Maja Kapłon zebrała pięć milionów złotych na operację. "Może nigdy nie będę do końca prosta, a blizny, które mam, nie znikną, ale cieszę się życiem"
Pojawiła się w programie "The Voice Of Poland" i poruszyła wszystkich swoją historią i głosem. Karierę muzyczną musiała odłożyć jednak na potem. Metalowy pręt w kręgosłupie, który miał być jej ratunkiem, pękł i zniszczył marzenia o wydaniu płyty. Jej powrót do sprawności specjaliści wycenili na 5 milionów złotych. Astronomiczna kwota, którą udało się zebrać, przywróciła jej chęć walki o życie.
Maja Kapłon od dziecka choruje na skoliozę. Miała już 18 zabiegów, które pomagały jej funkcjonować. Gdy rok temu pękł stalowy pręt podtrzymujący jej kręgosłup, młoda kobieta wymagała skomplikowanej operacji w USA. Dopiero po niej jej życie zaczęło się na nowo.
Katarzyna Dobrzyńska, WP Kobieta: Jeszcze rok temu mówiłaś, że boisz się stawiać każdy krok. Teraz jesteś po operacji, strach zniknął?
Maja Kapłon: Ten strach nadal towarzyszy, ale nie jest już tak intensywny. Bardziej bym powiedziała, że jestem nadwrażliwa. Staram się uważać i "liczę", czy nie wykonałam za dużo kroków albo ruchów, bojąc się, że coś się wydarzy. Mając jednak 25-letnią historię choroby za sobą, to ciężko się nie nakręcać i zapomnieć o tym z dnia na dzień. Ale jestem w stałym kontakcie z lekarzem, który podpowiada mi i uspokaja, więc z każdym dniem stawiam pewniej kroki.
Jak się dziś czujesz? Mija pół roku od operacji.
Czuję się bardzo dobrze. Chociaż, kiedy zdarzają się takie dni deszczowe i pochmurne to nadal te kości mnie bolą, ale nie narzekam. Wracam do sprawności, znowu myślę o swojej karierze. Teraz nagrywam klip do piosenki, zaczęłam życie. Z każdym miesiącem widzę poprawę, jednak wiem, że długo jeszcze będę czuć ograniczenia ruchowe, które ponoć z biegiem czasu mają powoli ustępować. To, co zauważyłam od razu, to fakt, że oddycha mi się tak dobrze, jak nigdy w życiu, chociaż i tak ta kondycja nie jest jeszcze taka, jak u zdrowej osoby. Nadal nie mogę wykonywać ruchów rotacyjnych, bo dzięki śrubom mam skręconą miednicę prętami, więc ruch w obrębie bioder jest ograniczony i taki pozostanie przez najbliższe 2 lata. Na początku bałam się, że to nie minie, ale teraz wiem, że możemy nad tym pracować.
Co czułaś, kiedy dowiedziałaś się, że udało się zebrać tę ogromną kwotę?
Do tej pory ciężko mi w to uwierzyć. Ponad 60 tys. osób złożyło się na mój sukces, większości nawet nie znam i nie będę miała okazji im nigdy podziękować za szansę. O tym, że udało się zebrać tę kwotę, dowiedziałam się w wyjątkowym momencie, bo na koncercie "Proszę o lek" w Warszawie. Było tam wiele bliskich mi osób, więc radość była ogromna, a emocje jeszcze większe. Szybko udało nam się przenieść do Stanów, wtedy pojawił się stres, ale, jak widać, wszystko skończyło się dobrze.
Po twojej operacji świat zmagał się z pandemią wirusa. Wpłynęło to na twój proces rehabilitacji?
W pierwszych miesiącach było faktycznie ciężko. Nie mogłam chodzić na basen, co jest ważnym elementem w mojej rehabilitacji. Ale pojawiła się dziewczyna, która mieszkała obok mnie, i pozwoliła mi korzystać z jej prywatnego basenu. Przez pierwsze miesiące nie mogłam w ogóle ćwiczyć, dopiero teraz ruszam z rehabilitacją. Szukam osoby, która zajmie się mną, a to nie jest proste wyzwanie. Nadal jest wiele rzeczy, których nie mogę robić, a wielu specjalistów jeszcze nie wie, jak ze mną pracować. Musiałam poczekać, żeby pierwsze bóle "zeszły", bo ćwiczenia były dla mnie bardzo bolesne.
Zawsze mogłaś liczyć na ludzi dobrej woli i wsparcie bliskich?
Na początku moi rodzice byli okropnie załamani. Nie spodziewali się, że aż taka kwota będzie potrzebna. Potem pojawił się strach, czy w ogóle uda się mi pomóc, bo tak jak wspominałam, nikt w Polsce nie chciał się tego podjąć, więc pojawił się kryzys, który przezwyciężyliśmy. Dużym wsparciem okazał się również mój zespół, który bardzo się zaangażował i szukał rozwiązania, co zrobić, żebym przeżyła.
Gdybyś miała wyróżnić jedną osobę, która okazała ci najwięcej wsparcia, kto by to był?
Najbardziej zbliżyłam się do mojej mamy, bardziej niż kiedykolwiek. Zawsze miałyśmy dobrą relację matka-córka, ale teraz kiedy płakała przy moim łóżku i śmiała się ze mną po operacji, że wszystko się udało, jesteśmy sobie bliższe niż kiedykolwiek. Traktuję ją już nie tylko jak mamę, ale również przyjaciółkę. Ale również moi przyjaciele, którzy zdali egzamin i odciągali mnie od czarnych myśli w mojej głowie.
Myślałaś, że się nie uda?
Tak. Pojawiały się takie myśli, chociaż było ich mało, ale to dlatego, że starałam się wypełniać mój czas. A bliscy, kiedy widzieli, że coś się dzieje, zawsze byli i tłumaczyli, że wszystko będzie dobrze. Bardzo tego wsparcia potrzebowałam.
Pręt, który miałaś, miał wystarczyć na całe życie, złamał się po dwóch latach. Mówiłaś o żalu, nadal go czujesz?
W tym monecie jestem tak szczęśliwa, że szczerze mówiąc, w ogóle o tym nie myślę. Skupiam się na tym, że się udało i staram się nie myśleć o tym, co było, chociaż w serduszku zawsze zadra pozostanie z tych gorszych czasów.
W Polsce twoja operacja była niemożliwa?
Kiedy byłam w najgorszym stanie i szukałam kogoś, kto podejmie się operacji, trafiłam na wielu wspaniałych specjalistów z Polski, którzy wprost mówili, że nie są w stanie mi pomóc, ale byli szczerzy. A potem angażowali się w poszukiwania i polecali innych specjalistów. Byłam trochę zawiedziona, ale również wdzięczna za tę komunikację z nimi i wsparcie. Wiem, że mamy w kraju dużo wspaniałych lekarzy, szkoda, ale niestety, w moim przypadku nie mogli zrobić wiele.
Zadajesz sobie pytanie "dlaczego ja"?
Kiedy byłam młodsza, to takie myśli pojawiały się w mojej głowie. Zastanawiałam się, czemu akurat mnie się to przytrafiło, czemu muszę być chora. Potem pozbyłam się tych myśli, teraz skupiam się na tym, żeby pomóc innym. Nie ma co się użalać nad sobą. W tym momencie jestem naprawdę szczęśliwa i wdzięczna. Może nigdy nie będę do końca prosta, a blizny, które mam nie znikną, ale cieszę się życiem.
Masz w sobie dużo optymizmu i empatii. Będziesz chciała wykorzystać swój przypadek do pomagania innym?
Staram się pomóc Karolinie Zawadzkiej. To dziewczyna, która ma bardzo podobne schorzenie do mojego, z tym że u niej nie ma zagrożenie neurologicznego. Jeszcze nigdy nie była operowana i w jej przypadku udało się znaleźć lekarza w Polsce, który podjął się operacji. Zbieramy fundusze po to, aby mogła również spełnić swoje marzenia i żyć. Potrzebujemy 218 tys. złotych.
Napisała do mnie, kiedy mnie się udało. Przyznała, że znajduje się w kryzysowej sytuacji i jest załamana. Również ma problemy z oddychaniem i inne problemy bólowe. Poprosiła o pomoc, teraz nazywam ją moją "pleckową siostrą", jest moim odbiciem lustrzanym, bo ma skrzywienie po drugiej stronie kręgosłupa. Ma 27 lat i do tej pory dawała radę, ale teraz okazało się, że dłużej się tak nie uda i jej stan się pogarsza.
Zawsze byłaś tak pozytywnie nastawiona, czy musiałaś nauczyć się pewności siebie?
Gdy byłam młodsza to jasne, że miałam kompleksy z powodu choroby. W gimnazjum próbowałam maskować to za pomocą bluz z kapturem, ale już w liceum z tego wyrosłam i nabrałam pewności siebie. Mam wrażenie, że to dzięki temu, że miałam plan na siebie i byłam na tym skupiona. Co więcej, na koncertach bardzo często odkrywałam plecy i czułam się z tym dobrze. Czułam, że jeśli ja, osoba publiczna, pokaże, że się tego nie wstydzę, to moi słuchacze również będą mieli tę odwagę i ich małe kompleksy nie będą miały aż takiego znaczenia. Po to też tworzę, żeby dać moim fanom jakąś ulgę.
Nie przejmujesz się hejtem, czy takie komentarze się nie pojawiają?
Oczywiście, że pojawiały się takie komentarze. Ale całkiem szczerze nie przejmowałam się nimi. Wiem, że ludzi o dobrych sercach jest więcej, a teraz nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnego negatywnego, a tych dobrych jest wiele. Gdyby mówili to bliscy, to może by to do mnie dotarło, ale obcy do mnie nie przemawiają.
Co planujesz dalej? Powrót na scenę?
Muzyka daje mi napęd do wszystkiego, więc w tym momencie najbardziej skupiam się na swoim zdrowiu, by móc jak najszybciej wrócić na scenę. Płyty fizycznie jeszcze nie ma, ale są piosenki, które się na niej znajdą, i które powoli będę wypuszczać do sieci. Będą o chorobie, radości, ludziach. Mam nadzieję, że przyniosą coś dobrego.