Lovely weather isn’t it?

Jeśli jesteście przekonani, że większość rzeczy, które czytacie na temat danego kraju to uogólnienia i sztucznie ubarwione lub podkręcone – jak turystyczna atrakcja – stereotypy, to niestety nie do końca będziecie mieć racje. Bo np. tacy Anglicy... Oni naprawdę rozmawiają o pogodzie.

Lovely weather isn’t it?
Źródło zdjęć: © AFP

Jeśli jesteście przekonani, że większość rzeczy, które czytacie na temat danego kraju to uogólnienia i sztucznie ubarwione lub podkręcone – jak turystyczna atrakcja – stereotypy, to niestety nie do końca będziecie mieć racje. Bo np. tacy Anglicy... Oni naprawdę rozmawiają o pogodzie.

Trudno zresztą się im dziwić, klimat bowiem mają niełatwy.
„Showers” – dosłownie „prysznice”, czyli przelotne deszcze - dziwne zmiany temperatur, brak śniegu, który jednak się pojawia, wielkie wahania dobowe temperatur... Można by to wszystko zwalić na globalne ocieplenie, gdyby nie to, że Wyspa walczy z takimi zmianami pogodowymi od setek lat.
Trudno pewnie sobie wyobrazić, że brytyjska telewizja z umiarkowanym entuzjazmem podchodzi do pytania, czy sprowadzać zagraniczne pługi do – mającego jednak spaść – śniegu. Z niedowierzaniem obejrzałam też program o tym, że opadające jesienią liście w połączeniu z rzęsistymi opadami, zablokowały brytyjską kolej Jej Królewskiej Mości...

Jeśli jednak nadal nie możecie sobie wyobrazić jak to jest, że wszyscy tam tak bardzo ekscytują się podmuchem wiatru – przypomnijcie sobie rozmowy Polaków o „ciśnieniu” (które jest naszym lokalnym fenomenem – Brytyjczycy nie zrzucą braku chęci do pracy i bólu głowy na tajemnicze „ciśnienie”) oraz o chorobach – tak, to właśnie ten typ narodowego wtajemniczenia...

Keep distance

W kraju, w którym od najmłodszego uczą rezerwy, dystansu oraz używania – w nadmiernej czasem ilości - słów takich jak „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam” umiejętność nawiązania kontaktu z inną osobą i nie poświęcenia swej narodowej neurozy jest cenna. I tu oczywiście przychodzi idealnie z pomocą dyżurny temat... Bo tak naprawdę nieosobisty – choć może stać się osobisty jeśli tylko pokieruje się go w odpowiednie rejony... Uprzejmy i nienarzucający się, obowiązujący i obchodzący wszystkich – bo w końcu czy tylko Tobie zapchała się rynna, a wiatr porwał ukochanego sznaucera razem z szopą? Nie dziękuje, nie przejąłem się bardzo, kupię sobie nowego w przyszłym tygodniu ...

My little garden

Jest jeszcze parę powodów do tego, by o pogodzie rozmawiać. Oprócz klimatu i neurozy jest to między innymi – upodobanie Anglików do „gardening”, czyli ogrodnictwa. Obsesja na punkcie trawników znana jest wszystkim. Poszczególne obsesje na punkcie róż, dali (tak ładnie opisane w „Podróżach z moją ciotką” Grahama Greene’a) czy hortensji – tak w końcu łatwo łamiących się na deszczu czy wietrze, to bynajmniej nie choroba mieszkańców podlondyńskich wsi, lecz londyńczyków, którzy – jeśli tylko nie zamieszkują ścisłego centrum – zawsze znajdą sobie kawałek zieleni do pielęgnowania. Z tą miłością łączy się następna: uwielbienie do imprez na świeżym powietrzu. I nie mówimy tu o Glastonbury, lecz o fetach dobroczynnych, piknikach, Wimbledonie i Ascott, pojedynku miedzy Oksfordem a Cambridge i obiadkach u Nigelli Lawson. Do tej listy dołączyłby chętnie po prostu zwykły grill z przyjaciółmi i wycieczka do parku na tradycyjnie brytyjski piknik... I mamy już conajmniej kilkanaście powodów, dla których warto sprawdzić
pogodę.

Show must go on...

Przysłowia mówią, że gdyby nie pogoda, to Anglicy nie otwieraliby ust. Z kolei wiadomo, że otwierając interes warto pomyśleć o deszczu i wietrze – czy otwierasz restaurację, budkę z lodami czy firmę przewozową... Warto pamiętać też, że producenci parasoli, kaloszy i ciepłych pledów na pewno znajdą tu rynek zbytu – pamiętam jak siedzimy wszyscy na grillu w lipcu, i nie szczękamy zębami tylko z powodu pledów... Bo kolejną cechą Anglików jest to, że nie rezygnują: to nic, że pada, przyjęcie musi się odbyć... Zresztą, wracając do „pogodowych” akcesoriów – są one niezwykle fantazyjne. Nawet królowa nie może się oprzeć prochowcom czy liliowym chusteczkom na lekki deszcz... Nie mówiąc już oczywiście o tłumach studentek mody z St. Martin’s School of Arts czy szeregom modelek maszerujących na London Fashion Week pod parasolkami we wszystkich możliwych kształtach i kolorach.

Lite my fire

Ostatnio Anglicy mają nowy powód by przejmować się pogodą – od pierwszego lipca 2007 roku nie można palić w restauracjach, pubach, miejscach pracy – nigdzie... Pojawiły się więc już w Londynie charakterystyczne sylwetki znane z Nowego Jorku: podkulone z zimna jesienią i zimą, czesto w cienkiej koszuli lub bluzce bez pleców (mimo, że styczeń), ogrzewające się przy nikłym cieple papierosowego żaru. Dla nich również przepowiadający pogodę w Sky News są bohaterami dnia codziennego, choć nie hodują dali...

Specjalnie dla serwisu kobieta.wp.pl prosto z Nowego Jorku nasza korespondentka Agnieszka Kozak
Dziennikarka, robi doktorat z gender i queer studies. Zajmuje się lokalnymi odmianami globalnych trendów, seksem i seksualnością w kulturze popularnej czasem krytykuje sztukę i fotografię, ale głównie nałogowo kupuje buty…

ZOBACZ TEŻ

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)