Blisko ludziList do redakcji: Mój chłopak wyklęty, czyli jak żyć pod jednym dachem z prawicowcem

List do redakcji: Mój chłopak wyklęty, czyli jak żyć pod jednym dachem z prawicowcem

Mój chłopak skręcił na prawo. Najpierw zaczął czytać patriotyczne książki, w domu pojawiły się nowe słowa i jedynie słuszne książki oraz gazety. Kiedy na łydce zrobił tatuaż, miarka się przebrała. Długo godził nas seks, aż wreszcie wielka Polska przesłoniła związek.

List do redakcji: Mój chłopak wyklęty, czyli jak żyć pod jednym dachem z prawicowcem
Źródło zdjęć: © PAP
Ewa Kaleta

26.02.2018 | aktual.: 28.02.2018 15:13

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Znajomi pytają mnie do dziś: "to ty nie zauważyłaś wcześniej, że on ma taką napinkę na prawicę?". Odpowiadam, że nie zauważyłam, bo jej wcześniej wcale nie miał.

Poznałam Piotrka, kiedy miałam 22 lata. Nie było wtedy jeszcze mody na żołnierzy wyklętych. Bycie patriotą nie było modne. Byliśmy od niedawna w Unii Europejskiej, ludzie marzyli o wjeździe na Erasmusa za granicę. To były też moje marzenia i marzenia Piotrka. Mnie się nie udało, Piotrek pojechał na semestr do Hiszpanii. Nie przypominam sobie, żeby był wtedy dumnym Polakiem. Był rozrywkowym chłopakiem z prowincji, który chce się bawić.

Kiedy powiedział pierwszy raz o wstawaniu z kolan, myślałam, że żartuje. Piotrek, który jeszcze dwa lata temu chciał szukać swojej duchowej drogi w medytacji, nagle zaczął opowiadać o "Ponurym", zapomnianym bohaterze narodowym. Zażartowałam kiedyś, że "ponure" są te jego historie. Taki suchar. Obraził się. Przesiadywał na prawicowych portalach. O ile dobrze pamiętam, wtedy w naszym domowym języku pojawiły się: godność, odzyskiwanie godności, godność Polaka. Żeby rozładować sytuację, zabawę z kotem nazywałam odzyskiwaniem godności. Krzyczałam na nasze całe 34-metrowe mieszkanie do Kici, że musi natychmiast odzyskać godność. Piotr wymyślał nowe słowa. Doszły obelgi typu "siewcy propagandy". Kiedy się odzywał, było mi wstyd, że jestem z człowiekiem, którzy wierzy w teorie spiskowe. Szczególnie w obecności moich rodziców, bo patrzyli na niego jak na wariata.

Kiedyś byliśmy zupełnie przeciętni, apolityczni, chcieliśmy, żeby było dobrze. Trochę ambicji i trochę wakacji – tak to nazwałam. Naszym marzeniem była rodzina. Miałam 27 lat, Piotrek był o rok starszy. Co drugi obiad u rodziców był normalny, bez politycznych pojedynków miedzy Piotrkiem i ojcem. Po naszym wyjściu mama pisała mi smsy, albo "nie martw się wszystko będzie ok., już mu przeszło" albo "co temu Piotrkowi chodzi po głowie?". Czy można być z kimś, kto ma tak odmienne widzenie świata? No i kiedy to się stało? Czy zawsze taki był?

Zła książka, nie ta historia

Któregoś dnia kurier przyniósł paczkę dla Piotrka. Otworzyłam, a tam naklejki z Polską Walczącą i koszulka z Polską Walczącą. Znowu zażartowałam, zapytałam, czy nie kupił pościeli, skarpetek i prezerwatyw. – Nic nie rozumiesz, jesteś ślepa jak cała twoja rodzina – odpowiedział w złości. Mój ojciec robił zdjęcia do lokalnej gazety. Nagle dowiedziałam się od Piotrka, że jest beneficjentem systemu i zdrajcą. Ten sam człowiek, który pomagał mamie Piotrka, kiedy straciła pracę w szkole jako kucharka.

Przestałam zapraszać znajomych z pracy do domu. Pracowałam wtedy w klinice pediatrycznej na recepcji. Wieczorami pisałam artykuły i wysyłałam do różnych pism. Skończyłam dziennikarstwo i próbowałam pracować w zawodzie. Piotrek dopytywał, gdzie wysyłam teksty. Dostawał piany, kiedy mówiłam, że do babskich czasopism. Wszystkie w jego mniemaniu budowały zagraniczne imperium. Uciekaliśmy w seks, to nas jeszcze było w stanie połączyć.

Świętowaliśmy 7. rocznicę związku. Kupiłam Piotrkowi książkę o historii Powstania Warszawskiego. Nie mógł się powstrzymać, usłyszałam serię z karabinu: że jestem kretynką i nie wiem nawet, kogo słuchać. Autorka była związana z lewicową gazetą. Nie zrobiłam tego specjalnie, jeszcze uważałam, że Piotrek po prostu fascynuje się historią.

Kolejnym etapem był Kościół. Nigdy nie był specjalnie wierzący, nie chodził do kościoła, nie obchodził świąt. Wierzył pewnie jak większość – "po swojemu". Ale Bóg w jego historiach przykleił się do narodu i ojczyzny. Nadal nie chodził do kościoła, ale tradycja katolicka stała się nagle wartością. Nie przesadzał z ubraniami patriotycznymi, chociaż widziałam, że ogląda co jakiś czas nowe bluzy. Oficjalnie mówił, że nie jest idiotą, żeby się obwieszać Polską flagą, że to nie wypada. Śmiał się z dzieciaków, co stoją dumnie z flagami ONR. W takich momentach miałam wrażenie, że nie odleciał zbyt daleko.

Żołnierz, ale nie mój

Na marsz Niepodległości poszedł po kryjomu. Powiedział, że wychodzi ze znajomymi ze studiów na piwo. Gdy wrócił podpity, zapytałam, gdzie był. Przyznał się, że na marszu. W telewizji wrzało, że na marszu byli sami faszyści, a mój chłopak śmierdział wódką i mówił, że wstyd mu za to, kim jestem. Krzyczałam na niego, że pewnie stał na samym przedzie przy transparentach kominiarką na głowie. Pogodziliśmy się tradycyjnie, seksem.

Po marszu Niepodległości, wyrzucił mnie ze znajomych na Facebooku. Pytałam dlaczego, nie odpowiedział. Razem ze mnę wyleciała moja siostra i przyjaciele. Nie chciał być podglądany. Dołączył do fanpage’a Żołnierzy Chrystusa. Wziął udział w "Różańcu do granic". O wszystkim doniosła mi nasza ostatnia wspólna znajoma, zareagowałam jak zawsze – nerwowym śmiechem. Pomyślałam – jacy żołnierze Chrystusa? Przecież on nie był w kościele od czasu swojej własnej komunii. Nie pytałam o nic, nie śledziłam go w internecie.

Obraz
© newspix.pl | MICHAL FLUDRA

Moja kariera w mediach powoli się rozwijała, założyłam vloga o zabytkach na Podlasiu. Pisałam czasem jakiś krótki tekst na portale kobiece. Zaczęłam zarabiać pierwsze małe pieniądze na swoim wykształceniu. Poznawałam nowych ludzi, szukałam kontaktów w redakcjach. Piotrek mówił, że jestem karierowiczką. Odpuściłam mu, bo jego firma ze sprzętem fotograficznym upadała. Nigdy nie było sukcesu, ale znał się na tym, lubił to, nigdy nie był na minusie. Im gorzej mu szło w pracy, tym więcej mówił o zafałszowanej historii Polski. Myślałam, że ma po prostu za dużo czasu. Zapytałam go kilka razy, czy nie znalazł sobie jakiejś "morowej panny". Obraza jak zawsze. Chyba chciałam, żeby odszedł sam, żebym nie musiała podejmować trudnych decyzji.

Po roku radykalizowania przyszedł czas na tatuaż: Polska Walcząca, pomnik małego powstańca i flaga. Na całej nodze od uda do kostki. Parsknęłam śmiechem, kiedy zobaczyłam, że będzie sobie Powstanie Warszawskie tatuował na udzie i pod kolanem. Była kolejna awantura. Rozbił mój kubek, który dostałam z redakcji stacji radiowej, gdzie zaczęłam staż. Spakowałam kilka ubrań płacząc i wyszłam. Zatrzymałam się pod windą. Pomyślałam, że to ja wynajmuję to mieszkanie, niech on spada. Wróciłam i powiedziałam, że to on ma wyjść. Odmówił. Krzyczałam, że jeśli taki z niego wielki patriota i żołnierz, to niech okaże trochę klasy i sam idzie nocować pod czyimiś drzwiami.

Poszłam na terapię. Piotrek obiecywał, że też pójdzie. "Zablokowałem się. Mam problem ze złością. Przepraszam" – pisał w smsach. Spotykaliśmy się poza domem. Czułam się bez niego coraz lepiej. Kiedy go nie było, zobaczyłam, jaki jest gwałtowny, nerwowy i despotyczny. Mogę wreszcie włączyć TVN i pooglądać głupoty. Bo z nim nie mogłam. Z nim nagle wszystko było na serio. Rozstaliśmy się, a właściwie to ja rozstałam się z nim. Czy dlatego, że stał się obsesyjnym patriotą? Czy dlatego, że był despotyczny, zamknięty emocjonalnie?

Mieczysław Jaskulski z Laboratorium Psychoedukacji wyjaśnia sytuację, w której znalazła się nasza czytelniczka. Dlaczego w dorosłym człowieku nagle budzą się gorące uczucia patriotyczne czy religijne?
Radykalizacja poglądów wiąże się najczęściej z brakiem dojrzałości. Czujesz się zagubiony w świecie, więc swoje dylematy, brak własnego zdania i autorefleksji, zastępujesz jakimiś cytatami, przeczytanymi i zaadaptowanymi bezrefleksyjnie mądrościami. Jeśli nie jesteś w stanie wypracować kodeksu moralnego, narzucasz sobie kodeks z zewnątrz.

Dojrzałe osoby rozumieją funkcjonowanie świata, mają w sobie otwartość na odmienność i wiedzą, że nie ma jednej prawdy oraz, że same mogą się mylić. Bez tego uniemożliwiona jest podstawowa komunikacja. Trudno pomóc komuś, kto uważa swoje poglądy za jedyną prawdę. To tak, jakby schizofrenik nie dał się przekonać, że żyje w świecie fantazji, a człowiek w głębokiej depresji, że istnieje jasna strona życia. Jeśli nie pozwolą sobie na wątpliwości, nie mają szans na wyzdrowienie.

Zobacz wideo: Roman Sklepowicz o protestach kobiet

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (979)