okazało się, że Magda jest jedną z lepszych studentek. Zawsze przygotowana, prace roczne oddawała przed terminem. Rafałowi, który do rana czytał amerykańskie powieści skupowane na e-bayu, to imponowało. Nigdy nie był szczególnie zorganizowany.

Zaczęli się umawiać na drugim roku, a po obronie postanowili zamieszkać razem. Magda była przeszczęśliwa. Kupowała firanki, jakieś kocyki, zaczęła robić Rafałowi kanapki do pracy. Zaczęła też mówić o ślubie. Wspólnie planowali zaręczyny, rozmawiali o dziecku. Po pół roku coś zaczęło nie pasować Rafałowi.

- Wcześniej byliśmy typowo studenckim związkiem. Mieszkaliśmy oddzielnie, spotykaliśmy się w gronie znajomych albo chodziliśmy razem do kina, na koncert czy obiad. Kiedy już zamieszkaliśmy razem, Magda, która wcześniej przyjmowała moje propozycje z entuzjazmem, nie bardzo chciała się ruszać z kanapy. Jeśli gdzieś wychodziła, to na plotki i wino do koleżanek albo na hybrydę. Przy czym na paznokcie o wiele częściej niż do dziewczyn – opowiada Rafał.

Do 30-letniego dziś Rafała zaczęło docierać, że ta mądra Magda ze stypendium rektora i najlepszymi notatkami na roku, nie ma, lub przynajmniej nie przejawia, potrzeb intelektualnych. Jeśli coś czytała, to kolorowe magazyny typu "moda+gwiazdy", a jeśli oglądała, to seriale. Najczęściej amerykańskie sitcomy, w których główną bohaterką były kobiety.

- Jakoś po roku odkąd razem zamieszkaliśmy, wróciłem do domu, zobaczyłem, że Magda znowu ogląda swój serial i złapałem się na myśli: " zachowuje się jak własna matka" – mówi Rafał. Wtedy po raz pierwszy poczuł do Magdy niechęć.

To nie był komplement. Często odwiedzali rodzinę Magdy we Wrześni. Ojciec miał dużą firmę budowlaną, więc pieniędzy im nie brakowało. Matka skończyła technikum hotelarskie, ale po urodzeniu Magdy została w domu. Jeśli nie gotowała – rozwiązywała krzyżówki i oglądała seriale. Ona we Wrześni w telewizji, a jej córka w Poznaniu na komputerze. Magda była jedynaczką, rodzice trzymali ją krótko, miała przynosić najlepsze oceny i być pierwszą osobą z wyższym wykształceniem w rodzinie.

- Byliśmy razem jeszcze rok. Z każdym miesiącem coraz mocniej rozumiałem, że jesteśmy zupełnie różni. Nie mieliśmy o czym rozmawiać. Komunikowaliśmy się tylko w kwestiach około-domowych. Codziennie opowiadaliśmy sobie, co w pracy i tyle. Magda tego nie widziała, dla niej byliśmy parą idealną – wspomina Rafał.

Z perspektywy czasu widzi, że ten związek od początku nie miał większego sensu. Zakochał się w wymyślonej Magdzie. Piątki od góry do dołu, które brał za oznaki bystrości umysłu, były zwykłą chęcią wywiązania się ze swoich obowiązków. Magda chciała być nienaganna. Jeśli chodzi o wygląd, studia, prowadzenie domu.

U niej w domu nie dyskutowało się o niczym poza tym, co na talerzu albo tym, co w telewizji. Mimo świetnej sytuacji finansowej rzadko wyjeżdżali na wakacje. W Poznaniu oddalonym od Wrześni zaledwie o 50 kilometrów Magda była przed rozpoczęciem studiów tylko kilka razy.

Przeczytaj także:

Klasa średnia nie wystarczy

Julii koncepcja klas społecznych nieopartych wyłącznie na statusie materialnym nie była obca, ale nigdy nie sądziła, że trafi do środowiska, w którym to ona będzie z "tej niższej klasy". Ojciec był architektem, matka – nauczycielką rosyjskiego. Gdy Julia miała 9 lat, przeprowadzili się z bloku do domu z ogrodem pod miastem, kilka lat później zaczęli wyjeżdżać na wakacje za granicę. Julia chodziła na dodatkowy angielski, na zajęcia z salsy. Jej rodzice dorabiali się niemal "od zera". Są z awansu społecznego wykształconych jeszcze w Polsce Ludowej.

Co innego rodzice jej narzeczonego. Oboje z rodzin prawniczych z tradycjami. Tadek studiował w Wielkiej Brytanii, a jako dziecko zjeździł pół świata. Ojciec pracował w dyplomacji. Julii to imponowało, ale nie czuła się gorsza od chłopaka. No a potem poznała jego znajomych.

- Szybko zdałam sobie sprawę, że wszystko, co uważałam za osiągnięcia, na tle sukcesów tych ludzi wypada blado. Byłam dumna, że studiowałam na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale dla kogoś po Sorbonie czy uczelni Ivy League to prowincjonalny uniwerek. Zarabiam powyżej średniej krajowej, ale w tym towarzystwie to grosze. Kupiłam mieszkanie i ładnie je urządziłam, ale nigdy nie będzie to 120 metrów na Żoliborzu pełne designerskich dodatków – wylicza Julia.

Zaznacza, że nie uważa się za gorszą, to raczej poczucie bycia "nie na miejscu" w ich towarzystwie. Nikt nie potraktował jej źle, ale jednak nie potrafią się porozumieć.

Sama czuje się podobnie, gdy odwiedza rodziców i idzie na piwo z koleżankami z liceum. Większości z nich nie przyszło nawet do głowy wyjechanie z miasta, podobnie jak Julii nie przyszło do głowy wyjechanie z Polski. Kończyły studia na lokalnej uczelni, szybko wyszły za mąż i urodziły dzieci. Kiedy Julia słucha o kredytach na telewizor i marzeniach o all inclusive w Egipcie, czuje się jakby przyjechała z innej planety.

- Znajomi Tadka mieli oczywiście lepszy start niż ja. W niektórych przypadkach nawet nie tyle finansowy ile "mentalny". Dla nich studia za granicą były oczywistością, a nie trochę przerażającym i niepewnym przedsięwzięciem. Podobnie jak składanie pierwszego CV od razu do najlepszej i największej firmy w danej branży. Nie jesteśmy równi i nigdy nie będziemy. Wynosimy z domu inne modele zachowania, wartości, inny stopień pewności siebie i podejścia do pracy. Nie ma się o co gniewać – wzrusza ramionami Julia.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (441)