Kobiety nieustannie są oceniane. Każda ma prawo decydować o swoim wyglądzie
"Nazwali mnie brudnopisem, bo mam tatuaże", "Nazwali mnie tapeciarą, bo mocniej się pomalowałam", "Mama kazała mi się malować. Mówi, że bez makijażu, nie wyglądam, jak dziewczyna", "Piszą, że jestem pustakiem, bo mam blond włosy". Takie historie usłyszałam, gdy zapytałam kobiety, czy kiedykolwiek były dyskryminowane ze względu na wygląd.
Alicia Keys w refrenie piosenki "Girl can't be herself" wyśpiewuje: "Kiedy dziewczyna nie może już być sobą, po prostu chcę płakać, chcę płakać nad światem". Z jednej strony mówi się o ciałopozytywności i o tym, że każdy może wyglądać jak chce i być kim chce. Z drugiej pojawia się hejt. Hejt na osoby, które się nie malują, hejt na osoby, które malują się zbyt mocno. Promując jedną ideę, dyskryminujemy tych, którzy się w nią nie wpisują.
Marieta Żukowska zaatakowana przez obserwatorki
Coraz więcej gwiazd staje w obronie naturalnego piękna. Marieta Żukowska na swoim profilu na Instagramie opublikowała grafikę o treści: "Jestem zagrożonym gatunkiem kobiet: mam własne paznokcie, włosy, brwi, rzęsy, usta i cycki".
Post spotkał się z dużym odzewem ze strony płci żeńskiej. Niektóre panie poczuły się urażone: "'…i jestem lepsza od tych wszystkich kobiet, które zmieniają w sobie cokolwiek z wymienionych'. Mega słaby przekaz tego postu. Życzę ci życzliwości i akceptacji dla wszystkich, którzy mają inne wybory (przy czym jednocześnie nie krzywdzą innych)".
Uważają, że zagrożony gatunek kobiet to ten, który nie ocenia innych. Atakują wręcz aktorkę: "Farbuje włosy i robię hybrydy, jestem gorsza od naturalnych kobiet? Nie sądzę. Te wymalowane ze sztucznymi rzęsami, cyckami, ustami też nie są gorsze!".
Żukowska odniosła się do tych zarzutów, pisząc w kolejnym poście, że "każda kobieta jest piękna i niepowtarzalna, niezależnie od wszystkiego... Czy jest większa, czy mniejsza... Czy wyższa, czy niższa... Czy ma rzęsy doczepione, czy ich nie ma czy ma. I niech sobie robi, co chce! Chciałabym was tylko zachęcić do takiego myślenia, że każda inność jest warta wszystkiego, na każdą 'niedoskonałość' można popatrzeć z czułością i uśmiechnąć się do siebie, ale jeśli coś innego ma wam poprawić humor to też ok, bo przecież szczęśliwe jesteśmy najpiękniejsze! Jeżeli wcześniejsza ironia was obraża - przepraszam, nie to było moim celem".
Nie każda czuje się dobrze bez makijażu
Moja redakcyjna koleżanka Ola Hangel podjęła wyzwanie, które rzucił jej nasz kolega. Przez cały miesiąc chodziła bez makijażu. Gdy dziś zapytałam ją o to, czy zmagała się z nieprzyjemnymi komentarzami, zaśmiała się. Powiedziała, że na początku większość znajomych reagowała na jej nagą cerę zdziwieniem. Pytali też, czy jest chora. Jak tłumaczy, czuła się wtedy bardzo zawstydzona, ale nie zszokowana. Wiedziała, że na co dzień znali ją w bardzo charakterystycznej postaci - zwykle miała bardzo mocno podkreślone oczy, każdego dnia inny kolor szminki.
- To się nie mogło inaczej skończyć. Przyzwyczaiłam ich do tego. Ale po około 2 tygodniach mojego wyzwania głosy zaczęły się zmieniać. Wiele osób zaczęło zwracać uwagę na to, że mam ładną, promienną cerę, że wyglądam przyjaźniej. Ale jak można było się spodziewać, pierwszego dnia po wyzwaniu zrobiłam piękne smokey eye. Zmieniło się tylko jedno - nie czuję się niewolniczką makijażu. Czuję się tak samo pewnie, gdy jestem naturalna, ale także gdy tapetę można odwiercać dłutem. Kocham makijaż oraz to, co możemy dzięki niemu osiągnąć. Po co się przywiązywać do jakichś "wersji siebie". Każda z nas może być taka, jaka chce. O to tu chodzi - mówi.
Oczywiście podziwiam ją za odwagę i za to, że dumnie pokazuje swoje niedoskonałości, ale nie każda kobieta ma w sobie tyle siły, żeby to zrobić. Z drugiej strony te, które malują się zbyt mocno, również są oceniane, co widać w komentarzach pod postem Żukowskiej. Sama z resztą prędzej wyszłabym na ulicę niepomalowana niż w ostrym makijażu.
Chociaż na co dzień nakładam na twarz znikomą ilość kosmetyków, to wielokrotnie kupowałam kolorowe palety cieni czy szminek. A później kilka minut przed wyjściem z domu ścierałam makijaż, na który miałam ochotę w obawie, że jeśli pokażę się tak na ulicy, zostanę nazwana "pustakiem".
Przecież to, czy na moich ustach będzie czerwony, różowy czy jakikolwiek inny kolor, powinno być wyłącznie moją decyzją. Nikt nie ma prawa rzucać mi krzywych spojrzeń tylko dlatego, że będę wyglądać inaczej niż zwykle. Nikt nie ma prawa oceniać mnie tylko na podstawie wyglądu. A to niestety się zdarzało...
Przed Sylwestrem kilka lat temu znajoma namówiła mnie na zagęszczenie rzęs. Uczyła się w szkole kosmetycznej i potrzebowała kogoś, na kim będzie mogła wykonać zabieg. Zgodziłam się, bo pomyślałam, że skoro zbliża się impreza sylwestrowa, to mogę sobie na to pozwolić. Kiedy zobaczyłam efekt, byłam zadowolona, jednak po powrocie do domu zaczęłam zastanawiać się nad tym, co powiedzą moi znajomi i jak mam pokazać się na uczelni.
Nie mogłam doczekać się dnia, kiedy się odkleją. I oczywiście dopóki to się nie stało, musiałam znosić wszystkie docinki typu "ale szczoty" albo "kurz osadza ci się na rzęsach". Drugi raz bym tego nie zrobiła. Tym bardziej podziwiam dziewczyny, które wychodzą z domu w ostrym makijażu i nie obchodzi ich to, co mówią inni.
Zauważyłam powszechnie panujące przekonanie, że jeśli zbyt wielką wagę przykładasz do swojego wyglądu, to automatycznie jesteś głupia. Często dziewczyny naturalne były na studiach czy w szkole traktowane przez wykładowców poważniej niż te w makijażu, a niejednokrotnie to te drugie miały więcej do powiedzenia.
Zobacz także: Anna Puślecka w bardzo mocnym wpisie. Obnażyła ciało i najważniejsze "grzechy" systemu
Oceniamy książkę po okładce
Żyjemy w czasach, w których coraz większy nacisk kładzie się na tolerancję, a jednak chamstwo wychodzi z nas przy każdej okazji. Kobiety powinny się wspierać, nie atakować. Starać się zaakceptować to, że jedna z nas dobrze czuje się w swoim ciele i bez makijażu, a druga go potrzebuje, żeby zyskać pewność siebie. Szczucie się nawzajem pokazuje jedynie to, jak mało mamy dystansu do siebie.
Czasem słyszę historie kobiet, które powiększyły sobie biust, dlatego że były wyśmiewane i nazywane przez facetów "deską". Słyszę historie kobiet, które doczepiły sobie włosy, bo ich naturalne były słabe i wypadające. I chociaż chciały pozbyć się nadawanych im przydomków, to "deska" zamieniła się w "plastikową lalę". I po tym, co zobaczyłam w komentarzach pod postem Żukowskiej, nie dziwię się temu ani trochę. Bo wyjątkowo potrafimy wytykać sobie wady.
Żukowska podkreśliła w dodanej przez siebie grafice to, że jest naturalna i jest jej z tym dobrze. Pisała o sobie. Nikogo nie atakowała. To w komentarzach wylał się jad. Kobiety naturalne uderzały w te z powiększanymi ustami. Te z powiększanymi ustami, uderzały w Żukowską, że są dyskryminowane. Wywołała się instagramowa wojna i konkurs na to, kto komu mocniej dopiecze. Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać...
Polki zawsze znajdą odpowiedni epitet, żeby sobie dogryźć. Uważamy się za wszechwiedzące i mogące oceniać innych, a przecież każda z nas ma prawo robić ze swoim wyglądem, co tylko jej się podoba.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl