Kochanek matki dla polskich rodzin to nie człowiek. Nawet na pogrzebie
Po śmierci Agnieszki Kotulanki zaczęła się nagonka na jej byłego partnera, Pawła Wawrzeckiego. Na pogrzebie niektórzy nie kryli, że jego obecność nie jest mile widziana. Tymczasem aktor był częścią jej życia, a co za tym idz miał prawo ją pożegnać. I to wcale nie mniejsze niż rodzina.
28.02.2018 | aktual.: 28.02.2018 21:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ta nagłośniona przez media sytuacja nie jest wcale przypadkiem odosobnionym. Mamy ogromny problem z "nieślubnymi" partnerami - prywatnie i jako społeczeństwo. I to nawet w sytuacji tak trudnej, jak pogrzeb. Ceremonia nie jest wyłączną własnością najbliższej rodziny, ale raczej szansą na symboliczne pożegnanie ze zmarłym. Niezależnie kim dla nas był i w jakich okolicznościach ta relacja się skończyła.
Agnieszka i Paweł poznali się w jednym z warszawskich teatrów, w czasach, w których o romansach aktorów nie rozpisywały się jeszcze portale plotkarskie. Ona wróciła z emigracji w Kanadzie z dwójką dzieci, ale już bez męża. On był z Barbarą Winiarską, siostrą serialowej przyjaciółki Agnieszki w serialu "Klan", Marii Winiarskiej wcielającej się w postać Uli. Paweł nie chciał odchodzić od żony, ta jednak zmarła nieoczekiwanie w 2002 roku. Paradoksalnie po śmierci Barbary para zaczęła się od siebie oddalać, żeby rozstać się w 2005 roku.
Chcieliśmy opowiedzieć tę historię inaczej, z udziałem Pawła Wawrzeckiego, jednak aktor w rozmowie telefonicznej zaznaczył, że nie jest to moment, w którym chciałby udzielać jakichkolwiek komentarzy. O tym, dlaczego "kochanek czy kochanka na pogrzebie" budzą w nas tak skrajne emocje, rozmawiamy z psycholożką i psychoterapeutką, Martą Abramowicz.
Helena Łygas, WP Kobieta: Łatwiej pojednać się z nieakceptowanym partnerem rodzica nad grobem?
Widzi pani – i tak i nie. Z jednej strony w obliczu śmierci jesteśmy bezbronni, myślimy o kruchości ludzkiego życia, nieuchronności końca. Zdajemy sobie sprawę, mówiąc odrobinę wzniośle, co to znaczy być człowiekiem. To może sprawić, że dawne konflikty, niezabliźnione rany przestają mieć dla nas znaczenie. Patrzymy z nowej perspektywy, jesteśmy skłonni wybaczać i zdobyć się na tolerancję, na którą nie było nas stać wcześniej.
Z drugiej śmierć kogoś bliskiego jest jednym z najtrudniejszych doświadczeń i bywa, że nim przychodzi czas na refleksję, zasklepiamy się w swoim cierpieniu. Zastępujemy je wściekłością, bo z tą niekiedy łatwiej sobie poradzić. Czujemy się irracjonalnie skrzywdzeni, a dawne urazy wydają się jeszcze jaskrawsze.
A co z dalszymi krewnymi, którzy nie potrafią zachować się godnie w obliczu spotkania z nielubianą czy nieakceptowaną osobą podczas pogrzebu? Skąd u nich biorą się silne reakcje?
W rodzinach plotkuje się wcale nie mniej niż w obrębie innych relacji międzyludzkich, tylko najczęściej nie określa się wtedy tej wymiany informacji opatrzonej komentarzem mianem "plotki". Członkowie rodziny, nawet takiej, która nie spotyka się co tydzień na niedzielny obiad, przeważnie doskonale wiedzą, co u kogo słychać.
W obrębie rodziny często funkcjonuje kolektywna opinia na temat relacji danej osoby. Dlatego w konflikt, dajmy na to, dzieci z nowym partnerem matki, dalsi krewni są wtajemniczeni, a co za tym idzie – mają swoją opinię. Takie demonstrowanie niechęci bywa też niekiedy rodzajem aktu rodzinnej solidarności.
Coraz więcej mamy w Polsce rodzin patchworkowych, w tej skali to zjawisko stosunkowo nowe. Może stąd bierze się nieumiejętność zachowania w tak trudnych sytuacjach? Nie mamy pojęcia, jak powinniśmy się zachować, więc dajemy ponieść się emocjom. Nie zawsze tym dobrym.
Dla mnie, jako dla psycholożki, nie jest to absolutnie kwestia savoir-vivre'u. Każdy ma prawo do przeżywania emocji po swojemu, a już zwłaszcza tak trudnych. Upychanie ich w ramy tego, co wypada, a co nie, może być zamachem na własną psychikę. Oczywiście w sytuacji idealnej przeżywanie emocji powinno zawierać obostrzenie "w sposób, który nie rani innych osób". Jesteśmy świadkami olbrzymich i bodajże najszybszych w historii zmian w relacjach międzyludzkich, w tym tych rodzinnych.
Myślę, że niebawem będziemy na tematy takie jak pogrzeb w nieakceptującej się rodzinie patchworkowej rozmawiać bardzo dużo jako społeczeństwo, więcej będzie takich tematów w mediach, a co za tym idzie w obliczu takiej sytuacji będziemy na ten temat jakieś racjonalne przemyślenia i nie będziemy musieli być ślepymi niewolnikami emocji. Dyskusje na trudne tematy są bardzo potrzebne, oswajają nas z sytuacjami, o których sami z siebie byśmy nie pomyśleli, ale w obliczu których możemy niespodziewanie stanąć. Konflikty na pogrzebie będą dotyczyły przecież nie tylko rodzin patchworkowych, ale też np. osób homoseksualnych, których bliscy nie akceptowali ich związku.
Zastanawia mnie, skąd biorą się niesnaski na pogrzebach, w sytuacjach, w których w przeszłości nie doszło do żadnych traumatycznych zdarzeń. Moją przyjaciółkę wychowywała matka, która wcześnie rozstała się z jej ojcem. Potem ułożyła sobie powtórnie życie, ale niejako poza domem. Wiadomo było, że jest "jakiś pan", z którym jeździ na wakacje, czasem spotyka się po pracy, ale nic więcej. Dodam, że bynajmniej mojej przyjaciółki nie zaniedbywała, to raczej on był zawsze na drugim planie. Kiedy zmarła, ten mężczyzna pojawił się na pogrzebie. To strasznie zirytowało moją przyjaciółkę, która nie tylko nie zaprosiła go na stypę, ale nawet nie chciała informować o śmierci mamy. Nikt mu tam ręki nie podał.
W opisanej przez panią sytuacji chodzi o sposób funkcjonowania w jej życiu partnera matki. Nawet jeśli ani jako dziecko, ani jako osoba dorosła nie miała żadnego sprecyzowanego żalu w stosunku do partnera matki, to przez lata trwała w sytuacji odrobinę schizofrenicznej. Zdrowe relacje rodzinne opierają się nie tylko na miłości, ale też na prawdzie i zaufaniu. Jeśli coś jest w rodzinie tabu, o którym po prostu "się nie mówi", to bardzo trudno to potem przełamać. To trochę jak z tabu w społecznościach pierwotnych. Odczuwamy lęk, ze swej natury irracjonalny, przez co jednak wcale nie mniej silny. Pani znajoma przez lata była uczona określonego zachowania przez matkę i na jej pogrzebie zachowała się w stosunku do jej partnera tak, jak ją nauczono. On "złamał zasadę" i być może to było powodem irytacji.
Co w sytuacji, w której odczuwamy w stosunku do osoby bliskiej zmarłemu silną niechęć? Warto zmuszać się do rozejmu i rozmowy?
Uogólniając – tak, jeśli dużo myślimy o tej osobie i jej relacji ze zmarłym. Jeśli czegoś nie rozumiemy, coś boli nas na tyle, że spędza nam sen z powiek. Trudne emocje zawsze lepiej omówić niż dusić w sobie. Oczyścić sytuację, tak, żeby za 20 lat nie żałować, że się tego nie zrobiło.