Kobiety motornicze. Stalowe nerwy, uwagi pasażerów i nagłe przypadki
Wstają przed świtem, gdy ich rodziny jeszcze śpią. Albo wracają do domu w środku nocy. Taka praca. Trzeba być na terenie zajezdni o wyznaczonej porze, na przykład o 4.00 rano. Ale nie to jest najtrudniejsze w tym fachu. Największe wyzwanie to codzienna odpowiedzialność i stres. Trzeba mieć stalowe nerwy i podzielną uwagę, to przydaje się w czasie jazdy zatłoczonymi ulicami.
25.11.2016 | aktual.: 08.06.2018 14:50
Kobiet w tym zawodzie jest mniej niż mężczyzn, w samych tylko Tramwajach Warszawskich na 1370 motorniczych jest 319 pań. Czy płeć ma jakieś znaczenie w tej pracy? Czy kobietom jest łatwiej czy trudniej niż mężczyznom? O to między innymi pytamy w Święto Tramwajarza.
Jeżdżę i śpiewam
Aneta Endzel jeździ stołecznymi tramwajami od 20 lat. Początkowo nic nie wskazywało, że to będzie jej stała praca.
- Mój dziadek przed wojną był motorniczym, tata skończył wydział samochodowy na Politechnice. Do aut zawsze mnie ciągnęło, już jak dziecko podkradałam ojcu kluczyki i jeździłam, ile się dało. Chciałam iść do pracy w straży miejskiej, ale kolega, który jeździł autobusami, zaczął mnie przekonywać, że tramwaj jest lepszym pomysłem. Tłumaczył: po co będziesz na jakichś krawężnikach wystawać, w kabinie tramwajowej będzie ciepło, nikt nie będzie się do ciebie wtrącał, praca siedząca, wygodna. Zdecydowałam się, kurs zrobiłam w dwa miesiące, zdałam egzamin jako jedna z najlepszych. Czułam ogromną satysfakcję.
Opinie kolegi o wygodzie pracy w tramwaju potwierdziły się tylko częściowo. Faktycznie, jest ciepło, ale nie można powiedzieć, że to łatwe zajęcie. Trzeba mieć siłę, także fizyczną. I potrafić wypoczywać między dyżurami, bo niewyspany motorniczy to murowane kłopoty.
- Pracuję zwykle wcześnie rano, zaczynam około 4.00, czasem o 6.00. Bywa, że najpierw jeżdżę tramwajem, potem zajmuję się domem i trochę odpoczywam, a wieczorem idę na próbę chóru.
Śpiew to życiowa pasja pani Anety. Śpiewa od dziecka, w przedszkolu występowała na wielu uroczystościach i akademiach, jako 5-latka trafiła do Centralnego Zespołu Artystycznego Związku Harcerstwa Polskiego. Próby odbywały się w gmachu Teatru Wielkiego, członkowie chóru występowali w przedstawieniach operowych, były wyjazdowe występy i oczywiście obozy harcerskie. W 1981 roku, po ogłoszeniu stanu wojennego, działalność zespołu została zawieszona. Pani Aneta chodziła do szkoły muzycznej, do klasy fortepianu, pasjonowała się też choreografią. Jej marzeniem było zostać śpiewaczką operową, ale plany pokrzyżowały nawracające infekcje gardła. Zdała więc na politechnikę, na wydział mechaniki precyzyjnej.
Na zdj: Aneta Endzel, Tramwaje Warszawskie (fot. E.Rogala)
Wiedza z przerwanych po roku studiów przydała się w tramwajarskiej pracy. Choć początkowo plan był taki, że pani Aneta popracuje 5 lat, potem zostanie instruktorem albo pójdzie do dyspozytorni. Jednak została mamą, po macierzyńskim i wychowawczym korciło ją, żeby wrócić na studia, ale koledzy wybili jej z głowy te wszystkie pomysły.
Dziś okazuje się, że mieli sporo racji – w pracy motorniczego łatwiej dopasować dyżury do swoich możliwości i sytuacji rodzinnej. No i jeszcze ten chór – gdyby Aneta Endzel pracowała jako dyspozytorka, na pewno nie mogłaby sobie pozwolić na częste próby i koncerty.
- Bardzo lubię pracę motorniczej, a śpiewanie kocham. Od 6 lat regularnie spotykamy się z członkami chóru, mamy próby, koncertujemy, startujemy w konkursach. W miniony weekend zdobyliśmy na festiwalu chóralnym w Łodzi (Cantio Lodziensis) I miejsce w kategorii „gospel i muzyka rozrywkowa”. Jeździmy też z występami za granicę, nagraliśmy płytę. To jest coś, co uwielbiam robić w czasie wolnym.
Bezpieczna jazda
Basen, spacery, medytacja – tak spędza wolne chwile Joanna Celej, warszawska motornicza z 22-letnim stażem. Podkreśla, że za nic na świecie nie zamieniłaby się, bo kocha tę pracę. Nigdy też nie miała wątpliwości, że robi dobrze, choć w jej rodzinie nikt wcześniej nie pracował w komunikacji miejskiej.
- Praca w tramwajach jest dość ciężka, ale nie ma co narzekać. Nie wiem, czy kobietom jest tu łatwiej, czy trudniej, to zależy od sytuacji, w jakiej się znajdziemy. I od wielu różnych czynników, na które nie mamy wpływu. Pasażerowie są różni, ale ja nie mam z nimi problemu, zawsze staram się łagodzić konflikty, jeśli jakieś są. Taka już jestem, nie lubię się kłócić, wolę spokojnie dojść do porozumienia.
Tramwaje Warszawskie szykują się właśnie do jubileuszu 150-lecia, ale kobiety musiały długo czekać, zanim pozwolono im pokierować wielotonowymi pojazdami. Dziś ich widok już nie dziwi, ale na początku ubiegłego stulecia wzbudzały niemałą sensację. To co nie zmienia się od lat, to skupienie i spokój, tak charakterystyczne dla tramwajarek. Instruktorzy zajmujący się szkoleniami motorniczych przyznają, że panie są bardziej opanowane i mniej podatne na stres, co przydaje się w codziennym ruchu miejskim, zwłaszcza w godzinach szczytu.
Nagłe sytuacje
- W naszej rodzinie to już tradycja: rodzice jeżdżą tramwajami, brat też jest motorniczym - wylicza Elżbieta Barcińska, pracująca w Zakładzie Komunikacji Miejskiej w Gdańsku. Ona też jest przekonana, że najważniejsze w tramwajarskiej pracy są kwalifikacje. Pod tym względem kobiety nie ustępują mężczyznom. W Gdańsku co czwarty motorniczy jest płci żeńskiej, pań jest ponad 70. Ich średnia wieku to 41 lat, staż co najmniej 9-letni (są i takie, które pracują w ZTM ponad 30 lat). Co ciekawe, w Gdańsku kobiety kierowały tramwajami już przed wojną, tymczasem za kierownicą autobusów miejskich usiadły dopiero w latach 90.
Dorota Kaczmarek, motornicza z MPK Poznań
Opanowanie i spokój przydają się w tramwajarskiej pracy, a także w nagłych sytuacjach, których nie brakuje podczas codziennych kursów. Kilka miesięcy temu w Poznaniu głośno było o dzielnej motorniczej, która o 6 rano pomogła odebrać poród. Samochód z rodzącą kobietą zatrzymał się w pobliżu tramwajowej zajezdni, gdzie była akurat na dyżurze pani Dorota, z wykształcenia położna, na co dzień pracująca w poznańskim MPK. Pomogła odebrać poród i fachowo podwiązała pępowinę noworodka. Sytuacja wyglądała na dramatyczną, ale zakończyła się szczęśliwie.
Z pasażerem za pan brat
Z kim wolą podróżować mieszkańcy Warszawy, z kobietą czy mężczyzną-motorniczym? "Trudno powiedzieć" - przyznaje pani Aneta. Ona sama widziała wiele i sporo wie o ludziach, których wozi codziennie.
- Wszystko zależy od kultury osobistej. Jeden człowiek będzie odnosił się do innych gburowato i to bez znaczenia, czy jest przed nim kobieta, czy mężczyzna. Inny będzie miły, niezależnie od płci osoby kierującej tramwajem. W Warszawie sporo jest rozpychania się i zwracania uwagi, narzekania, a to na temperaturę, a to na tempo jazdy. Ja staram się podchodzić do tego spokojnie, zwykle udaje mi się jakoś opanować sytuację.
Bywają bardzo miłe momenty, gdy pasażerowie dziękują za pomoc, za otwarcie drzwi czy pomoc przy wyjściu z tramwaju albo za wskazanie drogi. Często przychodzą maile z pochwałami i gratulacjami. Zdarzają się też uwagi, ale tych jest znacznie mniej.
A jak wyglądają zawodowe relacje między kobietami-motorniczymi? Czy rywalizują między sobą?
- Raczej się lubimy i dobrze się dogadujemy. Każda ma swoje życie, swoje problemy, jednak staramy się nie przynosić ich do pracy – mówi Aneta Endzel.
Ona zaraz po pracy jedzie do domu, jeszcze tego samego dnia ma próbę chóru. Dzień bywa za krótki, rano znów trzeba będzie jechać do tramwajowej zajezdni.
25 listopada przypada dzień Św. Katarzyny. Jest ona patronką między innymi tramwajarzy.