Łoś narozrabiał, teraz ważą się jego losy w polskich lasach. Za łosiem wstawiła się Kinga Rusin
Coraz głośniej mówi się o demontażu modelu ochrony przyrody w Polsce. Po bobrach na celowniku pojawił się łoś. Od 2002 roku w Polsce obowiązuje moratorium, na podstawie którego nie można strzelać do łosi. Ministerstwo Środowiska rozważa właśnie jego zniesienie. I choć decyzja jeszcze nie zapadła, to łoś znalazł się już w ofercie łowieckiej, którą udostępniła Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Olsztynie. Swój sprzeciw wobec takiego obrotu spraw złożyła dziennikarka Kinga Rusin.
25.08.2017 | aktual.: 25.08.2017 18:27
"Nie pozwólmy na kolejne barbarzyństwo w naszych polskich lasach" – napisała dziennikarka na swoim profilu na Instagramie. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Olsztynie zamieściła ofertę łowiecką, z której wynika, że za postrzelenie byka (samca łosia) trzeba będzie zapłacić 600 złotych, a za samicę lub łoszaka – 500. Dodatkowo wyceniono poroża. Te o masie od 5 kilogramów i wyżej kosztują 3200 złotych.
Z kolei Ministerstwo Środowiska opublikowało na swoim profilu na Facebooku informację, która wyraźnie sugeruje, że za większość wypadków z udziałem zwierząt odpowiada wzrost liczebności łosi. "Niekontrolowany wzrost liczby łosi ma wpływ na stale rosnącą liczbę wypadków drogowych z udziałem dzikich zwierząt. Tylko w pierwszej połowie 2017 roku liczba kolizji i wypadków przekroczyła 10 tysięcy" – czytamy. W związku z tym ministerstwo rozważa zniesienie obowiązującego od 2002 roku moratorium, na podstawie którego nie można strzelać do łosi.
– Wznowienie odstrzałów łosia oceniam jako fatalną decyzję, jeżeli zapadnie. Obecnie obserwujemy, że Ministerstwo Środowiska próbuje stworzyć atmosferę zagrożenia, jaką rzekomo powodują łosie, sugerując np. wzrost wypadków z udziałem tych zwierząt. Z tym, że te statystyki dotyczą nie tylko łosi, ale wszystkich zwierząt, również domowych. Policja nie wpisuje konkretnych gatunków, stąd nie ma dokładnych statystyk. Jednak sugeruje się, że podobno przez to, że jest więcej łosi, jest też więcej wypadków. To jest nieprawdą. Tworzy się czarny pijar wokół łosia – podkreśla Paweł Średziński z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.
"Łosia mamy stanowczo za dużo"
W temacie łosia głos zabrała Rada Gminy Grajewo, publikując na swojej stronie stanowisko w sprawie zmiany uregulowań prawnych związanych z gospodarką łowiecką. Gmina wnioskuje o zdjęcie moratorium na odstrzał łosia, ponieważ w ostatnich 10 latach obserwuje wzrost populacji tego gatunku. Na terenie gminy odnotowuje się znaczne zwiększenie szkód wyrządzanych przez ten gatunek oraz wzrost liczby kolizji i wypadków śmiertelnych w wyniku zdarzeń drogowych z udziałem łosi. "Z niepokojem obserwujemy narastający z roku na rok problem szkód łowieckich wyrządzanych przez dziką zwierzynę w gospodarstwach rolnych. Skala tych szkód systematycznie wzrasta, wzrasta również niezadowolenie rolników, których ten problem dotyka. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom rolników i reagując na rosnący problem szkód łowieckich, radni Gminy Grajewo zwracają się z apelem o podjęcie w trybie pilnym kompleksowych działań zmierzających do zmniejszenia populacji zwierząt dziko żyjących" – czytamy w oświadczeniu.
Zadzwoniłam w tej sprawie do przewodniczącego Rady Gminy Grajewo Jana Dąbrowskiego, który przyznał, że łoś wyrządza faktyczne szkody w drzewostanie, ale gminę najbardziej boli liczba wypadków komunikacyjnych z udziałem tych zwierząt. Tylko w pierwszym półroczu bieżącego roku na terenie powiatu grajewskiego doszło do 5 zdarzeń drogowych z udziałem łosi, w wyniku czego 1 osoba poniosła śmierć. – Łosia mamy stanowczo za dużo na naszym terenie. Łoś traci respekt przed człowiekiem i przed terenem. Wychodzi na drogę i giną ludzie – alarmuje Dąbrowski w rozmowie z WP Kobieta. – Zawsze jeśli będziemy mieć wybór człowiek, a zwierzę, to wybierzemy człowieka. Proszę mnie jednak źle nie zrozumieć. Nie jesteśmy grupą krwiożerczych bandytów, którzy chcą wytępić łosia. To przepiękne zwierzę, ale w nadmiarze szkodzi – dodał.
Łoś szkodnikiem?
Czy rzeczywiście łoś szkodzi? Zapytaliśmy o to Łukasza Zaniewskiego, specjalistę Służby Leśnej w Nadleśnictwie Rajgród. W 2015 roku na terenie nadleśnictwa 113,39 ha upraw uległo zniszczeniu przez łosie, rok później już 290,54 ha. W tym roku zniszczeń będzie jeszcze więcej, statystyki już teraz mówią o zniszczeniu 257,92 ha lasu. Jeżeli chodzi o wypadki z udziałem łosi na terenie Nadleśnictwa Rajgród, to w 2014 doszło do 15 wypadków, a w 2015 do 16. Miejscem najczęstszych kolizji spowodowanych przez łosie była droga krajowa nr 65 na odcinku Osowiec-Grajewo.
Łukasz Zaniewski uważa, że porównywanie wypadków z łosiami do wypadków ze zwierzętami domowymi nie jest trafne. – Łoś to nie koń i nie krowa. Zwierzęta domowe są w jakiś sposób ograniczane przed swobodnym przechodzeniem przez drogę. Są w oborach, a jeżeli są na pastwiskach, to również ogrodzonych, bo żaden gospodarz sobie nie pozwoli na to, żeby mu zginął koń albo krowa. Wobec tego znacznie mniej jest wypadków z ich udziałem – przekonuje. – Poza tym, zwróćmy uwagę na budowę łosia. W przypadku kolizji z samochodem osobowym skutki są bardzo poważne. Łoś ma długie nogi i cała masa jego ciała jest wysoko usadowiona. Samochód, uderzając w łosia, podcina mu nogi. Cała tusza zwierzyny wpada na maskę i dalej do wnętrza samochodu – wyjaśnia Zaniewski.
Jeśli nie strzelać, to co robić?
"Są przecież sposoby ograniczania potencjalnych wypadków, np. poprzez wykaszanie i oczyszczanie poboczy dróg. Jednak o tym zwolennicy odstrzału już nic nie mówią. Łoś jest jednak postrzegany jako "szkodnik" przez Lasy Państwowe. Być może mięso z łosia znajdzie się też na półkach sklepów z dziczyzną, których otwarcie zapowiedział Dyrektor Generalny Lasów Państwowych" – alarmuje Kinga Rusin.
Takie stawianie sprawy leśników oburza. Nie jest bowiem prawdą, że nie starają się ograniczać szkód wywoływanych przez łosie, przynajmniej tych dotyczących niszczenia lasu. Po pierwsze grodzą nowo posadzone drzewa, po drugie - smarują część z nich ostraszającymi repelentami i wreszcie dostarczają zwierzętom drewno, które mogą gryźć, nie szkodząc rosnącym drzewom.
Zaniewski podkreśla jednak, że to kosztuje i to niemało. Przykładowo wykonanie 100 metrów ogrodzenia to koszt około 800-900 złotych. – W 2017 roku do lipca włącznie ogrodzono 103,51 ha upraw. Koszt wykonania tych ogrodzeń wyniósł 386 048,23 złotych. Jesteśmy zobowiązani do utrzymania trwałości lasu. Jeżeli byśmy nie stosowali tych zabiegów ochronnych, trwałość ich byłaby zagrożona – informuje Zaniewski.
#jestemzłosiem
Co prawda Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Olsztynie twierdzi, że tworząc cenniki polowań na bieżący rok, urzędnicy posłużyli się formularzami sprzed kilku lat. Stąd we wspomnianym cenniku znalazł się zapis sugerujący możliwość wykupienia odstrzału na łosia. Jednak ekolodzy w przypadki nie wierzą.
W Polsce za sprawą między innymi Fundacji Dziedzictwa Narodowego ruszyła kampania #jestemzłosiem, która ma na celu walkę o wpisanie łosia na listę gatunków chronionych w Polsce. – Łoś nie jest szkodnikiem, a tak przedstawiają ten gatunek Lasy Państwowe. Jest charyzmatycznym gatunkiem, który już raz prawie utraciliśmy w Polsce. Jest też bardzo cennym gatunkiem dla turystyki. W rejonie Biebrzy obserwowanie łosi przyciąga ludzi. W tej atmosferze, kiedy strzela się do dzików w parkach narodowych, kiedy mówi się o wpisaniu szakala na listę gatunków łownych, to jest naprawdę najgorszy klimat na podejmowanie decyzji o przyszłości łosia – podkreśla Paweł Średziński.