Blisko ludziKryzys wieku młodego. "Boję się, że w życiu już nic mnie nie czeka"

Kryzys wieku młodego. "Boję się, że w życiu już nic mnie nie czeka"

Kryzys wieku młodego. "Boję się, że w życiu już nic mnie nie czeka"
Źródło zdjęć: © Unsplash
Katarzyna Chudzik

15.03.2018 13:03, aktual.: 15.03.2018 16:22

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jako dzieciom wydawało nam się, że 30 lat to wiek dojrzały, więc na stanie będziemy mieć męża, dziecko, paprotkę i gruby portfel. Okazuje się, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością, a trzydziestolatków dopada kryzys, bo wciąż czują się dziećmi. I nie wiedzą, jak być dorosłym.

Psycholog Oliver Robinson przebadał 2 tysiące Brytyjczyków między 25. a 35. rokiem życia, żeby sprawdzić, jak sytuacje kryzysowe mogą stać się impulsem do zmian. Odkrył wówczas, że aż 6 na 10 badanych przechodzi przez kryzys wieku młodego, zwany też kryzysem ćwierćwiecza. To jeden z wielu tzw. kryzysów rozwojowych. W poszczególnych okresach życia stają bowiem przed każdym z nas zadania, których właściwe rozwiązanie pozwoli dobrze funkcjonować w kolejnych etapach egzystencji. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że nie każdemu odpowiada społeczna presja, która wyznacza im określone schematy.

– Koło trzydziestki przeżywamy jeden z obowiązkowych okresów depresji w życiu. Człowiek nie wie wtedy, po co ma właściwie żyć – mówi profesor Krzysztof Wielecki, socjolog i kulturoznawca. Do tej pory w powszechnej świadomości funkcjonował głównie kryzys wieku średniego. Terminu tego często się nadużywa ("kochanie, pojechałeś na myjnię już drugi raz w tygodniu, czyżbyś miał kryzys wieku średniego"?), ale nikomu nie trzeba tłumaczyć, na czym on polega. Kryzys Millenialsa nie jest już tak oczywisty.

Po pierwsze: oczekiwania

- Nazwałbym ten etap w życiu "kryzysem początku wieku średniego". Młody człowiek coraz później dojrzewa, a jego młodzieńcze wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością. Piętnastolatek myśli, że w wieku dwudziestu lat będzie już dorosły, a dwudziestolatek niby wie, że ludzie żyją więcej niż 40 lat, ale zastanawia się właściwie po co – mówi Krzysztof Wielecki. Jego zdaniem normą jest, że projektujemy wizję swojej przyszłości i określamy ją w takich szczegółach, jak nawet rodzaj i kolor posiadanego samochodu. Istnienie "kryzysu wieku młodego" wiąże się więc z tym, że wizja przyszłości, którą sami sobie określiliśmy – z pomocą rodziców, nauczycieli i mediów - nijak ma się do rzeczywistości, która nadeszła. Nie sposób nie nosić w sobie niepokoju, kiedy nagle człowiek odbija się od własnych, przez lata pielęgnowanych, oczekiwań.

- Myślałam, że jako trzydziestoletnia kobieta będę miała męża, mieszkanie na kredyt, kierownicze stanowisko i przede wszystkim - poukładane w głowie. Tymczasem in bliżej do magicznej granicy 30 lat, tym większy niepokój o stabilność pracy i tym większa świadomość, że dorosłość, a właściwie dojrzałość nie jest czymś, co przychodzi wraz z osiągnięciem jakiegoś konkretnego wieku – mówi Iwona Oszmaniec, 26-letnia dziennikarka. Jej zdaniem mentalnie trzydziestolatkom bliżej jest do rozpoczynających studia lekkoduchów, którym najczęściej brakuje do pierwszego (lub dziesiątego – uroki prekariatu), a w weekendy chcą uciec od problemów, upijając się w klubie czy na domówce. - Czy tak zachowują się dorośli ludzie? – pyta retorycznie.

Problem jednak w tym, że z takimi kłopotami stykają się niekoniecznie wieczni imprezowicze bez pomysłu na swoje życie. Młodzi ludzie między 25. a 35. rokiem życia często są już samodzielni i rozwijają swoje kariery. I wbrew "millenialsowym stereotypom" nie chcą wieść żywota pełnego imprez, lecz nie potrafią znaleźć lepszego sposobu na odreagowanie presji, jaką nakłada na nich pracodawca lub rodzina. Żyją w wiecznym stresie, nawet jeśli realnie starają się dla siebie o "lepszą przyszłość" i osiągają sukcesy. Wybierają więc alkohol lub… wyjazd do mamy. - Są momenty, kiedy trzydziestolatek zdaje sobie sprawę, że żyje na niby. Piękna bańka wyobrażeń pryska i człowiek zaczyna zdawać sobie sprawę, że sam się oszukuje, myśląc, że wszystkie trudne sprawy, które go dotyczą są tymczasowe i tak naprawdę wyczekuje na cud. Zaczyna zatem szukać schronienia w rzeczywistości, ale tej bezpiecznej, czyli na przykład w domu rodzinnym – mówi Wielecki.

Karolina, 31-latka, która skończyła trudne studia, realizuje się zawodowo i mieszka ze swoim chłopakiem, często wybiera właśnie takie rozwiązanie. – Przyjeżdżam do mamy, która robi mi rosołek i głaszcze po głowie. Wiem, że ona tego od swojej mamy nie dostała, kiedy wyprowadziła się z domu, automatycznie "przestała być dzieckiem". Ja wyprowadziłam się już 8 lat temu, a wciąż nim jestem – opowiada dziewczyna. Być może powinnam napisać "kobieta", ale współczesne trzydziestolatki nie używają w stosunku do siebie takich określeń. – Moja babcia by umarła ze zdziwienia, gdyby usłyszała, że trzydziestolatki są "dziewczynami". Przecież takie osoby mają już nawet mniejszą szansę na urodzenie zdrowego dziecka, niż 24-latka – tłumaczy Wielecki.

Nie każdy ma jednak tak dobry kontakt z rodzicami, a wielu dwudziesto- i trzydziestolatków nie zawodzi jedynie własnych nadziei i oczekiwań, ale również tych, które są im wykładane przez najbliższą rodzinę. Obecnie mężczyźni najczęściej żenią się średnio w wieku 29 lat, a mediana wieku wstępowania w związek małżeński dla kobiet wynosi około 27 lat. Nasze mamy i babcie zostałyby w tym wieku nazwane już "starymi pannami". – Czuję się dziwnie, kiedy widzę, że w mojej pracy wszystkie dziewczyny z kimś się spotykają, często są mężate i dzieciate, a ja nie mam nikogo. I o ile jestem w stanie sobie to zracjonalizować i uwierzyć, że kiedyś znajdę kogoś odpowiedniego, to spróbuj to wytłumaczyć mojej mamie! A ja czuję, że o ile kiedyś mogłam wybrzydzać i próbować, o tyle teraz czas jakoś dziwnie szybko leci. I boję się, że będzie za późno – opowiada Monika.

Wewnątrz jednak się buntuje. Nie czuje tego. Czuje tylko presję, która z roku na rok jest coraz większa. Na problem ze znalezieniem "drugiej połówki" i presję z tym związaną skarży się 25 proc. przebadanych przez Olivera Robinsona respondentów.

Po drugie: strach

Krzysztof Wielecki twierdzi, że kiedy trzydziestolatek zaczyna układać sobie życie, dopadają go egzystencjalne pytania o to, czy "już zawsze tak będzie". Millenials bowiem wciąż chce się bawić i mieć jak najwięcej przyjaciół, ale zdaje sobie sprawę, że musi pracować na swoją przyszłość. Że nie wypada mu brać pieniędzy od rodziców i że chce "coś w życiu osiągnąć".

- Z jednej strony chcę kupić mieszkanie i chcę dobrze zarabiać. Ale z drugiej strony boję się, że moje życie będzie wtedy nudne. Boję się, że jak urodzę dzieci, to już będę tak ograniczona przez opiekę nad nimi, że nic mnie w życiu nie będzie czekać. A kiedy nie mam dziecka i kredytu, to mogę rzucić wszystko i wyjechać do Australii – śmieje się Matylda Frączek, która ma 29 lat i zero większych zobowiązań.

Ze strachem wiąże się też fakt, że w okresie poststudenckim świeżo upieczeni magistrowie zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że nie wiedzą, czym chcą się zajmować w życiu. "Osiągnąć coś" to niejasna mrzonka, a wcześniej wspomniane oczekiwania rodziców utrudniają im po maturze spełniać własne pragnienia. – Trzeba wziąć pod uwagę, że pokolenie, o którym mowa, zostało wychowane w latach 90., co znaczy, że żyło w Polsce ciężko się dorabiającej. Źle się wówczas zarabiało, a studia były przepustką do lepszego życia. Dlatego młodzi ludzie dokonują praktycznych wyborów, pomni rodzicielskich ostrzeżeń i próśb, żeby mieli lepsze życie – mówi Wielecki.

- Odkąd któryś raz nie mogę się zmusić do skończenia ostatniego roku studiów magisterskich, wdarło się właśnie poczucie utkwienia w martwym punkcie – mówi Maciek Wojewoda. Ma świadomość, że tytuł magistra "byłby pomocny" w szukaniu pracy w zawodzie, a co za tym idzie – pomógłby mu ustabilizować sytuację materialną. – Ale nie mam nawet pomysłu na znalezienie w pełni satysfakcjonującej pracy. Mam poczucie, że życie przecieka mi przez palce – kwituje Maciek. Studiował administrację, z rozsądku. I chciałby znaleźć pracę w zawodzie, ale tylko ze względu na stabilność, nie zainteresowania. Tak naprawdę marzy o tworzeniu własnej muzyki, ale wciąż brak mu do tego odwagi. A lat ma 26.

Na presję związaną ze znalezieniem właściwej pracy skarżyło się 26 proc. przebadanych Brytyjczyków. Na brak możliwości zdobycia pracy, która będzie stawiać przed nimi wyzwania – 24 proc. - Problem polega na tym, że zastane mechanizmy funkcjonowania w życiu, w zmieniającej się szybko rzeczywistości, są absolutnie przestarzałe. Młodzi nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić, a przy okazji bywają egocentryczni i narcystyczni, co raczej im nie pomaga – kwituje Wielecki.

Dotyczy to zarówno kupna nieruchomości (na kredytach ich rodzice zjedli zęby, ale oni nie chcą powtarzać ich błędów), ślubu, który przestaje być obligatoryjny, i przede wszystkim – ogromu możliwości, przez które łatwiej być im być białą flagą niż listem żelaznym.

Trudno jest być Millenialsem. – [Te problemy] mogą być jednak bodźcem do odkrywania nowych pomysłów, nowych zajęć i nowych sposobów przezwyciężania trudności – skwitował wyniki swoich badań Robinson.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (84)
Zobacz także