Patrycja ma siedem pierścionków zaręczynowych. Za każdym razem myślała, że to już ostatni
35-letnia Patrycja nie potrafi wyjaśnić, co takiego ma w sobie, że aż siedmiu mężczyzn chciało stanąć z nią na ślubnym kobiercu. Niektórzy oświadczali się już po kilku miesiącach znajomości. Dzisiaj została po nich jedynie zaręczynowa biżuteria.
Oświadczyny to bez wątpienia temat, który elektryzuje wiele kobiet. Opowieści o oczekiwaniu na tę wyjątkową chwilę, pomysły na jej aranżację czy wygląd pierścionka przewijają się na niejednym babskim spotkaniu czy na internetowych forach.
Tymczasem ja porozmawiałam z kobietą, która wzdryga się na samo słowo "oświadczyny". Przyznaje, że ma w domu już siedem pierścionków zaręczynowych. – Myślę, że mam pecha do facetów. Do tej pory zawsze trafiałam na takich, którzy nawet już po kilku miesiącach znajomości biegli do sklepu po pierścionek i proponowali wspólne życie do grobowej deski. A ja zawsze łudziłam się, że tym razem trafiłam na tego jedynego – opowiada Patrycja.
35-latka po raz pierwszy usłyszała magiczne: "Czy wyjdziesz za mnie?" ponad dekadę temu. – Wszystko przebiegło, że tak powiem, standardowo. Przyjęłam oświadczyny, później był ślub i próba budowania wspólnego życia – opowiada. – Niestety po dwóch latach dowiedziałam się, że mąż tuż przed naszym ślubem zrobił dziecko innej kobiecie. Co prawda to on złożył papiery rozwodowe, ale ja również nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy być dalej razem – dodaje.
Teraz, z perspektywy czasu, Patrycja widzi, jak traumatycznym przeżyciem był rozwód w wieku 26 lat. Jej zdaniem właśnie to wydarzenie sprawiło, że później szybko rozpoczynała i kończyła kolejne związki. – Nie jest łatwo młodej rozwódce ze złamanym sercem – zauważa.
Pół roku po rozwodzie kobieta związała się z nowo poznanym mężczyzną. – Był starszy ode mnie o 10 lat i czułam się przy nim pewnie i bezpiecznie – wspomina. – Oświadczył mi się już po trzech miesiącach. Byłam w szoku, ale nie zastanawiałam się, czy to odpowiedni moment. Chciałam być z nim i cieszyć się miłością – tłumaczy.
Do ślubu nie doszło, ponieważ cztery miesiące przed zaplanowaną uroczystością Patrycja dowiedziała się o istotnym szczególe z życia ukochanego. – Miał dziecko. Co prawda, w przeciwieństwie do poprzedniego partnera, pojawiło się ono na świecie na długo zanim my się poznaliśmy, ale jak miałabym wyjść za mąż za kogoś, kto zaczyna wspólne życie od takich tajemnic? – pyta.
Wtedy rozczarowana Patrycja wpadła w ramiona swojego przyjaciela z dziecięcych lat. – Wiem, że takie pocieszanie się nie jest rozsądne, ale gdy człowiek jest zraniony, to szuka wsparcia – wyjaśnia. W tym przypadku miłość była jednostronna. On kochał ją, ale ona jego nie. – Całą uwagę i czas skierowałam na pracę. Wolałam skupić się na rozwijaniu kariery niż na kolejnej próbie budowania rodziny. Zdziwiłam się, gdy wyjął przede mną pierścionek. Nie chciałam go przyjmować, ale nie potrafiłam odmówić – tłumaczy. Patrycja zgodziła się, ale szybko zerwała zaręczyny. – To po prostu nie miało sensu – dodaje.
Partnerzy z internetu
Wtedy zrozumiała, że musi, chociaż na jakiś czas, wyrwać się ze swojej codzienności. Zmienić otoczenie, żeby nabrać dystansu i spróbować żyć inaczej niż do tej pory. – Miałam dosyć wszystkiego. Zakończenie kolejnego związku zbiegło się w czasie z zawirowaniami w pracy, więc bez głębszego zastanawiania się spakowałam walizkę i kupiłam bilety na Kubę – wspomina.
To tam nastąpiły oświadczyny numer cztery. Jednak Patrycja przyznaje, że tym razem od początku podchodziła do wszystkiego z przymrużeniem oka. – Banalna historia. Poznałam pewnego Kubańczyka. Zauroczyliśmy się sobą. Po kilku miesiącach wróciłam do Polski i relacja wygasła w sposób naturalny – wyjaśnia.
Po powrocie do ojczyzny kobieta przeprowadziła się z rodzinnego Olsztyna do Warszawy. Oddzieliła przeszłość grubą kreską. Zaczęła nowe życie i nową pracę w stolicy.
Zmienił się też sposób nawiązywania znajomości. Patrycja założyła konta na różnych portalach randkowych i w ten sposób umawiała się na spotkania. – Długo pisałam z pewnym warszawiakiem. Gdy w końcu zaczęliśmy się spotykać, nie byłam podejrzliwa. Co prawda zauważyłam, że on czasem ma problemy w łóżku, ale nie wzbudzało to moich podejrzeń. W końcu dużo pracował i był wiecznie przemęczony – tłumaczy.
Po dwóch latach związku mężczyzna zaproponował małżeństwo. Patrycja po raz piąty została narzeczoną i szybko zaczęła planować ślub oraz przyjęcie weselne. Plany pokrzyżowały nasilające się problemy w sferze seksualnej. Kobieta ucina ten wątek krótkim: "Ten związek nie miał perspektyw na przyszłość".
Patrycja nie chce zagłębiać się w narzeczeństwo numer sześć. – Jak to mówią, różnica charakterów – wzrusza ramionami i od razu przechodzi do ostatniego związku. – Tutaj mam więcej do opowiadania, bo doszło do ślubu. I to na Sycylii – wyjawia.
Para poznała się na Tinderze. Patrycja nie szukała kolejnego narzeczonego, a raczej kogoś, z kim mogłaby spędzać wolny czas. Trafiła jednak na Włocha z korzeniami meksykańskimi, który od początku wspominał, jak bardzo marzy mu się posiadanie żony i dużej rodziny. – Jak można się domyślić, przyjęłam oświadczyny – mówi z uśmiechem.
Ślub odbył się jesienią ubiegłego roku. Tydzień wcześniej nastąpiło zapoznanie rodziców narzeczonych. Podczas rodzinnego obiadu wybranek Patrycji oficjalnie ogłosił, że zamierza przeprowadzić się na stałe do Polski. – I się zaczęło. Jego matka wpadła w szał i praktycznie z dnia na dzień zaczęła symulować najróżniejsze choroby. A co on zrobił? Oczywiście podkulił ogon i był na każde jej skinienie. Wzięliśmy ślub, ale do dzisiaj nie potrafimy się dogadać. Nie wiem, jak to się skończy – przyznaje rozżalona.
Na koniec pytam Patrycję, co zrobiła z pierścionkami zaręczynowymi. Kobieta wstaje, zaczyna szperać w szkatułkach i wyciąga biżuterię. Siedem pierścionków i dwie obrączki. – Nie wyrzuciłam. Chociaż tyle mi zostało po tych wszystkich miłościach – puentuje.
.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl