Maria jest katechetką od 25 lat. "Środowisko pełne obłudy i służalczości"
- Jedna z moich koleżanek po fachu wylądowała na zwolnieniu lekarskim. Proboszcz przymuszał ją do udziału w rekolekcjach, chociaż była po ciężkiej operacji. Ledwo trzymała się na nogach, ale musiała przyjść - mówi katechetka Maria, która zamierza zrezygnować z nauczania religii.
Maria jest katechetką w małej wsi na Podlasiu i po 25 latach pracy chce zrezygnować z nauczania religii. – Jestem na stanowisku tylko dlatego, że dyrektor nie znalazł jeszcze żadnej kompetentnej osoby na moje miejsce – tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta. - Przywiązałam się do uczniów, dlatego nie chcę, żeby trafiły na złego nauczyciela - dopowiada.
Katechetka przyznaje, że ostatnie lata na stanowisku przetrwała wyłącznie dzięki proboszczowi, który jest wyrozumiały i nie stawia przed nią niewykonalnych zadań. – Codziennie dojeżdżam do pracy, ale nie przeszkadza mi to, bo wolę stracić trochę czasu, a dzięki temu pracować w miarę bezstresowych warunkach – mówi.
Gdy pytam Marię, co w takim razie sprawia, że nie chce już być katechetką, kobieta bez namysłu odpowiada: niesprawiedliwe traktowanie osób uczących religii w porównaniu z innymi nauczycielami. – Z naszej pracy nie rozliczają nas dyrektorzy szkół, tylko biskupi, którzy traktują ją jako misję – uważa.
Katecheci, oprócz prowadzenia lekcji religii, często są odpowiedzialni za przygotowanie dzieci do I komunii świętej czy do sakramentu bierzmowania. – Nauki organizowane są wieczorami albo w weekendy. Poświęcamy swój czas i nie mamy za to żadnego wynagrodzenia. Ponadto musimy z własnej kieszeni płacić za wszystkie fakultety kościelne czy szkolenia. Biskupi mówią nam, że to jest nasza misja i musimy ją wypełniać bez oglądania się na pieniądze – zaznacza Maria.
Obłuda i służalczość
Jak się okazuje, presja wywierana na katechetach przerasta wielu z nich. - Jedna z moich koleżanek po fachu wylądowała na zwolnieniu lekarskim, bo nerwy jej wysiadły. Proboszcz przymuszał ją do udziału w rekolekcjach, chociaż była tuż po ciężkiej operacji. Ledwo trzymała się na nogach, ale musiała przyjść – opowiada Maria.
Katechetka zamierza skończyć z nauczaniem religii również dlatego, że ma już dosyć tkwienia w środowisku pełnym obłudy i służalczości. – Nie można sprzeciwiać się poleceniom duchownych. Nawet strach mieć własne zdanie. Większość katechetów to ludzie, którzy zginają się wpół już na sam widok biskupa – zdradza katechetka.
Kobieta przytacza jedną z sytuacji, która jej zdaniem dobrze obrazuje atmosferę panującą między katechetami. Podczas jednej z konferencji na wydziale katechetycznym zorganizowano prelekcję dotyczącą zagrożeń wynikających z tolerowania ludzi o orientacji homoseksualnej.
Marię irytują tego typu wykłady, ale obecność była obowiązkowa, więc musiała się pojawić. - Obok mnie siedziała inna katechetka, która słysząc, jak rozmawiam z kolegą o poglądach podobnych do moich, oburzyła się i karcącym głosem powiedziała: "Oni są wcielonym złem. Jak państwo mogą ich bronić?". Zapytałam się, czy zna chociaż jednego homoseksualistę, że potrafi tak stwierdzić, na co ona odparła, że nie musi znać, żeby wiedzieć, jacy oni są – wspomina Maria.
L4 najlepszym rozwiązaniem
Kobieta doskonale zna skalę nacisku wywieranego na katechetach, dlatego z tym większą przykrością obserwuje medialną nagonkę na nauczycieli religii, którym zarzuca się, że odmówili udziału w strajku. – Biskupi rozsyłali maile z "ostrzeżeniami" już na początku marca. W naszej diecezji dochodziło do sytuacji, że biskup wycofał misję kanoniczną (czyli prawo do nauczania religii w szkołach) katechecie tylko dlatego, że ten nie wziął udziału w trzydniowych rekolekcjach. Więc w przypadku sprzeciwienia się w kwestii strajku, tym bardziej nie miałby żadnych oporów – tłumaczy katechetka i na dowód przesyła mi maila, którego dostała na początku marca od swojego bezpośredniego zwierzchnika.
Zdaniem kobiety wielu polskich katechetów znalazło się teraz między młotem a kowadłem. – Całym sercem popieram postulaty strajkujących nauczycieli, ale jeśli dołączyłabym do protestu, to mogłabym pożegnać się z prawem do uczenia religii – tłumaczy.
Katechetka uznała, że najlepszym sposobem na wyjście z sytuacji będzie przejście na L4. – Gdy wczoraj stanęłam w drzwiach do gabinetu lekarki w mojej rodzinnej miejscowości, usłyszałam: "No nareszcie!". Ona doskonale rozumie moją sytuację, nie tak dawno lekarze też protestowali – przyznaje Maria.
Kobieta zaniosła kartkę z adnotacją o dwutygodniowym zwolnieniu, co nie zdziwiło nawet dyrektora szkoły. – Jedynie niektórzy koledzy z pracy nazwali mnie "łamistrajkiem". Nikt nie myśli o tym, że jeśli nie będę mogła uczyć religii, to nie będę miała co do garnka włożyć - tłumaczy.
Szkoła podstawowa, w której uczy Maria, to malutka placówka, do której zapisana jest niecała setka uczniów. Zatrudnionych jest w niej dziewięciu nauczycieli, dlatego większość uczy więcej niż jednego przedmiotu. Maria, oprócz religii w starszych klasach, uczy również dwóch przedmiotów ścisłych oraz prowadzi zajęcia z wychowania do życia w rodzinie. – Lubię być nauczycielką i pracować z dziećmi, dlatego postanowiłam, że od przyszłego roku będę uczyć tylko tych przedmiotów. Rzeczywistość, w której funkcjonują katecheci, już mnie przerasta – dopowiada.
Według Katolickiej Agencji Informacyjnej, która podaje dane za Konferencją Episkopatu Polski, nauczycieli religii wyznania rzymsko-katolickiego jest ok. 25 tys. (dane wynikające z ostatnich dostępnych podliczeń z roku szkolnego 2014/15).
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl