Prowadzi salon kosmetyczny. "Klientki potrafią mieć pod paznokciami resztki obiadu sprzed kilku dni"
Usługi kosmetyczne cieszą się coraz większą popularnością na całym świecie, o czym świadczy chociażby liczba otwieranych gabinetów kosmetycznych. Choć ich pracownicy nie narzekają na brak klientów, często muszą się mierzyć z nieprzyjemnymi sytuacjami. I nie chodzi tu tylko o brak higieny.
23.12.2022 | aktual.: 26.12.2022 17:07
Okres świąteczno-noworoczny to szczególnie intensywny czas dla osób pracujących w gabinetach kosmetycznych. Do stałych klientek i klientów dochodzą sezonowi, którzy w tym czasie chcą zafundować sobie tego typu usługę. Największą popularnością cieszą się zabiegi stylizacyjne związane z paznokciami, brwiami czy rzęsami.
Choć pracownicy gabinetów kosmetycznych zwykle są bardzo kulturalni i dyskretni, zachowując krytyczne uwagi czy powierzone tajemnice dla siebie, często - szczególnie w tak napiętym okresie - spotykają się z różnymi, nieprzyjemnymi sytuacjami. A tych w tej pracy nie brakuje, bo właśnie w takich miejscach, zwierzenia, dziwne zwyczaje czy pomysły klientów i klientek przeplatają się roszczeniowymi postawami, a nawet szantażami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lakier do paznokci to nie alternatywa dla mydła
Jednym z najpopularniejszych zabiegów kosmetycznych zdecydowanie jest manicure. Niestety, wiele stylistek paznokci wciąż spotyka się z ogromnymi zaniedbaniami klientów w tej kwestii. Brud czy resztki jedzenia to częsty widok, z którym spotykają się wszystkie rozmówczynie.
- Czasami mam wrażenie, że panie, bo jednak zdecydowanie one najczęściej pojawiają się w gabinecie w związku z paznokciami, mają chyba jakieś poczucie, że hybryda i mocny kolor załatwiają sprawę i paznokci już myć nie trzeba. Czasem po ściągnięciu koloru wszystko widać i klientka sama jest zawstydzona, a następnym razem się pilnuje, ale są takie osoby, które się tym nie przejmują - mówi w rozmowie z WP Kobieta Anna, pracownica jednego z salonów kosmetycznych w Krakowie.
Przyznaje też, że często na stylizację paznokci ktoś przychodzi w "przysłowiowym biegu", dlatego nie raz zdarzyło jej się uchylać okno.
- Kiedyś koleżanka się śmiała, że w takich przypadkach przypomina jej się scena w kostnicy z filmu "Milczenie owiec", gdy tuż przed wejściem do pomieszczenia wszyscy wcierali maść pod nos. Przyznaję, nieraz zdarzyło mi się o tym pomyśleć, jednak na szczęście jakichś wyjątkowo dramatycznych sytuacji, w których nie mogłabym kompletnie wytrzymać, nie miałam – dodaje.
Z brudnymi paznokciami wiele razy zetknęła się także Katarzyna (imię zmienione na prośbę bohaterki), właścicielka gabinetu świadczącego kompleksowe usługi kosmetyczne nad polskim morzem. Szczerze przyznaje, że tego typu sytuacje są nie tylko obrzydliwe, ale odbiera je jako oznakę braku szacunku do jej pracy.
- Powiem brutalnie, niestety klientki potrafią mieć pod paznokciami resztki z obiadu sprzed kilku dni. Tu już nawet nie chodzi o zapach, ale takie mięsko może się nam wbić np. we frez czy wpaść do pochłaniacza i ciężko to później wyczyścić - mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Kleje, dziwne pomysły i powielanie bzdur
Katarzyna zwraca uwagę na inne sytuacje związane z pomysłowością klientek, z jakimi musiała zmierzyć się w swojej pracy.
- Niestety wciąż zdarzają się osoby, które zamiast przyjść na poprawkę paznokcia, postanawiają działać same i np. to, co odpadło, przyklejają klejem błyskawicznym i tak sobie czekają te dwa lub trzy tygodnie, a pod paznokciem zaczyna się robić dramat - mówi.
- Kompletnie nie zdają sobie sprawy z konsekwencji, a przecież tego typu klej nie tylko może poparzyć łożysko paznokcia czy wręcz go rozpuścić, ale przede wszystkim doprowadzić do rozwoju zakażenia np. zieloną bakterią. A to już zagrożenie także dla mnie i całego salonu – dodaje.
- Ale jeśli ktoś w przypływie szczerości potrafi powiedzieć: "Pani Kasiu! Jak pani zrobiła mi makijaż, to trzy dni mi się trzymał, tylko pudrem doklepałam!", a nieraz coś podobnego słyszałam, to brudne paznokcie nie powinny nikogo dziwić - wspomina.
Internetowi "eksperci"
Częstym problemem, z jakimi mierzą się pracownice gabinetów kosmetycznych, są także zaniedbania związane z rzęsami. Duża popularność tego typu zabiegów powoduje, że podejmują się ich wykonania osoby nie zawsze odpowiednio przygotowane. Wspomina o nich Katarzyna, która wiele razy musiała ratować klientkę będącą ofiarą samozwańczych ekspertów.
- Pojawiają się klientki, które nie myją rzęs, bo tak powiedziała osoba, która im ten zabieg wykonała. Albo klientka sama przeczytała, że jeśli nie będzie ich myła, to klej wytrzyma dłużej. A to oczywiście kompletna bzdura, która doprowadza do rozwoju stanu zapalnego. Zresztą brud, kurz, roztocza czy pot to idealne warunku do rozwoju na rzęsach takiego pasożyta jak nużeniec, który niestety szybko przenosi się na brwi i skórę, a walka z nim jest bardzo trudna - mówi ekspertka.
- I przychodzi taka biedna dziewczyna z brudnymi, zaropiałymi oczami, której oczywiście staram się pomóc, jednak ponownie staje się ona zagrożeniem także dla mnie i całego salonu. Bo w takim przypadku autoklaw nie wystarczy i muszę natychmiast po jej wyjściu dokładnie dezynfekować cały gabinet, co może łączyć się z dodatkowym opóźnieniem i przesuwaniem kolejnych wizyt. I oczywiście zawsze z tyłu głowy zostaje jednak myśl, że mogła mnie zarazić - mówi Katarzyna.
Im później, tym... gorzej
Zarówno Anna, jak i Katarzyna, wspominają o odkładaniu kolejnych wizyt w czasie. O ile w czasie świątecznym można wytłumaczyć to tym, że raz zrobione rzęsy lub paznokcie spokojnie będą się ładnie prezentować do sylwestra, jednak nie zawsze ciągłe przekładanie wizyty u kosmetyczki jest dobre.
- Szczególnie w przypadku rzęs, noszenie ich o tydzień lub dwa dłużej może stanowić zagrożenie dla zdrowia. Szczególnie, jeśli naturalna rzęsa jest w fazie wzrostu, a my przeniesiemy zabieg na później, rzęsa może się złamać i już nie odrastać. Tak samo jest z przeciąganiem ponownej stylizacji paznokci, klientki decydują się same zerwać hybrydę, uszkadzając np. macierz paznokcia - mówi Katarzyna.
- A później przychodzą z pretensjami, bo stan zapalny na oku lub kruche paznokcie czy zielona bakteria – dodaje i przyznaje, że niestety w jej praktyce najbardziej roszczeniowe klientki to te, które przychodzą na stylizację rzęs i paznokci.
- Naczytają się dziwnych rzeczy w internecie lub usłyszą od niedoszkolonych stylistek, które mówią im zupełnie coś innego, niż słyszą w salonie, i później pojawiają się pretensje, szantaże, oczekiwanie zwrotu pieniędzy i grożenie opisaniem moich usług we wszystkich możliwych miejscach – przyznaje z kolei Anna.
Słyszą, ale nie słuchają
Zdaniem rozmówczyń, wiele nieporozumień wynika nie tylko z błędów powielanych w internecie, ale także z niestosowania się do konkretnych zaleceń.
- Pracujesz z kimś nad twarzą, walczysz z trądzikiem, mówisz, jak ma postępować i dbać o buzię po zabiegach wyższej ingerencji, czyli np. mezoterapii igłowej czy silnie złuszczających kwasach. Prosisz klientkę, żeby przez co najmniej jeden dzień się nie malowała, a klientka niby słucha, ale następnego dnia i tak nałoży podkład, nie stosując się do podstawowych zasad higieny pozabiegowej, co w rezultacie skutkuje nadkażeniem, problemami z gojeniem i pogorszeniem stanu zdrowia skóry - mówi Katarzyna.
- Nie tylko klientka traci pieniądze, ale cała dotychczasowa praca idzie na marne, a później przychodzi sfrustrowana i to ja muszę działać od początku - podkreśla. Dodaje też, że aby uniknąć tego typu sytuacji przy droższych zabiegach, zdecydowała się wyjść naprzeciw klientom i nakłada im do słoiczków konkretne żele i kremy, które mają stosować przez pierwszy dzień czy dwa.
Dodatkowo Katarzyna przyznaje, że przez różne sytuacje związane z negatywnymi zachowaniami klientów, zdecydowała się na rozszerzenie dotychczasowych ankiet i po przekazaniu dokładnych zaleceń, prosi o podpis, że je otrzymali. Klientom przysługuje prawo do reklamacji, jednak w konkretnym terminie.
- Jeśli coś się dzieje, a klient nie skorzysta, robi to na własną odpowiedzialność. Po szantażu jednej z klientek uznałam, że teraz każde zabezpieczenie to konieczność. Groziła mi zszarganiem opinii, choć poinformowałam ją o moich obawach związanych z działaniem kleju, którego użyłam do zabiegu i zaproponowałam, że jeśli coś się będzie działo, to spokojnie może przyjść i poprawimy na nasz koszt. Okazało się, że to ona nie zastosowała się do moich zaleceń, a później oczekiwała zwrotu pieniędzy. Na szczęście po czasie odpuściła - wspomina Katarzyna.
Zdecydowanie najgorszy typ klientów
Wszystkie osoby, z którymi rozmawiałam, podkreślają jednak, że najgorszy typ klientów to nie tylko samozwańczy eksperci natychmiast poprawiający np. wykonany przez stylistkę makijaż, ale tacy, którzy nie szanują ich czasu. Umawiają się i regularnie odwołują zabiegi w ostatniej chwili lub po prostu niestawiający się na wizyty bez żadnego kontaktu.
Szczególnie odczuwa to Kinga, która swoją działalność prowadzi w domach klientek. Dla niej telefon w ostatniej chwili, gdy stoi w krakowskim korku to szczególnie denerwujący moment. - Na szczęście raczej dzwonią, bo wiedzą, że jadę, ale zdarzyły mi się trzy przypadki, gdy rzeczywiście pocałowałam klamkę. Więcej się z paniami nie umawiałam. Raz otworzyła mi przerażona klientka, bo zapomniała o zabiegu i nie miała nikogo do opieki nad dziećmi, ale liczba kolorowych lakierów i naklejek na paznokcie sprawiła, że dzieci miały chyba więcej radości z mojej wizyty niż ich mama - wspomina w rozmowie z WP Kinga.
- Jednak zdecydowanie klient, który umówi się i nie odwoła, jest dla mnie gorszy niż ten z brudnymi paznokciami - podsumowuje stanowczo.
Tylko przedświątecznym tygodniu Anna miała już trzy nieodwołane zabiegi, na które ktoś po prostu nie przyszedł.
- Starasz się, aby każdego przyjąć, a ktoś nie raczy nawet zadzwonić, że zmienił plany. Albo odwołuje w ostatniej chwili, kategorycznie domagając się przełożenia wizyty np. na następny dzień, po czym dziwi się, że nie mam terminu. Oczywiście czego ja się muszę nasłuchać w związku z tym niezadowoleniem... - mówi Anna.
- Czasem mam wrażenie, że niektórym ludziom wydaje się, że ja nie mam swojego życia i skoro płacą, to ja muszę rzucić wszystko i pędzić do pracy, bo muszą "musi mieć zrobione paznokcie przed imprezą" - podsumowuje.
Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl