Lewandowska-bez-stanika-Gate pokazuje, że żyjemy w mentalnym średniowieczu
Anna Lewandowska opublikowała zdjęcie bez biustonosza, a w sieci zawrzało. Daremne jednak wysiłki tych, którzy właśnie przestali czytać niniejszy tekst, żeby zobaczyć topless żonę najlepszego polskiego piłkarza. Lewandowska na zdjęciu jest w ubraniu. Piersi majaczą nieśmiało spod bluzy.
Kobiecy biust żyje własnym życiem. I to nie tylko ten stworzony na sali operacyjnej. To, że ciało obce ma własne życie, byłoby jeszcze zrozumiałe. Kiedyś było w końcu wolnym implantem, więc teraz sterczy niezależnie od właścicielki.
Po co piersiom kobiety?
Nagłówki w stylu: "Piersi Kardashian na wakacjach w Meksyku", "Biust Krupy na zakupach" czy "Sutki Rihanny w drodze na kolację" nadające podmiotowość kobiecym klatkom piersiowym już nawet szczególnie nie dziwią. Podobnie jak zawód brafitterki. Swojego amstaffa prowadzisz do weterynarza, a swoje cycki – do brafitterki.
Wszystkie znaki na niebie, ziemi, a przede wszystkim – w kalendarzu, wskazują, że mamy XXI wiek. Obsesyjne zainteresowanie powierzchownością, w tym także biustem (czy to własnym, czy cudzym) można jakoś zrozumieć. Trudniej pojąć maniakalne podejście do obowiązku noszenia biustonosza.
Na forach dla kobiet użytkowniczki jak jeden mąż zarzekają się, że "bez niego to tylko po bułki". Panowie internauci dywagują, jakie piersi wypada pokazywać pod ubraniem (oczywiście młode i jędrne). Zaś Anna Lewandowska brakiem stanika "oburza", i to pomimo spełniania dyrektywy o młodości i jędrności.
W dość pokrętny sposób zdajemy się łączyć nonszalancję w kwestii noszenia bielizny z moralnością. Zdaniem opinii publicznej z początku ubiegłego wieku sufrażystki zrzucając gorsety, pozbyły się także kręgosłupa moralnego.
Czego pozbywa się kobieta z naturalnym biustem pozując bez stanika, trudno powiedzieć. Sądząc po głosach oburzonych, przestaje być seksbombą, a jednocześnie tzw. "porządną dziewczyną". Wedle poślednich gustów powinno być więc seksownie jak w pornolu (miseczka F co najmniej!), a zarazem niewinnie. Wypisz wymaluj rasowa polska celebrytka premium. Szpilki 12 cm, włosy do pasa, nastrzyknięta jak ta lala, ale kolory pastelowe, makijaż dyskretny i spódnica do kolan.
W języku angielskim funkcjonuje określenie "bra burner" (palaczka staników), które równie slangowo można przetłumaczyć jako "feminazistka". Zostało ono ukute w latach 60., kiedy grupa feministek oprotestowała wybory Miss America. Kobiety zwracały uwagę na fakt, że kandydatki w konkursach piękności są oceniane w podobny sposób jak rasowe konie – porównuje się ich grzywy, długość nóg i zgrabność kłusu - pardon – chodu.
Na znak sprzeciwu w śmietniku wylądowały przedmioty symbolizujące pola, na których kobiety są dyskryminowane. Garnki, patelnie i mopy oznaczające obowiązki domowe, egzemplarze magazynów "Playboy" i "Cosmopolitan" (pierwszy przedstawiał wówczas kobiety jako zabawki seksualne, drugi zwracał się do nich jak do średnio pojętnych 12-latek), a także przedmioty wyrażające niepisany obowiązek nieustannego dbania o wygląd - lokówkę do włosów, majtki wyszczuplające, sztuczne rzęsy czy kosmetyki do makijażu.
Wśród tej całkiem pokaźnej listy znalazły się i staniki. Jednak to właśnie one przykuły uwagę dziennikarki "New York Post", która wspomniała o nich już w tytule artykułu. I czytelnikom to wyrzucenie staników wydało się najbardziej nienaturalne i obrazoburcze. Nieźle, jak na modę upowszechnioną zaledwie pięćdziesiąt lat wcześniej.
Po co kobietom piersi?
Stanik do życia ani szczęścia niezbędny nie jest. Biust przeszkadza jedynie podczas uprawiania sportu, a i to zaledwie połowie ankietowanych kobiet. Marilyn Monroe rzekomo sypiała w biustonoszu, aby jej piersi nigdy nie straciły kształtu, tymczasem z prowadzonych we Francji przez 15 lat badań wynika, że noszenie stanika nie tylko nie poprawia kształtu piersi, ale wręcz przyczynia się do ich opadania.
Tym, co rzeczywiście trzyma nas w kagańcu staników, nie są korzyści czy wygoda, ale przyzwyczajenie. Nawet nie tyle do samego zakładania biustonoszy, co do oglądania w nich kobiecych piersi. Stanik, i to taki typu push-up, zrósł się w naszych głowach z biustem. Naturalniejsze wydają się nam piersi podtrzymane, bezsutkowe i upchnięte w ramy niż te naprawdę naturalne. Piersi Lewandowskiej budzą emocje na podobnej zasadzie, co zdjęcia kobiecych ud z cellulitem. W końcu od kilkudziesięciu lat oglądaliśmy go z rzadka na plażach u śmiałkiń, które pokonały wstyd.
W książce Łukasza Gołębiowskiego o ubiorach dawnych można przeczytać następujące zdanie o rogówkach (kloszach do dworskich sukni): "z początku żadna dama nie pokazała się na widok publiczny bez rogówki, nawet we własnym domu przy gościu (…) potem zaczęły zakładać je jedynie na rauty i bale, w ostatnich latach panowania Augusta III jedynie na wizyty na dworze". Być może podobny los czeka biustonosze. Sił w łamaniu konwenansów możemy spróbować już 30 maja, czyli "Dniu bez stanika".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl