ModaKrólowa dzianiny

Królowa dzianiny

Jej pierwszym bestsellerem był mały obcisły sweterek. Do dzisiaj Sonia Rykiel zaprojektowała ich co najmniej dziesięć tysięcy. Rudowłosa ikona mody z paryskiej dzielnicy Saint Germain-des-Pres już od 40 lat króluje na modowym firmamencie.

Królowa dzianiny
Źródło zdjęć: © Fashion Magazine

Jej pierwszym bestsellerem był mały obcisły sweterek. Do dzisiaj Sonia Rykiel zaprojektowała ich co najmniej dziesięć tysięcy. Rudowłosa ikona mody z paryskiej dzielnicy Saint Germain-des-Pres już od 40 lat króluje na modowym firmamencie.

Charakterystyczna szczupła sylwetka, czarne ubranie, burza płomiennych włosów. To cała Sonia Rykiel. Wygląda jak artystka i lubi zwracać uwagę. Niepowtarzalna jako kobieta oraz jako kreatorka mody. Była jedną z pionierek Pret-a-Porter. W 1968 roku stworzyła markę, która stała się synonimem paryskiego szyku .Bo styl Rykiel jest rozpoznawalny na pierwszy rzut oka: bardzo kobiecy, nonszalancki, seksownie prowokacyjny, elegancki, a jednocześnie celowo niedbały, z poczuciem humoru. Kobiety kochają Sonię za to, że wylansowała modę wyzwoloną i praktyczną. Są jej wierne mimo upływu lat.

I pomyśleć, że weszłam do mody, nie potrafiąc ani szyć, ani robić na drutach. Marzyłam tylko o tym, żeby mieć dziesięcioro dzieci - śmieje się kreatorka. Rzeczywiście, nic nie predestynowało tego rudzielca i „brzydkiego kaczątka” do zajęcia się modą. Pochodziła z burżuazyjnej rodziny o słowiańskich korzeniach (matka Soni była Rosjanką, ojciec Rumunem), gdzie rozmawiało się o literaturze albo o sztuce, a nie o ubraniach.

Wcześnie wyszła za mąż – Sam Rykiel był właścicielem butiku „Laura”, więc nie musiała pracować i mogła poświęcić się życiu rodzinnemu. Kiedy była w ciąży, narysowała dla siebie sukienkę; chciała, żeby ją uszyto z dżerseju. To było zupełnie coś innego niż typowe obszerne stroje dla przyszłych matek. Model został powielony i sukienki sprzedawano w butiku męża. Sonia, zachęcona powodzeniem, zaprojektowała mały, obcisły sweterek, który nazwała „Fanny” na cześć swojej matki. Sukces przyszedł natychmiast: sweterkiem zainteresowały się redaktorki mody i dzięki temu trafił na okładkę magazynu „Elle”. Klientki wyrywały sobie z rąk ten hit z dzianiny. Podobno aktorka Audrey Hepburn kupiła aż siedem egzemplarzy za jednym zamachem. Sława młodej projektantki przekroczyła granice Francji, Amerykanki okrzyknęły Sonię „królową dzianiny”. Ale to był dopiero początek. Sonia postanowiła założyć własną firmę i otworzyć butik przy ulicy Grenelle w sercu artystycznej dzielnicy Saint Germain–des-Pres. Niestety, inauguracja w maju
1968 zbiegła się z manifestacjami społecznymi i po trzech dniach trzeba było zamknąć sklep do końca lata. „Na ulicach wznoszono barykady, a ja robiłam swoją rewolucję w ubraniach. Eksplozja wolności udzielała się wszystkim” – wspomina Sonia Rykiel.

Tworzyła instynktownie, jej wyzwolona moda odpowiadała nowej fali. Proponowała nosić swetry na gołe ciało bez stanika i umieszczała na nich napisy z ulicznych transparentów. Swetry stały się jej absolutną specjalnością. Obcisłe albo luźne, małe albo oversize, z dekoltem lub pod szyję, z wełny czy z bawełny, letnie i zimowe. No i głównie w paski! W dzianinie Sonia nie miała i nie ma sobie równych. Robi z niej wszystko: swetry, blezery, spódnice, spodnie, płaszcze, peleryny, szorty, kostiumy plażowe, kapelusze, berety, torby, a nawet sztuczne kwiaty do przypięcia. Dzianina Rykiel jest przytulna i wesoła. Projektantka ozdabia ją sztrasami, napisami, zabawnymi motywami lub po prostu inicjałami S.R. Podobnie jak paski znakiem firmowym Soni stała się czerń, którą przeciwstawiła krzykliwej modzie hippisowskiej. Ukochany kolor lansuje od rana do wieczora. „Czerń jest niezastąpiona – twierdzi – może być poważna, a jednocześnie okropnie nieprzyzwoita. Pozwala skoncentrować się na architekturze ubrania i na detalach.
Wszystkie inne barwy milkną wobec czerni”.

Również Soni Rykiel zawdzięczamy zewnętrzne szwy – kreatorka wpadła na ten oryginalny pomysł przypadkowo w 1974 roku, gdy założyła przez pomyłkę sweter na lewą stronę. Jej pierwszą kolekcję ubrań „na odwrót” fotografował Karl Lagerfeld. Dobry przyjaciel i kolega po fachu dodawał Soni odwagi, bo oczywiście wybuchł skandal. Następnie z premedytacją projektantka usunęła poduszki z żakietów i postanowiła nie wykańczać ubrań, a więc nie dawać podszewki ani nie obrębiać dołów. „Nie chciałam niczego, co się kończy, umiera....” – napisała w swojej pierwszej książce pt. „Chciałabym, żeby była naga”. Zaproponowała też noszenie ubrań warstwowo, wylansowała joggingi z weluru ,szerokie przykrótkie spodnie, torby na zakupy oraz puchate kurtki inspirowane strojem amerykańskich strażaków.

Swoje kreacje ochrzciła jako „nie-modę”, co oznacza, że każda kobieta powinna dobierać ubrania do swojej osobowości, nie słuchając dyktatury mody. Powtarza swoim klientkom: „Przeglądajcie się w lustrze, poznajcie siebie i bądźcie naturalne”.

Przypięto Soni etykietkę rewolucjonistki – nie protestowała. W odpowiedzi zaprojektowała kilka modeli specjalnie dla katalogu sprzedaży wysyłkowej „3 Suisses”. Wcześniej żaden kreator mody nie odważył się na podobny gest. Ubrania z metką „S.R” na chwilę zdemokratyzowały się i stały dostępne dla zwykłej obywatelki. Przecież w butiku Rykiel markowe kreacje mają swoją cenę: za sweterek przyjdzie zapłacić lekko 400 euro, za sukienkę dwa razy tyle. Czy to tylko snobizm? Fanki Soni twierdzą, że tutaj liczy się przede wszystkim wyrafinowanie i szaleństwo w dobrym stylu, plus... specyficzny „pieprzyk”. Bo rudowłosa kreatorka nie omieszka dodać coś przewrotnego i sexy do ubrania – a to koronkę, a to prowokujące rozcięcie lub dekolt z tyłu albo zabawną ozdobę. W każdej kolekcji miesza ubrania praktyczne z superseksownymi. Dla kobiety aktywnej będą spodnie z wielofunkcyjnymi kieszeniami i tunika z dzianiny; dla uwodzicielki – lekkie sukienki z przezroczystego muślinu i kolorowe futerka. Do wyboru, do koloru. Pokazy
Soni Rykiel zawsze są bardzo efektowne, z bandą rozbawionych modelek na podium i świetnym podkładem muzycznym. Trzeba walczyć o zaproszenia, żeby znaleźć się wśród publiczności .Wiadomo – u Soni ubiera się dużo artystek. Minęło 40 lat, jak debiutująca kreatorka otworzyła swój pierwszy mały butik. Przez ten czas dorobiła się już dwóch, a nawet trzech generacji klientek, po matkach i córkach jej ciuchy kupują dzisiaj wnuczki. „Mogę się z nimi wszyskimi identyfikować, przeszłśmy tę samą drogę. Tylko niestety żyjemy teraz w czasach strasznie chaotycznych i gwałtownych, co mnie przeraża. Im bardziej niespokojna epoka, tym bardziej uciekam do przesady i sięgam po mocne kolory. To mój sprzeciw”.

Bardziej optymistycznie pierwsza dama francuskiego pret-a-porter podsumowuje swoją karierę. Może sobie pogratulować, bo mały rodzinny interes rozwinęła w wielką firmę o zasięgu światowym. Obok mody damskiej wprowadziła linię dziecięcą, potem męską, następnie perfumy oraz dodatki – torby, buty, biżuterię fantazyjną, zegarki; zaś ostatnio kolekcję „hot” ,czyli „Rykiel Woman”. Jej imperium liczy 60 firmowych butików – od Nowego Jorku przez Moskwę po Honk Kong – i robi 100 milionów euro obrotu rocznie. W odróżnieniu od innych sławnych marek Sonia Rykiel zarabia głównie na ubraniach, a nie na dodatkach, co jest wyjątkiem w sferze luksusu.

Inna wyjątkowość: marka nie należy do żadnego koncernu, opiera się wyłącznie na klanie Rykiel. Sonia wspólnie z córką Nathalie przygotowuje kolekcje i zarządza firmą, młodsza siostra Daniele odpowiada za dodatki, zięć pilnował strony komercyjnej, w tym roku 22-letnia wnuczka Lola stała się abasadorką marki w USA. „Rodzinny fundament to podstawa naszego sukcesu” –podkreśla Sonia. Chociaż widać, że coraz bardziej przekazuje pałeczkę córce. Nathalie po prostu rosła w firmie i zna jej ADN. Debiutowała jako modelka, potem zajęła się kolekcją dziecięcą, była dyrektorką artystyczną pokazów i „twarzą” perfum, wymyśliła linię Modern Vintage, w której wznawiane są klasyczne modele, bardzo poszukiwane przez nowe klientki. Żeby odmłodzić markę ,zapoczątkowała tańszą linię Inscription (przechrzczoną na Sonia by Sonia), i linię strojów sportowych Rykiel Karma Body. Wreszcie jej pomysłem był sex shop w stylu glamour „Rykiel Woman” z kokieteryjną bielizną oraz gadżetami erotycznymi. Obecnie Nathalie pełni funkcję prezesa i
dyrektora artystycznego marki.

Mając takie zaufanie i podporę w rodzinie, Sonia może skoncentrować się tylko na projektowaniu i na swoich hobby. Bo również uwielbia pisać i dekorować. Wydała już cztery książki o modzie, powieść oraz opowiadania dla dzieci. Zajmowała się wystrojem dwóch luksusowych paryskich hoteli, przygotowała kostiumy dla teatru i do filmu, zagrała samą siebie w dwóch filmach. Nadal jest bardzo aktywna, rysuje, pisze, nie znosi bezczynności. Nathalie mówi o matce: „Ciągle nas zachwyca, jest ciekawa wszystkiego, robi to, na co ma ochotę. – I dodaje porozumiewawczo: – Mama ma charakter!” Kreatorka mody, pisarka, designerka, kobieta interesu, uhonorowana nagrodami, uznana za jedną z najelegantszych kobiet świata. Sonia ma wiele twarzy. Nie bez powodu portretowało ją tylu artystów z Andy Warholem, Karlem Lagerfeldem i fotografką Dominique Isserman na czele. Również Sonia zainspirowała Roberta Altmana do nakręcenia głośnego filmu „Pret-a-Porter” ukazującego piękne, lecz okrutne środowisko mody.

Urodzinowe uroczystości zaczęły się w głównym butiku Soni Rykiel przy bulwarze Saint Germain szampańską imprezą z udziałem wielu gwiazd i przyjaciół kreatorki. Zamiast tortu przewidziano reedycję 175 egzemplarzy słynnego modelu małego sweterka, od którego wszystko się zaczęło (sweterki są numerowane, więc spieszcie się fanki!). Jesienny pokaz kolekcji pret-a-porter zapowiada się jako specjalnie, natomiast od listopada będzie można oglądać retrospektywę Soni Rykiel pt.: „Exibition” w paryskim Muzeum Tekstyliów. Chociaż Sonia nie chce podsumowań, bo nie lubi rzeczy wykończonych, tak jak nie lubi podszywać ubrań, na pytanie, co jeszcze chciałaby stworzyć po 40 latach zmagania się z modą, odpowiada: „Wymyślić wieczną torbę, która nigdy nie wyjdzie z mody. Pracuję nad nią”.

[

]( http://fashionmagazine.pl )

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)