"Miarą człowieka dobrze wychowanego jest to, jak zachowuje się w tramwaju, nie na przyjęciu", czyli savoir-vivre w komunikacji
Korzystający z komunikacji miejskiej co dnia stają przed dylematem: komfortowy cham, czy ledwo żywy galant. Przestrzeganie dobrych manier w sytuacji, w której na szali jest własna wygoda, jest nie lada wyzwaniem. Omawiamy z ekspertem najczęstsze uchybienia.
21.02.2018 | aktual.: 21.02.2018 17:06
Po pierwsze: nie jedz!
Symbol przekreślonego loda podlega niekiedy aż nazbyt dosłownym interpretacjom. Jeśli jednak nie kłócimy się akurat z kierowcą, ani też nie cierpimy na odmianę autyzmu powodującą, że bierzemy wszystko dosłownie, zdajemy sobie, że oznacza ni mniej ni więcej, tylko zakaz jedzenia.
Co jednak z osobami, które pracę zaczynają na drugim końcu miasta o świcie, a kanapka w autobusie oznacza dla nich dodatkowe pół godziny snu? Albo z pracującymi w kilku miejscach, dla których droga z pracy do pracy, to często jedyna szansa, żeby zjeść jakikolwiek substytut obiadu.
- Ta zasada została stworzona nie, żeby uprzykrzać nam życie, ale żeby nie powodować dyskomfortu u innych. Mam wrażenie, że zdajemy sobie sprawę, że wejście do tramwaju z daniem, które wydziela mocny zapach, jest niekulturalne. Gorzej z subtelniej pachnącymi pokarmami. To, że nie czujemy zapachu kanapki, którą zrobiliśmy kwadrans wcześniej, nie oznacza, że nie przeszkadza ona współpasażerom. Poza tym nie chodzi wyłącznie o zapach, ale też o dźwięki wydawane przy jedzeniu, bądź ryzyko niezamierzonego przecież pobrudzenia współpasażerów – tłumaczy Adam Jarczyński z Polskiej Akademii Protokołu i Etykiety, autor bloga "DobreManiery24".
Po drugie: nie pij?
Byłam kiedyś świadkiem osobliwej pyskówki. Zażywny, czerwony na gębie od lat niewylewania za kołnierz jegomość, zaczął w tramwaju obsztorcowywać kobietę za picie coli. W butelce. Takiej wiecie, z korkiem. Zdaje się, że dziewczyna, podobnie jak i ja, nie mogła w to uwierzyć. Kilka razy pytała mężczyznę, czy chodzi mu o colę. Kiedy wreszcie dotarło do niej, że tak, zaśmiała się, że nie ma najmniejszego zamiaru rezygnować z picia. Facet zaczął pokazywać na nalepki na drzwiach i wygrażać się, że dziewczyna ma w takim razie wysiąść, albo on zadzwoni po policję. Sympatie widowni były podzielone. A pytaniem, zgoła filozoficznym pozostaje, kto w takiej sytuacji jest bardziej na bakier z dobrym wychowaniem.
- Zwracanie obcym osobom uwagi nie jest niekulturalne. Często to po prostu przejaw wysokiego poziomu asertywności. Oczywiście wszystko zależy tu od sposobu, w jaki to zrobimy. Na pewno należałoby zrobić to tak, żeby nasza uwaga trafiła tylko do osoby, do której kierujemy swoje słowa i – co niezmiernie ważne – nie uraziła, bądź nie ośmieszyła jej przy innych. Jeżeli tak się stanie, to możemy zapomnieć o rozwiązaniu problemu. Często wtedy spotykamy się z postawą atakującą. Ważna jest dyplomacja i tak, nawet jeżeli ktoś sam nie jest do końca taktowny. To z kolei, może w komunikacji miejskiej nastręczać problemów – mówi Jarczyński.
Bifor po warszawsku
Lokalna tradycja chamsko-warszawska. Jeśli w piątek, w okolicach godziny 21 postanowicie udać się do Centrum komunikacją miejską, możecie być pewni, że nie zostanie wam oszczędzone towarzystwo osób urządzających sobie wstęp do imprezy właściwej już w tramwaju.
Biorąc pod uwagę, że w ten sposób łamiemy nie tylko regulamin ZTM-u, ale i prawo (zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych), można by pogratulować odwagi. I jakkolwiek nie zapomniałam jeszcze do końca czasów studenckich i towarzystwo sączące piwo w kącie średnio mnie bulwersuje, piątkowe spożycie w komunikacji wiąże się niestety także z podnieceniem udających się na imprezę manifestowanym w decybelach. A kiedy telefon poucza cię o niebezpieczeństwie utraty słuchu, a ty nadal słyszysz studenciaków, metaforyczny scyzoryk otwiera się w kieszeni.
Czesać albo nie czesać? Oto jest pytanie
Sama zadaję je sobie całkiem często. I zazwyczaj odpowiadam sobie twierdząco. No, a potem się wstydzę. Przez lata nosiłam samoukładające się fryzury, ale odkąd mam dłuższe włosy, przeczesuję je z maniakalnym uporem. Wychodzę z założenia, że kobieta, bądź co bądź dorosła, z fryzurą z gatunku "straszne kudły, NO ALE do łokcia" wygląda już nawet nie tyle źle, co śmiesznie.
Co z takim fantem zrobić w komunikacji miejskiej? Czy jeśli nie stoimy nad cudzymi kolanami, możemy wyjąć grzebień, czy jest to raczej czynność higieniczna z gatunku tych, którym powinniśmy oddawać się na osobności? Podobnie można zastanawiać się, czy w autobusie wypada poprawiać makijaż albo czyścić buty. Oczywiście w sytuacji, w której nie wiąże się to z włożeniem komuś łokcia między żebra.
- Zdecydowanie odradzam – mówi Jarczyński.
- Kobiety czasem są zbulwersowane, kiedy mówię im, że wedle zasad savoir-vivre'u nie powinny nawet malować rzęs w miejscu publicznym, zacząłem więc tłumaczyć to na innym przykładzie. Proszę sobie wyobrazić, że jedzie pani pociągiem z pięciokrotną zdobywczynią tytułu "Najczystszych stóp świata". Zawsze nowy pedicure i higieniczna czystość. I ona, wiedząc, że ma najczystsze stopy na świecie, zdejmuje w pani towarzystwie skarpety i kładzie nogi na siedzeniu obok. Ale pani o tym nie wie. Prawdopodobnie nie pomyśli pani "wspaniale", tylko zbulwersuje się pani, być może będzie pani obrzydzona. W końcu to obca osoba. Zabiegów higienicznych, nawet tych, które wydają się nam niewinne, bezwzględnie w komunikacji miejskiej unikamy – komentuje Adam Jarczyński z Polskiej Akademii Protokołu i Etykiety.
Płócienny garb i torby podróżne
Na tylnych szybach autobusów przegubowych można czasem zobaczyć napis "zachodzi na 2 metry". Naklejki z podobną informacją powinny być dostępne też w środku. Amatorzy przepychania się z wypchanymi plecakami mogliby zapobiegliwie nakleić ją sobie na barki i z czystym sumieniem kręcić piruety.
Jarczyńskiego pytam o zwyczaj stawiania toreb podróżnych czy zakupów na siedzeniu: - Możemy to robić, o ile w środku komunikacji miejskiej są wolne miejsca. Jeśli autobus stopniowo się zapełnia, wypadałoby zapytać stojącą najbliżej osobę czy nie chciałabym usiąść. Do tego nigdy nie stawiamy na siedzeniach ubłoconych od spodu toreb czy walizek, zaś torebki, które bez problemu mieszczą się nam na kolanach, powinny trafić raczej tam, niż na siedzenie obok – precyzuje autor bloga "Dobre Maniery 24".
Chanel spod numeru piątego
Osoba dobrze wychowana jest zobowiązana do dbania o swój wygląd przynajmniej na tyle, żeby nie odstręczać wyglądem. W skład tego, co określamy lekko staromodnym terminem "schludność" wchodzi natomiast nie tylko to, co dla oka, ale i to, co dla nosa.
O tym, jaką katorgą bywa podróż z niedomytymi współpasażerami, każdej wiosny powstają w mediach internetowych elaboraty. Co jednak z tymi, od których czuć nieprzetrawionym alkoholem i gotowaną kapustą, ale "perfumą"?
- Niezależnie od tego, gdzie jesteśmy, powinniśmy pilnować, żeby zapach nie wyprzedzał człowieka, tylko był subtelnym dodatkiem. Optymalnie używane perfumy powinny być wyczuwalne, kiedy siedzimy obok kogoś dłuższą chwilę. Mamy w Polsce mylne przeświadczenie, że wypada się nam perfumować publicznie, bo przecież perfumy "ładnie pachną" i są "luksusowe". Tymczasem to faux-pas. Nie perfumujemy się ani w lokalach, ani w komunikacji miejskiej ani nawet w windzie, w której jesteśmy sami – mówi ekspert.