Marie Bonaparte i tajemnice łechtaczki
Praprawnuczka brata Napoleona Bonaparte, kochanka francuskiego premiera, ciotka brytyjskiego Księcia Filipa i wielka przyjaciółka Zygmunta Freuda – niezwykła kobieta, które swoje życie poświęciła poszukiwaniu orgazmu i badaniom nad działaniem łechtaczki. Tak zdesperowana i głodna wiedzy, że sama poddała się trzem operacjom genitaliów; tak wnikliwa i ambitna, że rolę pacjentki zamieniła na rolę psychoanalityka i naukowca.
Maria Bonaparte urodziła się w 1882 roku jako jedyna córka księcia Rolanda Bonaparte, zapalonego geografa i eksperta od lodowców. Jej matka zmarła miesiąc po porodzie, a ojciec poświęcił nauce cały swój czas i uwagę, pozostawiając dziewczynkę na wychowaniu babki, nianiek i guwernantek. Odizolowana przez całe dzieciństwo w rodzinnej posiadłości w St. Cloud, Marie szybko stała się klasycznym przypadkiem znerwicowanego, obsesyjnego i niespecjalnie kochanego dziecka z głową pełną pytań.
Od miłości do oziębłości
Bez rodzinnego ciepła i towarzystwa rówieśników, Marie rosła z nosem w książkach. Fascynowały ją zwłaszcza wiejące grozą opowiadania Edgara Allana Poe’ego oraz… smutny fakt męskiej dominacji nad światem. W swoich młodzieńczych pamiętnikach utyskiwała, że gdyby była chłopcem, mogłaby osiągnąć o tyle więcej, posiąść znacznie lepsze wykształcenie. Największe rozczarowanie miało jednak dopiero nastąpić.
W wieku 25 lat Marie została wydana z woli swego ojca za starszego od siebie o 13 lat Jerzego, Księcia Grecji i Danii. Mąż był postawny i przystojny, więc świeżo upieczona małżonka zapłonęła niekłamanym uczuciem, które, niestety, trafiło w próżnię. Książe Jerzy bowiem pociąg seksualny czuł jedynie do swojego wuja Waldemara i od pierwszej wspólnej nocy przedstawił sprawę jasno – seks tylko dla celów prokreacyjnych. I faktycznie, para doczekała się dwójki dzieci, ale Marie w małżeńskim łóżku nie znalazła tego, czego oczekiwała. A że była kobietą czynu i naukowcem od urodzenia, zaczęła poszukiwania szczęścia także w innych łożach. Kochanków miała więcej niż rękawiczek, a pośród nich był m.in. Aristide Briand, jedenastokrotny premier Francji. Niestety, żaden mężczyzna nie zdołał doprowadzić jej do orgazmu w trakcie stosunku płciowego i panna Bonaparte sama postawiła sobie diagnozę: cierpiała na oziębłość.
Skalpel i psychoanaliza
Zdesperowana Marie sama zaczęła więc badać fizyczne podłoże kobiecych problemów z orgazmem i tak narodziła się A.E. Narjani - pod tym pseudonimem Księżniczka Bonaparte w 1924 roku opublikowała wyniki swoich studiów. Po przebadaniu 243 pacjentek Marie stwierdziła, że kluczową sprawą jest odległość łechtaczki od wejścia do pochwy.
Wedle doniesień tajemniczej Narjani, panie, których łechtaczka znajdowała się bliżej niż 2,25 centymetra od pochwy nie miały problemów z osiąganiem rozkoszy podczas penetracji, podczas gdy kobiety z dystansem ponad 2,5 centymetra na to szczęście liczyć nie mogły. Niestety, wiedza ta niewiele jej pomogła, bowiem jej własna anatomia okazała się być wadliwa, a owa kluczowa odległość zbyt duża. Bonaparte nie złożyła jednak broni i zaprzęgła do współpracy słynnego austriackiego chirurga Josepha Halbana, który zgodził się ją zoperować i… przesunąć łechtaczkę bliżej pochwy. Jak się nietrudno domyślić, pomimo trzech operacji, które prawdopodobnie na trwałe uszkodziły nerwy odpowiedzialne za stymulację erotyczną, orgazm w trakcie stosunku płciowego był nadal dla Marie fatamorganą i tak pozostało aż do jej śmierci, w 1962 roku.
Jednym z kochanków Marie był asystent Zygmunta Freuda, który w 1925 roku zasugerował niespełnionej mężatce konsultację u swego szefa. Słynny psychoanalityk był już wówczas chorym i wiekowym człowiekiem, niespełna siedemdziesięcioletnim, ale mimo to, dał się ponieść energii i dociekliwości krewnej Napoleona. Razem analizowali dawne pamiętniki Marie, grzebali w jej przeszłości i duszy, aby rozwikłać zagadkę oziębłości. Freud sceptycznie odnosił się do jej chirurgicznych eksperymentów, postulując, że problem musi tkwić w głowie Marie i jej infantylnym rozwoju, a raczej niedorozwoju seksualnym, przez który nigdy nie miała szansa stać się kobietą.
Słynny psychoanalityk uważał bowiem, że orgazm łechtaczkowy to domena niedojrzałych dziewcząt, podczas gdy orgazm pochwowy miał być przywilejem prawdziwych kobiet. Po nieudanych eksperymentach operacyjnych na sobie i czterech innych pacjentkach, Marie porzuciła w końcu teorię znaczenia odległości łechtaczki od pochwy i skłoniła się w kierunku psychoanalizy. Sama zaczęła przyjmować pacjentów i tłumaczyła dzieła Freuda na język francuski, a dodatkowo wspierała go finansowo, gdy musiał wraz z rodziną uciekać z Austrii. Okaleczona fizycznie, rzuciła się w wir pracy, pisząc wysoce analityczną biografię E.A. Poe’ego i kontynuując studia nad oziębłością, czego efektem była wydana w 1953 roku książka pt. „Kobieca seksualność”.
Jak to naprawdę jest z tą łechtaczką?
Teoria sformułowana przez Marie Bonaparte znalazła jednak wielu zwolenników. W latach 40-tych ubiegłego stulecia sprawę badał profesor Carney Landis wraz ze swoją małżonką i doszli do takich samych wniosków. W 2005 roku analizę związku między budową damskich genitaliów a zdolnością do osiągania orgazmów podjęły dwie kolejne badaczki, Kim Wallens i Elizabeth A. Lloyd, które w 2011 roku opublikowały artykuł przyznający nieszczęśliwej, oziębłej poszukiwaczce orgazmów rację.
Odległość łechtaczki od wejścia do pochwy naprawdę ma znaczenie! Bardziej zaawansowane studia z użyciem rezonansu magnetycznego pozwoliły naukowcom z Cincinnati w 2014 roku stwierdzić, że dla kobiecej rozkoszy ważny jest nie tyle legendarny punkt G, co punkt C, czyli właśnie umiejscowienie łechtaczki. Oficjalne wyniki badań wykazują, że kobiety mające duże trudności lub niepotrafiące osiągać orgazmu drogą penetracji, mają średnio o 5-6 milimetrów dalej położoną łechtaczkę. Naturalnie, współcześnie nikt już nie sugeruje rozwiązań chirurgicznych, ale raczej eksperymentowanie z pozycjami seksualnymi i wykorzystanie innych technik miłosnych.
Penis księżniczki
W swojej książce Bonaparte dużo uwagi poświęca nierówności, a wręcz niesprawiedliwości pomiędzy płciami, utyskując nad faktem, że co dla mężczyzny jest chwilą przyjemności, ze strony kobiety jest wieloletnim bólem związanym z dyskomfortem miesiączek, defloracją, ciążą, porodem, a nawet laktacją.
Trudno jej się zresztą dziwić – niedopieszczona w dzieciństwie, wydana za mężczyznę bez zainteresowania płcią piękną, z silnym, pożądającym rozkoszy umysłem, Marie Bonaparte przez całe swoje życie wydawała się tęsknić za penisem. Co ciekawe, zdaniem naukowców wpływ na budowę kobiecych części intymnych może mieć gospodarka hormonalna matki – jeśli kobieta w ciąży ma w ciele więcej androgenów, u jej córki łechtaczka zaczyna się lekko powiększać i migrować, niby na kształt męskiego członka!
W 1915 roku Marie pozowała jako modelka dla rumuńskiego rzeźbiarza Constantina Brâncuși. Efektem tej współpracy było głośne i skandaliczne dzieło zatytułowane „Księżniczka X” i przypominające do złudzenia… potężnego brązowego penisa. Ze względu na rzucające się w oczy skojarzenia, paryski salon sztuki odmówił wystawiania posągu w swoich wnętrzach, na co wściekły artysta odpowiedział, że rzeźba nie przestawia wcale atrybutu męskości, ale… obiekt pożądania i dowód damskiej próżności księżniczki. Bo też Bonaparte, choć znalazła uznanie w oczach dzisiejszych naukowców, przez współczesnych uważana była za megalomankę, kobietę próżną i przeciwniczkę feminizmu. Jej smutną, samotną walkę z własną oziębłością seksualną można podsumować najlepiej cytatem z Freuda: “Największe pytanie, na które nie znaleziono odpowiedzi, i na które ja sam nie zdołałem odpowiedzieć, mimo 30 lat praktyki w badaniu kobiecej duszy, brzmi: Czego chce kobieta?”