Blisko ludziMaciej pracuje jako św. Mikołaj od 7 lat. Rodzice zastanawiają się, czy warto tak okłamywać dzieci

Maciej pracuje jako św. Mikołaj od 7 lat. Rodzice zastanawiają się, czy warto tak okłamywać dzieci

W Wigilię czeka na niego każde dziecko. Gdy słyszą jego kroki przed wejściem do mieszkania i magiczny okrzyk, "Ho ho ho", z niecierpliwością biegną do drzwi. Czasem jednak wraz z odklejającą się brodą może upaść cały dziecięcy światopogląd.

Maciej pracuje jako św. Mikołaj od 7 lat. Rodzice zastanawiają się, czy warto tak okłamywać dzieci
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

Na świątecznych playlistach Ariana Grande wyśpiewuje: "święty Mikołaju powiedz mi, czy naprawdę istniejesz". Na jej pytanie może odpowiedzieć Maciej Ryniewicz, który na co dzień jest przedstawicielem handlowym, a w święta zamienia się w św. Mikołaja.

Wielu rodziców zastanawia się, czy budowanie w dziecku wiary w nierealną postać jest słuszne. Stają przed wyzwaniem, co zrobić, jeśli dziecko tę wiarę utraci. Często sytuacje te są dla najmłodszych traumatyczne i pojawia się u nich pytanie: "Dlaczego rodzice przez tyle lat mnie oszukiwali?". Czy jest zatem sens pielęgnować wiarę w św. Mikołaja?

Święty Mikołaj z przypadku

Maciej Ryniewicz przebiera się za św. Mikołaja od 7 lat. Z przypadku. Jest masywnej postury, ma 188 cm wzrostu. 7 lat temu jego znajomi poprosili go, żeby zabawiał dzieci jako Święty Mikołaj w ich przedszkolu. Chciał dorobić w święta i od razu się zgodził. To miał być tylko jeden raz, ale okazało się, że od tamtej pory każdego roku pomaga rodzicom spełniać dziecięce marzenia.

Przed każdym spotkaniem dostaje wytyczne od rodziców. Opowiadają mu, czym się interesują ich pociechy, o czym marzą, jakie zachowania powinny zmienić. Wszystko zapamiętuje i wykorzystuje w trakcie spotkania. "Elfy powiedziały mi, że nie słuchałeś mamy. Dostaniesz dziś prezent, ale elf będzie ci się przyglądał kolejny rok i jeśli twoje zachowanie się nie poprawi, to wtedy nie zobaczymy się w przyszłe święta" – to jedna z formułek, które pojawiają się często w trakcie spotkań.

– Najważniejsze jest dobre podejście do dzieci. Jak ktoś go nie ma, to dzieci będą się go bały. Jeśli potrafi na wejściu do domu zbudować atmosferę tajemniczości, przywitać się z tym dzieckiem, żeby przestało się bać, to już jest łatwiej. Najtrudniejszą rzeczą jest przekonanie dziecka, żeby w nas uwierzyło. Nasze ruchy, to jak się zachowujemy, to bardzo pomaga. Najgorsze, co może nas spotkać, to płacz. Wtedy już nic nie zrobimy i dziecko będzie miało zamazany obraz Świętego Mikołaja – mówi Maciej.

Kiedy Święty Mikołaj zyska sympatię dzieci, pojawiają się kolejne problemy. – Uciążliwe jest noszenie brody i peruki. Człowiekowi jest gorąco. Gdy wejdzie się z zimnego podwórza do domu to wiadomo, że zaparują okulary, trzeba przetrzeć. Dzieci próbują ciągnąć za brodę, więc trzeba przytrzymać ją zębami – zdradza.

Pociąganie za brodę to nie są jedyne próby demaskacji świątecznego gościa. Dzieci zadają wiele pytań: "Gdzie są renifery?", "Gdzie zostawił pan sanie?". Maciej postanowił, że nie będzie ich oszukiwał. Boi się, że wyglądając za nim przez okno, zobaczą, że wsiada do zaparkowanego pod domem samochodu. Boi się, że straci ich zaufanie.

– Biorąc pod uwagę, że mamy ocieplenie klimatu i zimą jest dosyć ciepło, mówię, że renifery lubią zimę i jest im za gorąco. Tłumaczę, że w związku z tym musiałem wyposażyć się w samochód, żeby do nich dojechać – wyjaśnia.

Kiedy już rozwieje wszystkie wątpliwości i podejrzenia, cały trud wynagradza mu reakcja dzieci. Mówi, że sprawia mu ona ogromną radość, kiedy biorą go za rękę i prowadzą do swojego pokoju, by pokazać zabawki, które dostały wcześniej.

– Najfajniejsza sytuacja, jaka mi się zdarzyła: dziewczynka chciała zrezygnować z wigilijnej kolacji i pójść ze mną pomagać roznosić prezenty. Nawet na tegorocznych mikołajkach dzieci brały prezenty i nagle jedno z nich cofnęło się i dało mi buziaka. To było coś fajnego. Człowiek czerpie z tego pozytywną energię do dalszego działania – kończy wypowiedź.

Maciej stara się też edukować dzieci. Kiedy dziecko prowadzi go do swojego pokoju i pokazuje mu wszystkie zabawki, pyta, którymi z nich się bawi. Jeśli dziecko wskazuje kilka, a o innych mówi, że ich nie używa, to św. Mikołaj wyjaśnia im, że są dzieci, które nie mają zabawek i ucieszyłyby się z tych nieużywanych. Później dostaje telefony od ucieszonych rodziców, którzy mówią, że dzieci oddały paczki z nieużywanymi przedmiotami do domu dziecka.

Jednak dzieci dorastają i wtedy stali klienci odchodzą. Maciej Ryniewicz się tym nie przejmuje.

– Po Wigilii mam już zapełnioną następną Wigilię. A jeżeli został termin, a dziecko już nie wierzy w świętego Mikołaja, to rodzice dzwonią, żeby Mikołaj jednak przyszedł – "a może jeszcze dziecko uwierzy". Raczej w wieku 13-14 lat rezygnują. Pielęgnowanie tej wiary w tym wieku nie ma sensu – przyznaje.

Ryniewicz wiele lat był też św. Mikołajem we własnej rodzinie. Kiedy jego bratanek i chrześniaczka urośli i zorientowali się, że to wujek przynosi im prezenty, Julka zapytała go, czemu został Świętym Mikołajem.

– Wytłumaczyłem jej, że niektóre dzieci wierzą w Mikołaja, a ja jestem jego pomocnikiem, roznoszę prezenty. Fajniej jest dostać prezent od Mikołaja niż znaleźć pod choinką. I teraz rośnie mi mała pomocnica, bo chce być elfem w przyszłym roku – mówi z radością w głosie.

Nie ukrywa, że przebieranie się za Mikołaja to również całkiem niezły zarobek. Za wizytę w przedszkolu Maciej inkasuje 300 zł. W domu – 100-150 zł w grudniu, poza Wigilią. 24 grudnia stawka wzrasta – za 30-minutowe spotkanie rodzice płacą od 300 do 400 zł.

Obraz
© Archiwum prywatne

Gdy dziecko traci wiarę

Magda miała 5 lat, gdy zorientowała się, że Święty Mikołaj nie istnieje. Była wtedy w przedszkolu. Wszystkim udzielała się świąteczna atmosfera i dzieci ze zniecierpliwieniem czekały, aż siwobroda postać zapuka do ich drzwi. Magda i jej koleżanki rozmawiały o prezentach i o tym, czego zażyczyły sobie w liście do Świętego Mikołaja w tym roku.

Wtedy podszedł do nich jeden z kolegów. "Święty Mikołaj nie istnieje" – wyrzucił z siebie. Magda uśmiechnęła się tylko i powiedziała, że nie ma racji i że rodzice przecież by jej nie oszukali. Chłopiec popatrzył na nią z widocznym na twarzy grymasem i zaproponował, żeby zapytała mamę, kiedy wróci do domu. Zrobiła to. I od razu pożałowała.

Chociaż mama próbowała jej wyjaśnić, że to tradycja, że tak się robi, żadne tłumaczenie jej nie przekonywało. Przez wiele lat zostało w niej to traumatyczne wspomnienie. Teraz sama jest matką, ale nadal wspomina: "Naprawdę bardzo to przeżyłam. Było mi przykro, że przez tyle lat mnie okłamywali". Teraz jej dziecko ma półtora roku, jeszcze nie zdecydowała, czy będzie pielęgnowała w nim tradycję.

Psycholog dziecięcy Aleksandra Piotrowska tłumaczy, że wiara w Świętego Mikołaja jest dobra.

– Sprawia, że czekanie na święta zyskuje dodatkowy wymiar. Ma też walor wychowawczy. Można nasilać w dziecku wiarę w to, że Mikołaj widzi, jak dzieci się zachowują. Mówić, że jeśli zależy dziecku na jakimś prezencie, to powinno starać się podjąć ze swojej strony zobowiązanie dotyczące poprawy zachowania. Nie ma w tym nic złego. Poza tym naprawdę fajną rzeczą jest to, jeżeli dziecko ma marzenia, formułuje sobie oczekiwania i czeka jakiś czas na ich spełnienie – wyjaśnia.

Piotrowska mówi też, że rodzice powinni rozmawiać z dziećmi i edukować je w całym procesie oczekiwania na Mikołaja. Uświadamiać je, że nie są same na świecie i że Mikołaj nie kupi im wszystkiego, co chcą dostać, bo wtedy nie starczy prezentów dla innych. W ten sposób będą uczyły się kształtować swoje oczekiwania.

Poza tym zachęca do tego, żeby zauważyć okres przejściowy u dziecka i w momencie, kiedy coraz bardziej zaczyna wątpić, podkładać pod choinkę prezenty również od siebie. Pozwoli to złagodzić rozczarowanie i przejść przez ten proces bezboleśnie. Mówi, że nie wszystko musi być w życiu wyjaśnione na 100 proc.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (41)