"Konkurencja jest ogromna". Rośnie liczba salonów piękności
- W ciągu ostatnich dwóch miesięcy otworzyły się trzy chińskie salony, jeden obok drugiego. Konkurencja jest straszna - mówi Patrycja Pęcak, właścicielka salonu fryzjersko-kosmetycznego Pilniczek w Warszawie. Tylko w 2024 r. w Polsce pojawiło się aż 15 tys. nowych salonów urody.
W Polsce rośnie zapotrzebowanie na usługi beauty. Według raportu firmy analitycznej Dun&Bradstreet, w 2024 roku w Polsce otwarto aż 15 tys. nowych salonów urody. W naszym kraju funkcjonuje obecnie ponad 130 tys. salonów oferujących usługi fryzjerskie, kosmetyczne, stylizację paznokci oraz SPA.
Z badań przeprowadzonych przez Quality Watch na zlecenie Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor wynika, że na zabiegi kosmetyczne i fryzjerskie wydajemy więcej niż na kulturę, rozrywkę czy jedzenie na mieście.
Jak grzyby po deszczu
Jeszcze kilka lat temu regularne wizyty u kosmetyczki czy fryzjera były luksusem, na który pozwalało sobie niewielu. Dziś stały się standardem. Manicure, stylizacja rzęs, zabiegi na twarz, a nawet medycyna estetyczna to codzienność tysięcy Polek i Polaków.
Otwarcie 15 tys. nowych salonów w ciągu jednego roku pokazuje ogromny rozwój sektora. Właściciele podkreślają jednak, że rynek jest już przesycony.
- W moim mieście, Koninie, w tym roku powstało pięć nowych salonów. Gdzie się nie obejrzę, widzę kolejny gabinet - mówi Jakub Figaj, dyplomowany trycholog i ekspert z dziedziny medycyny estetycznej oraz właściciel salonu "Magic Beauty Clinic by Jakub Figaj".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ewel0na planuje kolejną operację! "Nie mogę się zebrać. Bardzo się boję..."
- Jeśli chodzi o miejsca oferujące stylizację paznokci, to średnio co 100-150 metrów można znaleźć salon, w którym wykonuje się tę usługę - stwierdza Magdalena Pietrzak, właścicielka salonu Matleena Beauty w Katowicach.
Patrycja Pęcak, właścicielka salonu fryzjersko-kosmetycznego Pilniczek w Warszawie, zauważa, że ciężko jest nie tylko o pracowników, ale też o lojalność klientów. - W ciągu ostatnich dwóch miesięcy otworzyły się trzy chińskie salony, jeden obok drugiego. Konkurencja jest straszna.
Rośnie liczba salonów, standard zabiegów, a także oczekiwania. - Klienci mają większe wymagania, ale nie ze względu na liczbę salonów, ale w związku z wyższymi cenami i coraz większą wiedzą na temat zabiegów, z których korzystają, ponieważ aktualnie ta wiedza jest ogólnodostępna dla każdego, a kiedyś nie było o to tak łatwo - dodaje.
Kto psuje rynek beauty?
Dla klientów większa konkurencja oznacza większy wybór, ale dla właścicieli salonów - prawdziwą walkę o przetrwanie.
- Branżę najbardziej psują osoby, które nie mają doświadczenia. Odbyły pięcio- lub ośmiogodzinne szkolenia, albo weekendowy kurs, i otwierają salon - stwierdza Jakub Figaj.
Patrycja Ciosek, szkoleniowiec w branży beauty oraz właścicielka gabinetu Este Clinic w Dębicy, zwraca uwagę, że konkurencja może być motorem napędowym rozwoju, ale nie zawsze idzie w parze z jakością.
- Niestety, część nowych salonów powstaje z myślą o szybkim zysku, bez inwestycji w profesjonalny sprzęt czy specjalistyczną wiedzę. To sprawia, że osoby, które trafiły do niewłaściwego miejsca, mogą później mieć błędne przekonanie, że zabiegi nie przynoszą efektów, co negatywnie wpływa na całą branżę - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Zaznacza, że klientki skuszone niższą ceną często trafiają do miejsc, które nie zapewniają odpowiedniego poziomu usług. Późniejsze niezadowolenie przeradza się w negatywne opinie o całej branży, podczas gdy w rzeczywistości problemem jest brak profesjonalizmu, a nie sama kosmetologia.
- Na rynku jest mnóstwo zabiegów w bardzo niskich cenach i słabej jakości - przyznaje Magdalena Pietrzak, właścicielka salonu Matleena Beauty w Katowicach. - Ja na przykład wykonuję makijaż permanentny za 1300 zł i planuję podnieść tę cenę ze względu na koszty prowadzenia salonu. Jednak co z tego, skoro w salonie obok można wykonać tę samą usługę za 500-600 zł? Ceny są często nawet dwa razy niższe, bo wiele nowych salonów nie ponosi jeszcze wysokich kosztów utrzymania.
Szara strefa i nieuczciwe praktyki
Dynamiczny rozwój branży beauty ma swoją ciemną stronę. Właściciele salonów zwracają uwagę na rozwijającą się szarą strefę - usługi wykonywane w domach, często bez wymaganych kwalifikacji i bez podatków.
- Najbardziej branżę beauty psuje zaniżanie cen rynkowych i osoby wykonujące usługi w domach na czarno - stwierdza Natalia Rola, która od ponad trzech lat prowadzi Salon Kosmetyczny i Centrum Szkoleniowe "Shine by Natalia Rola" w Gliwicach.
- Salony w domach, pokoje, ceny za grosze. Bo przecież za lokale nie płacą, na kasę nie nabiją. Koszmar - wtóruje jej Patrycja Pęcak.
W branży coraz częściej dochodzi do "brudnych zagrywek", takich jak fałszywe zapisy na wizyty, które później są odwoływane w ostatniej chwili, czy negatywne opinie wystawiane przez konkurencję.
- Zdarzyło mi się, że inni właściciele umawiali wizyty przez aplikacje, po czym nie przychodzili. Później nie można się nawet dodzwonić, by dowiedzieć się dlaczego - mówi Patrycja. - Przykrym i powszechnym zjawiskiem są też komentarze na Google od jakichś "nieistniejących" kont - dodaje.
- Na początku mojej kariery zdarzało się, że starsza konkurencja starała się zaszkodzić nasyłaniem kontroli lub negatywnymi opiniami. Zawsze powtarzam jednak, że nasza praca sama się obroni - komentuje Jakub Figaj.
Rząd obniżył podatki salonom kosmetycznym
Jedną z wyborczych obietnic rządu, złożoną w ramach tzw. 100 konkretów Tuska, było obniżenie stawki VAT dla branży beauty z 23 proc. do 8 proc. Udało się ją zrealizować i niższy podatek obowiązuje od 1 kwietnia 2024 r.
To dobra zmiana dla większości przedsiębiorców z branży beauty, ale nie wszystkich. Okazało się, że z 8 proc. VAT-u nie mogą korzystać m.in. właściciele solariów, tatuażyści, masażyści, osoby zajmujące się kosmetyką stóp i skórą głowy.
Brak regulacji to większe ryzyko dla klientów
Eksperci z branży alarmują, że brak ścisłych regulacji powoduje problemy z jakością usług. W Polsce wciąż nie ma jasno określonych zasad, kto może wykonywać jakie zabiegi, przez co zdarza się, że osoby po kilkugodzinnych kursach oferują skomplikowane procedury.
- Niektóre osoby zamawiają kwas do powiększania ust na Aliexpress i uważają go za superprodukt. To przerażające - ostrzega Karolina Piasecka, właścicielka gabinetu Wishface w Kołobrzegu.
Brakuje także regulacji dotyczących stosowanych preparatów. Tańsze produkty z niepewnych źródeł mogą powodować komplikacje zdrowotne.
- Jeśli widzę ofertę modelowania ust za 250 zł - co jest nierealne, biorąc pod uwagę koszty produktów i marżę - to od razu rodzi się pytanie, skąd pochodzi ten produkt i czy jest bezpieczny - zastanawia się Piasecka.
Coraz częściej spotyka się z powikłaniami po zabiegach w innych gabinetach. - Powinno być tak, że licencjonowany kosmetolog mógłby wykonywać określone zabiegi, magister kosmetologii - inne, technik usług kosmetycznych - jeszcze inne, a lekarze - zabiegi, których nie powinny być w zakresie kompetencji kosmetologów - wylicza.
Mimo dynamicznego rozwoju branży wiele salonów szybko zamyka swoje drzwi. Duża rotacja jest efektem ogromnej konkurencji oraz braku lojalności klientów. - Na każdym kroku mamy kolejny salon, jest ich na pęczki, ale również zauważyłam sporo salonów, które się zamknęły w ostatnim czasie, więc wydaje mi się, że częściowo na pewno się to jakoś wyrównuje - komentuje Natalia Rola.
Jedno jest pewne - Polacy nie zamierzają oszczędzać na wyglądzie, a salony kosmetyczne i fryzjerskie jeszcze długo będą miały pełne ręce roboty.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski