Kto cierpi na syndrom oszusta?
Anna jest kobietą sukcesu. Ma 35 lat, studia skończyła z wyróżnieniem, nieustannie się kształci i rozwija. Ma na tyle zawodowego doświadczenia, że jest proszona o ekspertyzy w swojej dziedzinie. Jej równolatka Małgorzata studia skończyła z dobrymi wynikami, ale nie była to najlepsza uczelnia w kraju.
27.12.2013 | aktual.: 27.12.2013 15:36
Anna jest kobietą sukcesu. Ma 35 lat, studia skończyła z wyróżnieniem, nieustannie się kształci i rozwija. Ma na tyle zawodowego doświadczenia, że jest proszona o ekspertyzy w swojej dziedzinie. Jej równolatka Małgorzata studia skończyła z dobrymi wynikami, ale nie była to najlepsza uczelnia w kraju. Poza tym wybierała dość łatwe przedmioty. Wciąż się kształci, twierdząc, że nadal ma zbyt małą wiedzę i umiejętności. Gdy ktoś zwraca się do niej jako do ekspertki, ma wrażenie, że to pomyłka.
Małgorzata, patrząc na swoich rówieśników, zastanawia się, co wartościowego robiła przez ostatnie 10 lat. I stwierdza, że właściwie to niewiele, że mogłaby znacznie więcej. W związku z tym ciągle pędzi do przodu i próbuje uzyskać uznanie, na które sama do końca sobie nie pozwala.
Ktoś mnie w końcu zdemaskuje
Te dwie kobiety to w rzeczywistości jedna i ta sama osoba. Pierwszą wersję widzą zazwyczaj ludzie, druga to jej własne, często bardzo krytyczne oceny. Ten rozdźwięk między dwoma obrazami dodatkowo powoduje, że czuje ona lęk przed tym, że ktoś "w końcu" zobaczy jaka jest "prawda" i odkryje jej oszustwa. Przekonanie, że jej osiągnięcia są efektem szczęścia czy nawet pewnego rodzaju manipulacji, powoduje spory wewnętrzny niepokój. Stan taki nazywa się syndromem oszusta (ang. impostor syndrome) i choć nie jest to diagnoza figurująca w oficjalnych podręcznikach (taka jak np. depresja), dotyka sporej części osób, które odnoszą sukcesy.
Ciemna strona oszustwa
Lęk przed byciem zdemaskowanym może mieć bardzo negatywny wpływ. Od paraliżu, niemożności kończenia projektów i ciągłego niezadowolenia ze swojej pracy, aż po niekończącą się pogoń za kolejnym sukcesem. Może gdy w końcu zrealizuję większy projekt, awansuję, napiszę książkę, zrobię doktorat, poczuję się pewnie w swojej roli. Współczesne technologie i trendy w rodzaju portali społecznościowych poprzez ciągłe upublicznianie swojej osoby dodatkowo mogą się przyczyniać do presji związanej z budowaniem swojego wizerunku. A to zwiększa wewnętrzny rozdźwięk.
Wewnętrzne wątpliwości na swój temat mogą być bardzo nieprzyjemne, ale wypieranie ich czy maskowanie afirmacjami nie jest dobrą drogą. W ten sposób wypychamy tylko te myśli ze świadomego obszaru, a to działa chwilowo. Wewnętrzna krytyka jest często trudna do przyjęcia i nie chodzi o to, by całkowicie stracić wiarę w siebie i swoje możliwości. Jednak rozwiązaniem jest integracja dwóch przeciwstawnych postaw, a nie ciągłe przeskakiwanie między nimi.
Nasze cenne wątpliwości
Wątpliwości na swój temat w dzisiejszym narcystycznym świecie nie są takie złe. Czy chcielibyśmy oddać się w ręce kogoś, kto nie ma nigdy wątpliwości? Komu wydaje się, że wie wszystko, umie wszystko i zawsze podejmie dobre decyzje? Tacy ludzie są irytujący, jeśli nie niebezpieczni. Mają tendencje do działań schematycznych, nie zastanawiają się nad swoimi działaniami, nie biorą pod uwagę możliwości popełnienia błędów i nie przyjmują krytyki do wiadomości.
Przyjmijmy swoje wątpliwości, uznajmy miejsce w życiu, w którym jesteśmy. Jesteś tu, gdzie jesteś, ani dalej, ani bliżej. Niektórzy potrzebują trochę wewnętrznej pracy, żeby utemperować zapędy Wewnętrznego Krytyka, aby nie niszczył podejmowanych wysiłków. Poczucie, że jeszcze długa droga przede mną, może być bardzo realistyczne i warto się nad nim czasem zatrzymać. Brak lęku oznacza, że nie stawiasz sobie wyzwań, nie zmieniasz się, nie rozwijasz.
Zmierzyć się z negatywnymi myślami
Czasem negatywne myśli mogą stać się atakujące, wtedy warto przyjrzeć się podstawowym faktom. Co zrobiłaś, czego dokonałaś, co już wiesz i umiesz? Patrz na fakty, nie na oceny. Zobacz, jakie standardy sobie stawiasz i czy są one realistyczne.
Przyjrzyj się, z kim się porównujesz, czy będąc na poziomie "szkoły średniej" w jakiejś dziedzinie nie oczekujesz od siebie wyników "uniwersyteckich"? Czy bierzesz pod uwagę swoje indywidualne możliwości i ograniczenia? Czy uznajesz fakt, że porażki i gorsze momenty są nieodłącznym elementem rozwoju i zmiany? A z drugiej strony – czy to, że widzisz lepszych od ciebie, oznacza, że cenisz sobie wysokie standardy i stawiasz na jakość? Nie wymagaj od siebie bycia na ich miejscu już teraz, ale patrz, dokąd chcesz zmierzać. A po drodze nieraz spotkasz zwątpienie i niepewność, nie ma co uciekać od tego za wszelką cenę.
Tekst: Joanna Boj – psycholog
(jb/sr), kobieta.wp.pl