Matthew McConaughey w głowie swojego bohatera
Nic Pizzolatto, twórca serialu "Detektywi" o śledztwie w sprawie zabójstwa sprzed lat, nie ma wątpliwości, ile jego produkcja zawdzięcza Matthew McConaugheyowi.
Nic Pizzolatto, twórca serialu "Detektywi" o śledztwie w sprawie zabójstwa sprzed lat, nie ma wątpliwości, ile jego produkcja zawdzięcza Matthew McConaugheyowi. Gwiazdor wciela się w cyklu w Rusta Cohle'a, inteligentnego gliniarza, który ma dość specyficzne poglądy na życie i świat, i wygłasza długie mowy na ten temat.
- W ustach słabszego aktora, wiele z kwestii Rusta brzmiałoby komicznie - podkreśla Pizzolatto.
- Do roli Cohle'a potrzebny był aktor, który będzie potrafił zarówno mówić językiem Cohle'a, jak i sprzedać go widzom. Matthew dogłębnie zrozumiał tę postać i wchłonął ją w każdy możliwy sposób.
Pierwotnie McConaughey miał zagrać drugiego detektywa - Martina Harta, w którego ostatecznie wcielił się Woody Harrelson. Aktor sam nalegał na taką zmianę obsadową. - Chciałem dostać się do głowy tego kolesia - podkreśla McConaughey. - Jego obsesja, jego świat? Zawsze szukam postaci, które mają wiele monologów. To dla mnie naprawdę ważne. Czuję, że dzięki temu rozwijam swoje aktorstwo.
- Grając Cohle'a Matthew stał się innym człowiekiem - przyznaje Harrelson, który rolę przyjął ze względu na możliwość ponownej współpracy z McConaugheyem. - Nie porozumiewaliśmy się w ten sam sposób, co zawsze. To nie był Matthew. Zadawałem się z Rustem Cohle'em. Wiele razy naprawdę mnie wkurzył. Niesamowita praca. Ale nie gra.
Na plan "Detektywów" aktor trafił prosto po zdjęciach do filmu "Witaj w klubie". Serial można śledzić na antenie HBO. Obraz trafi do naszych kin 14 marca.
(Megafon.pl/ma)